sobota, 24 listopada 2012

XXIX ~ "Czego ty chcesz?"

No więc jest kolejny, szybko dodany rozdział 29 :D Krótki, wiem... ;cc Jejku, jak bardzo mnie cieszą wasze komentarze *.* To na którym kończymy? 35? ;D Piszcie, piszcie, piszcie! :** Dedykacja dla Ginny . Zapraszam teraz na ciąg dalszy... ♥


XXIX ~ "Czego ty chcesz?"


- A może przestałbyś się we wszystko mieszać?! - Hermionę obudziły wrzaski. Ktoś na pewno nie miał przyjemnego poranka...
- A może zrobiłabyś w końcu coś żeby nie wpadać w takie kłopoty?!
- Poradzę sobie sama, jasne?!
- Oczywiście! No pewnie, poradzisz sobie! Wyślij sowę jak już będziesz płakać...
- Nie wiem czy mi starczy już łez! - trzasnęły drzwi, a nastoletnia gryfonka stojąca przy wyjściu ze swojej sypialni, zbiegła na dół do pokoju wspólnego.
- Ron...? Ron, czy... Czy to była Ginny? - zatrzymała się na schodach patrząc na przyjaciela skubiącego nerwowo szatę. - Ron, odpowiadaj!
- NO TAK! - wrzasnął. Szatynka zacisnęła mocno usta żeby nie krzyknąć i wybiegła na korytarz. Przebiegła pół zamku nie mogąc dojrzeć nigdzie rudej czupryny. No tak, że też jej to do głowy nie przyszło! Zbiegła kilka pięter w dół i pchnęła drzwi łazienki Jęczącej Marty.
- Tu jesteś... - Odetchnęła z ulgą pod chodząc do przyjaciółki, która stała nad umywalką wycierając nerwowo twarz.
- O, Hermiona.. N-nie wiedziałam, że już nie śpisz. - pociągnęła nosem. Brązowooka objęła ją ramieniem.
- Co się stało...? - szepnęła.
- Nic.
- Słyszałam was na dole...
- Naprawdę nic.
- Gin, mnie nie oszukasz, znam cię doskonale więc...
- NO NIC, NIE ROZUMIESZ? NIC! DAJ MI SPOKÓJ! PORADZĘ SOBIE SAMA! - podniosła torbę z ziemi, odepchnęła delikatnie szatynkę i wyszła z pomieszczenia. Hermiona osunęła się po kafelkach. "Co się dzieje?!". Ukryła twarz w dłoniach. "Dzięki, wspaniała sobota." Podniosła się z podłogi i spojrzała na siebie. Nie ma to jak wylecieć z pokoju wspólnego w piżamie... Pognała bocznymi schodami do wieży Gryffindoru. Wyszykowała się. Założyła swoje ulubione jeansowe rurki, białą bokserkę, sweterek, ubrała trampki i ruszyła do toalety. rozczesała swoje puszyste włosy, umyła zęby i rozpyliła wkoło siebie truskawkową mgiełkę. "Czas zacząć dzień na nowo" - pomyślała i zeszła po schodach na dół. Z daleka dojrzała burzę rudych włosów w kącie. Rodzinne spotkanie?
- Mionka! - krzyknął Fred i podbiegł do kręconowłosej łapiąc ją w pasie, podnosząc do góry i okręcając ją dookoła. 
- Puszczaj, kretynie! - zaśmiała się.
Jeden taki drobny szczegół, a umie zmienić tak wiele... Chwycił ją w ramiona, przytulił ją mocno i obdarzył ją przyjacielskim buziakiem w polik. Oblała się szkarłatnym rumieńcem i odwzajemniając ten gest podbiegła do George'a i Harry'ego. 
- Co u ciebie, młoda? 
- Ej, tylko nie młoda! - położyła palec na nosie George'a robiąc groźną minę.
- Okej, stara.
Trzepnęła go w ramię.
- Wiesz, że możesz wylecieć przez okno, nie?
Odsunął się, a ona uśmiechnęła się triumfalnie. 
- Biegnę właśnie na śniadanie. - puściła do nich oko i zeszła do Wielkiej Sali.
Usiadła przy stole Gryfonów wypatrując w tłumie zapłakanej przyjaciółki. Nigdzie jej nie było. Z nieswoją miną zabrała się za płatki. tuż obok niej klapnęli bliźniacy. G wyrwał jej łyżkę z dłoni, zanurzył w mleku i uniósł do góry.
- Jedz, malutka... Otwielamy sieloko buśkę... Leci samolocik!
Wytrąciła Weasley'owi jedzenie na podłogę i przybrała marsowy wyraz twarzy.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. - warknęła.
- Dobra, dobra, tylko się nie popłacz. - uśmiechnął się. Chciała go uderzyć, ale widząc jego wyraz twarzy zamiast tego wyszczerzyła zęby. Z trudem dokończyła posiłek i wyszła z Wielkiej Sali. Musi znaleźć Ginny. To jest jej najlepsza przyjaciółka, powinna ją wspierać. Zapomniała na chwilę o problemach przy rudowłosej, powinna zrobić dla niej to samo. Tylko gdzie mogła jej szukać? Odpowiedź znowu nadeszła niespodziewanie. I to zupełnie. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że zobaczy ją tuż przed twarzą. Poznała ją po włosach, twarzy, mimice? Nie. Po głosie. Zresztą chyba nikt by jej nie poznał po pozostałych wymienionych rzeczach.
- GIN?! - wyrwało jej się przez cały korytarz.
Trzynastoletnia Gryfonka odwróciła się do niej plecami. Hermiona ujęła w dłonie jej fioletowe włosy i spojrzała na nie z przerażeniem.
- Co... Co ci się stało?
- No... No bo... Ech, nic. - wydukała.
- Nie ukrywaj tego przede mną. - złapała ją za nadgarstek. - Proszę.
Młodsza z nich westchnęła cicho, ale znacząco.
- Nie tutaj.
Dotarły do pokoju woźnego. Zamknęły się w nim i spojrzały sobie w oczy.
- Lavender stwierdziła, że tak mu się bardziej spodobam, ale trochę pomieszała zaklęcia. - powiedziała.
- A po co to robiłaś? Przecież Harry'emu zawsze się będziesz podobać! - uśmiechnęła się.
- A-ale widzisz. I tu jest problem. - zaśmiała się smutno. - Nie chodzi o Harry'ego.
- Co ty gadasz? - Hermionie zrzedła mina.


- Puszczaj mnie! - wrzasnęła do Freda, który całując ją raz po raz po policzku niósł ją po błoniach na rękach. - Nie jesteśmy razem... - mruknęła patrząc mu w oczy.
- Wiem. - wyszczerzył zęby.
- No więc... PUSZCZAJ! - pisnęła bijąc go ze śmiechem po klatce. Dał jej ostatniego buziaka, uśmiechnął się szelmowsko i wrzucił ją do stawu.
- Ewentualnie mogłem zrobić wyjątek. - zaśmiał się.
Wynurzając się z wody zobaczyła ich. Potter i Weasley znowu się kłócili. Dlaczego tylko Hermiona mogła znać cząstkę prawdy? Nie mogła tego tak zostawić... Nie mogła. Zostawiając rozkojarzonego bliźniaka samego ruszyła do szklarni.


- Musimy pogadać! - Szatynka wparowała na lekcję zielarstwa do Ślizgonów.
- Panno Granger, znowu pani? No dobrze, Draco idź. Tym razem macie moje pozwo... - Ale nikt jej już nie słuchał.
- O czym znowu? - warknął.
- O CZYM ZNOWU... - powiedziała dobitnie. - O tobie.
- A dziękuję, miewam się bardzo dobrze, słońce delikatnie grzeje, wiatr północno-wschodni chłodzi moje oblicze, chmury na niebie...
- COŚ TY JEJ ZROBIŁ?! - wrzasnęła.
- Aaa... Tooo... Troszkę eliksiru miłosnego mojej własnej roboty, na który tylko ja znam antidotum, nic więcej.
- Czego ty chcesz? - mruknęła.
Spojrzał na nią, odgarnął lekko włosy i uśmiechnął się łagodnie. Przygryzł wargi, położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie.
- Ciebie.

~ Hermiona .




Wena, wena, wena :33 Piszcie odpowiedzi na pytanie, które zadałam wam na początku, a mianowicie czy 35 rozdziałów wam wystarczy? :) Czekam niecierpliwie na wasze opinie i pozdrawiam was gorąco <33

środa, 21 listopada 2012

XXVIII ~ "Z VOLDEMORTEM?!"

No, witajcie kochani... Jejku jak ja długo nie pisałam :OO Okej, okej... Już dodaję, nie złośćcie się na mnie ;P :* Wiem, że prosiliście, ale już już już... jest :D Gorąco zapraszam na rozdział 28 :) Krótki ;// Specjalna dedykacja dla Ginny - tęsknię ;* Ale i dla wszystkich czytelników ♥


XXVIII ~ "Z VOLDEMORTEM?!"


- Szybko! Biegiem! 
Pędzili poprzez peron 9 i 3/4 potykając się o bagaże. 
- Już prawie!
W ostatniej chwili wbiegli do pociągu. Drzwi gwałtownie zatrzasnęły się za rudą czupryną Rona, a oni wpadli do pierwszego wolnego przedziału. Rzucili się zmęczeni na siedzenia dysząc ciężko. Tylko Ginny wstała by pokiwać jeszcze matce z okna, po czym kręcąc głową obdarzyła przyjaciół karcącym spojrzeniem.
- Ale posuńcie się, co? - wtrąciła ze śmiechem usilnie wciskając się między Harry'ego, a George'a.
Po pięciu minutach nie było osoby, która by się nie śmiała. Wszyscy uśmiechali się do siebie i wymieniali radosne spojrzenia.
- No widzisz, Hermiono i tak właśnie wygląda żabi skrzek. - skwitował George usuwając plamę po ślimakach słodko-kwaśnych z fotela.
- Serio? 
- Oczywiście. 
- To było pytanie retoryczne, baranie.
- Baranie? Skąd znasz mój znak zodiaku? - wyszczerzył zęby. Wyjęła pudełko fasolek wszystkich smaków i zaczęła nimi rzucać na prawo i lewo.
- Hahahah, pudło! - wrzasnął Potter unikając wymiocinowego ciosu.
- Pudło?! Ja ci zaraz pokażę! - wstała i rzuciła się na chłopaka usilnie próbując poczochrać mu włosy. - No chodź tu! - krzyczała śmiejąc się.
Gdy w końcu udało jej się wystarczająco wytarmosić wszystkich po kolei i stłuc Harry'emu okulary usiadła zmęczona, zarzuciła nogi na kolana Freda i oparła się o szybę mierząc wszystkich głupkowatym wzrokiem.
- Co ci się stało? - wydusiła Ginny krztusząc się ze śmiechu. Wzruszyła tylko ramionami.
- To się nazywa głupawka. - wyszczerzyła zęby. Fred spojrzał na nią ze zdziwieniem. Momentalnie spuściła wzrok. Nie mogła patrzeć na niego długo. Od razu przypominało jej się jak byli kiedyś parą, a wczoraj? Całowała się z Malfoyem... Życie jest pokręcone. Zrzuciła nogi z kolan rudowłosego i rzucając niemrawe "zaraz wrócę" wyszła na korytarz. Rozejrzała się i skierowała się w stronę wagonu Krukonów w przejściu wpadła na... No tak na kogo innego?
- To znowu ty... - warknęła. Blondyn uniósł brwi i uśmiechnął się potulnie.
- Szukałem cię...
- Znalazłeś. Czego chcesz, Malfoy?
- Malfoy? - zaśmiał się. - To znowu jestem wrogiem?
- Zawsze nim byłeś.
- Jakoś o tym nie myślałaś kiedy mnie całowałaś.
- Ciiiiiiiszej! - syknęła. - Bo ktoś usłyszy.
Westchnął.
- Wstydzisz się?
- To było tylko pod wpływem emocji.
- Nie gadaj, że nic do mnie nie czujesz... - zbliżył się, położyła mu dłoń na klatce zatrzymując go.
- Przyjaźń. - mruknęła odwracając się szybko.
- Zaczekaj! - dogonił ją ciągnąc za ramię.
- Nie rób mi tego. - głos mu się zatrząsł. - Nie wyobrażam sobie...
- Czego? Nie bycia ze mną? jakoś wytrzymałeś przez całe cztery lata, wytrzymasz i teraz. - poklepała go po policzku - Dasz radę. - przytuliła go, dała całusa w policzek i oddaliła się do przedziału.
Weszła z trochę weselszym humorem uśmiechając się na prawo i lewo. Było jej lżej na sercu, że tą rozmowę ma za sobą. Oparła się o szybę patrząc jak krajobrazy za oknem przesuwają się w zawrotnym tempie. Przymknęła oczy, a zanim się zorientowała zobaczyła przed sobą zamazany napis "Hogsmeade".

- No więc?
- No więc...
- No więc?
- No więc co?
- No więc jakie jest twoje wytłumaczenie na spóźnienie?
- Pani profesor... - stała właśnie w klasie transmutacji przyglądając się uważnie McGonagall i czując na sobie spojrzenia całej klasy. - Zaspałam. - mruknęła.
- Siadaj. - pokręciła głową. - No, więc na dzisiejszej lekcji...
Minerva uwielbiała nadużywać słowa "no więc", ale to stało się już męczące. Czy naprawdę zaspała? No, nie. A co ją tak rozkojarzyło? Siedzenie przed kominkiem, zagłębienie się w książce, a do tego rozmyślanie o Ślizgonie. A może nie o nim tylko o tym co się stało w Wielkanoc? Nieważne... Wiedziała, że nie może tego tak zostawić, nie może...

Po obiedzie złapała Ginny za rękaw i wciągnęła do łazienki Jęczącej Marty. 
- MUSIMY pogadać. - powiedziała z naciskiem. Usiadły na ziemi obok wejścia do Komnaty Tajemnic i spojrzały sobie w oczy. Rudowłosa długo czekała na rozpoczęcie zdania.
- O co chodzi? - spytała niecierpliwie.
- O... O mnie...
- Dokładniej może? - uśmiechnęła się.
- Ja... Zrobiłam coś złego. - westchnęła cicho. Głos jej się zawiesił. - Całowałam się z naszym największym wrogiem...
- Z VOLDEMORTEM?! - wrzasnęła Ginny.
- Nie no co ty... - zaśmiała się przez łzę, która spłynęła jej po policzku. - Wypowiedziałaś to imię? Nieważne. Z Draconem...
Przez chwilę w toalecie dało się słyszeć tylko głuchy szloch. Brązowooka przytuliła szatynkę bardzo mocno.
- Przecież... To nic złego, tak? On... On oddał ci Zmieniacz Czasu... Nie masz chłopaka, masz prawo...
- Ale ja nadal kocham Freda! - krzyknęła.
Na to nie było odpowiedzi. Milczały obydwie rozmyślając nad tym co można by zrobić z tym fantem. 

Następnego dnia spacerowały razem po błoniach. Dawne słońce powróciło, a uśmiechy wstąpiły znowu na ich twarze. Uwielbiały, uwielbiały wiosnę. Przysiadły pod dębem. Hermionie było lepiej, ze ktoś jeszcze wie o tej sprawie, że jest ktoś z kim może się podzielić smutnymi, radosnymi wiadomościami. Była to właśnie Ona. Taka niegdyś tylko przyjaciółka, a teraz... Jak pamiętnik, jak klucznik do serca, jak kontroler biletów na lotnisku w kierunku "miłość". Była kimś więcej, więcej niż siostra, była jak bratnia dusza, jak skarb odkryty na dnie oceanu... Jak największe szczęście złapane do pudełeczka. Niby ulotna jak łza, jak chwila, jak podmuch wiatru, ale trwała jak skała, jak słońce, jak księżyc... Przyjaźń - tego właśnie w tej chwili było jej trzeba i ręka, która zawsze ją podniesie, gyd upadnie...

~ Hermiona .

Krótkie, ale obiecuję, że się poprawię i bd dodawać rozdziały częściej ♥ Zachęcam do komentowania ♥

Przy tym tworzyłam ♥ :

 http://www.youtube.com/watch?v=b3HeLs8Yosw&feature=player_embedded

http://www.youtube.com/watch?v=KpsUsP2lIzU



poniedziałek, 12 listopada 2012

XXVII ~ "Wszystko się zmienia..."

No więc jest 27 :) Mam nadzieję, że się wam spodoba ;D Wycisnęłam siódme poty i tadaaaaamn! Dalej nie mam pojęcia na którym rozdziale skończyć. ;// 35? Piszcie proszę w komentarzach ;) Nie spodziewałam się, że będzie tyle wejść i kom. ♥ Jesteście wspaniali :** Dedykacja dla Paranoi98, Wiktorii Czechowskiej i Sandry Pytlik ^^ Zapraszam...

XXVII ~ "Wszystko się zmienia..."


Hermiona szła przyspieszonym krokiem przez pola. Zboże delikatnie muskało ją po kolanach, a poranne powietrze wspaniale orzeźwiało zaspaną czternastolatkę. Mimo dziur wędrowała dalej, znała swój cel, wiedziała dokąd kroczy... W końcu w oddali ujrzała szary budynek. Ciemne okna i czarna dachówka nadawały bardzo mrocznego klimatu. Kroczyła po kamiennej ścieżce starając się otrzepać adidasy z piachu. Stanęła przed ogromną bramą patrząc na z lekka zaniedbany ogród. Nacisnęła dzwonek. Odpowiedziała jej ponura melodia i tupot stóp wydobywający się z domu. Nim się obejrzała stała już naprzeciwko wysokiej, szczupłej kobiety o jasnych włosach i dużych niebieskich oczach. Zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem i mruknęła oschle:
- Słucham?
- Dzień dobry, ja przyszłam odwiedzić Dracona. Jestem jego koleżanką i...
- Mojego syna nie ma obecnie w domu.
- A gdzie jest?
- Wyszedł, ale... - urwała w połowie zdania. - Jeśli chcesz możesz na niego zaczekać. - uniosła brwi i wpatrywała się przeszywającym wzrokiem w szatynkę.
- Byłabym bardzo wdzięczna.
Kobieta otworzyła ze zgrzytem bramę i zaprosiła Hermionę do środka. Dziewczyna nigdy nie widziała tak dziwnego mieszkania. Pomijając niedbały wygląd podwórza wszystko wyglądało na strasznie stare. Duży, drewniany zegar z kukułką wskazywał godzinę 7:00. Co Malfoy robił o tej porze... GDZIEŚ. Nastolatka usiadła w kuchni patrząc na umeblowanie. Było schludnie, nie można zaprzeczyć, ale nie tak wyobrażała sobie mieszkanie "tego bogatego Ślizgona". Narcyza po raz kolejny zerknęła na nią z wyższością i wzięła do ręki srebrny czajnik. Wlała do niego wody, stuknęła różdżką i nagle po całym domu rozniósł się zapach herbaty. Nalała ją do dwóch kubków i postawiła jeden przed Hermioną.
- Dziękuję. - mruknęła dziewczyna.
Siedziały tak w ciszy. Szatynka cały czas czuła na sobie chłodny wzrok matki Dracona. Wreszcie po długim czasie oczekiwania, po podwórku poniósł się znajomy głos.
- Znieś miotłę do garażu, Fleyric!
- Tak jest, sir.
Po kilku sekundach do domu wszedł wysoki blondyn. Ściągnął buty i kurtkę i omiótł spojrzeniem mieszkanie. Jego wzrok zatrzymał się na Hermionie. Poczuł dreszcze na swojej skórze. Stał wryty w ziemię, nie potrafił nic zrobić, sparaliżował go strach.
- Cześć. - uśmiechnęła się do niego. 
To automatycznie uruchomiło u niego jakąś dźwignię. Obrócił się energicznie i zaczął biec do góry, uciekać. Nie zwracając uwagi na Narcyzę, Hermiona zerwała się na równe nogi i pognała za nim. Wpadła do sypialni jego rodziców, krzyknęła coś, nie słuchał. Okrążył łóżko i ruszył na strych. Gryfonka wspięła się po schodach i rozejrzała się ostrożnie. Podeszła do okna i wpatrywała się w nie przez chwilę, ruszyła do wieszaków i zaczęła grzebać w starych ubraniach, oddaliła się w stronę komody przeglądając zdjęcia. Wtem za szafą dostrzegła delikatny ruch. Po paru chwilach jak z torpedy wyleciał Draco i popędził na korytarz. W ostatniej chwili chwyciła go za marynarkę i pociągnęła z całej siły do siebie. Gdy się zatrzymał, popchnęła go na ścianę. Chłopak położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie. Nie wiedziała czy chciał ją pocałować, ale ta bliskość wywołała u niej dreszcze, które przerodziły się w gęsią skórkę. Była bliżej niego niżby chciała. Trzasnęła blondyna w twarz i odsunęła się od niego. Ten upadł tylko i trzymając się za policzek patrzył na nią z nienawiścią.
- Uspokój się. - mruknęła. - Chcę pogadać.
- Nie mamy o czym. - warknął.
- Mamy. - powiedziała stanowczo.
Wahał się przez dłuższy czas.
- Dobra, chodź. 
Pociągnął ją za rękę w stronę białych drzwi. Otworzył je na oścież i zaprosił ją gestem do środka. Posłusznie wkroczyła do pomieszczenia. Rozejrzała się ze skrytym uśmiechem po sypialni. Wielkie białe łóżko z baldachimem, przykryte zieloną pierzyną i poduszkami ze wzorami wężów, które same kusiły by się położyć. Ściany również w jasnych barwach, zielony, puchaty dywan na podłodze, białe komody, wspaniałe jasne zasłony, plakaty quidditcha na ścianach. Pokój znacząco wyróżniał się spośród wystroju całego domu. Był niesamowity tak jak się spodziewała. Usiadła na białym fotelu wpatrując się w blondyna.
- Co? - warknął.
- Co? - szepnęła z niedowierzaniem.
- No tak. CO?
- Nie bądź taki oschły.
- Nie trzeba było mnie bić.
- Nie trzeba było... - urwała. - Wiesz po co tu jestem, tak?
Pokiwał przecząco głową.
- Oddaj to, Malfoy.
- Że niby co?
Hermiona wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Proszę cię.
- O co?
- Nie żartuj sobie. - wyciągnęła rękę. - Zmieniacz czasu proszę.
- Nie wiem o czym mówisz...
- Nie zgrywaj niewiniątka. Doskonale wiem po co ci potrzebny. 
- No, więc skoro wiesz, to daj mi działać!
- Kradzież to zły środek.
- Może ja jestem zły.
- W to już nie wątpię.
- Myślałem, że jako przyjaciółka poprzesz mnie jakoś, ale...
- PRZYJACIÓŁKA?! Śmiesz mnie tak nazywać po tym co robisz?! Najpierw się podlizujesz, potem na mnie warczysz, znowu jesteś miły, kradniesz moją własność, żeby... Po prostu w to nie wierzę.
- To uwierz i opuść moje mieszkanie.
- Nie mam zamiaru.
- WYJDŹ!
- ZMUŚ MNIE!
Podnieśli się i wyciągnęli różdżki.
- Nie możesz używać magii.
- Ty też nie. - uśmiechnęła się złośliwie. - Oddaj to.
- Niby czemu miałbym to robić? Myślałaś, że przyjdziesz sobie ot tak, wyciągniesz dłoń, a ja wcisnę ci w nią ten twój naszyjnik? Zapomnij, dziewczynko. A teraz opuść ten dom.
- ... nie.
To co się potem stało jest po prostu nie do opisania. Widzieli tylko zielone światło, jasny błysk wpadł przez okno, znowu tłuczone szkło, znowu to samo... ZNOWU. 
Nastolatka otworzyła delikatnie oko. Leżała na ziemi pośród odłamków wazonu, zrzucony baldachim, podarte zasłony. Dało się słyszeć jeszcze śmiech, syk, szum, krzyk i rzucane zaklęcia. Na podłodze obok niej leżał Draco. Wyciągał coś pospiesznie z kieszeni. Tuż nad nimi ukazała się maska śmierciożercy, który już wyciągał różdżkę, był gotowy zaatakować, odurzyć... zabić. Poczuła na szyi łańcuszek i nim się obejrzała wszystkie meble i przedmioty wróciły do poprzedniej postaci, a pomieszczenie było puste. Podniosła się i otrzepała spodnie.
- Nie mamy czasu! - zawołał Malfoy wyciągając do niej rękę.
Chwyciła ją i pobiegła za blondynem, dopiero siedząc na strychu za szafą zorientowała się co jest grane. Draco ją uratował, a ten ruch, który widziała wcześniej to... oni. Tuż koło nich siedział skulony drugi Ślizgon. Prawdziwa Hermiona wtuliła się w pachnącą marynarkę prawdziwego chłopaka starając się pozostać niezauważoną. Po chwili chłopak z przeszłości wybiegł, nastolatka z przeszłości go złapała i popchnęła na ścianę. 
- Dobrze wymierzony cios. - mruknął Dracon skryty za szafką.
- Dziękuję.

Hermiona siedziała już w Norze. Zatrzasnęła z hukiem pamiętnik wzdychając ciężko. Nie pamiętała już jakim cudem wróciła do domu ani jak ocaliła siebie i Dracona przed śmierciożercami ani skąd oni się tam wzięli. Nie wiedziała czy to dlatego, że dostała z komody w głowę czy z powodu jakie to wszystko jest zawiłe. Pamiętała jeden szczegół. Jeden bardzo drobny szczegół. Otworzyła swój zeszyt i z bólem serca przeczytała ten fragment jeszcze raz.

     "Staliśmy patrząc na Bellatrix skaczącą tuż nad głową Narcyzy. 
- Dlaczego ta szlama tu przyszła? 
- Nie wiem, ale słusznie, że cię wyzwałam. Trzeba ją wykończyć. - mruknęła posępnie.
- Oj tak... Trzeba. Severusie?
- Nie! - krzyknął Draco, z którym stałam tuż obok łóżka.
Wydało się. Nastolatkowie siedzący na ziemi zniknęli pod wpływem działania zmieniacza czasu, a my wpadliśmy w kłopoty.
- Tu jesteś, GRANGER. - zaśmiała się Bella.
Zielony promień przeleciał mi tuż koło ucha. Dlaczego tylko tuż? Malfoy przewrócił mnie na ziemię sam ledwo uchodząc z życiem. Otarłam pot z czoła i spojrzałam w jego oczy. Kolor nieba? Czy może oceanu? W każdym razie tonąc w nich czułam się jakbym unosiła się gdzieś w bezdenną przestrzeń. Jego spojrzenie zderzyło się z moim i... puf. Pocałowaliśmy się."

Energicznie wrzuciła pamiętnik pod łóżko i tupnęła nogą. Ugryzła poduszkę i zaczęła płakać. "Jestem taką kretynką!" pomyślała. Nie umiała wytłumaczyć sobie swojego zachowania. Nienawidziła Dracona, nie wiedziała co ma robić. Czy zmieniła przyszłość? Nie wiedziała. Spojrzała na naszyjnik z klepsydrą spoczywający na jej dłoni. Paliło ją coś w środku. Dlaczego tak postąpiła? Może dlatego, że tak bardzo brakowało jej bliskości drugiej osoby?". Zmartwiona zaczęła wrzucać swoje rzeczy do kufra. Nie jest z Fredem, nie zdradziła go. Mimo wszystko czuła się okropnie. Już jutro zobaczy Ślizgona w Hogwarcie. Nie wiedziała jak zareaguje. Westchnęła ciężko opadając na łóżko.
- Wszystko się zmienia... - mruknęła ze smutkiem.

~ Hermiona .

Prosiliście mnie o wątek Malfoy'owy więc jest ^^ Uhuhuh! Nie podoba mi się aż tak bardzo, ale mimo wszystko... Wena, wena, wena :33 Komentujcie ♥ 

PS. Przeczytajcie wstęp przed rozdziałem i napiszcie mi ile rozdziałów ma być :P



Co do zdjęcia - jak może być lepiej z RONEM?!

piątek, 9 listopada 2012

XXVI ~ "Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze?"

Heeeej! Jestem (dużo) wcześniej! ♥ Przyznam szczerze, że nie miałam wielkiej weny co do tego rozdziału, ale postarałam się rozpisać ♥ (no okej, miałam taką małą xd) Dziękuję za ponad 6300 wejść! Dopiero po takiej przerwie zauważyłam komentarze od nowych czytelników, dziękuję wam :33 Nie wiedziałam, że tylu was jest i nie spodziewałam się 20 komentarzy :* Dedykacja? Dziś dla wszystkich - zapraszam :*


XXVI ~ "Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze?"


W głowie szatynki odbijał się jeszcze ten szyderczy śmiech blondyna. Chichot, którym uraczył zgromadzonych, zanim wypadł z domu pozostawiając otwarte na oścież drzwi. Patrzyła w osłupieniu na rude czupryny wylatujące za nim na zieloną trawę. Jak Dracon mógł to zrobić?! Jak mógł tak postąpić?! Mogło się wydawać, że jest... dobry, ale to był tylko podstęp, żeby TO ukraść. Jedna łza spłynęła po zlodowaciałym policzku. Hermiona była wstrząśnięta. Chwyciła się stołu żeby nie upaść. W jej głowie kołowało się od pytań. Dlaczego on tak postąpił? Na co mu to było?! I do czego będzie mu potrzebny ten przedmiot? Ujęła stojącą na stole szklankę z wodą i wypiła jej zawartość, starając się uspokoić swoje trzęsące ręce. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Podskoczyła wyrwana z zamyśleń i spojrzała w równie przerażoną twarz Ginny.
- Ja.. Ja... Przepraszam. - Ukryła buzię w dłoniach i pognała po schodach na górę. 
Czternastolatka chciała krzyknąć, biec za przyjaciółką, ale nie miała sił. Wiedziała, że rudowłosa chce być teraz sama, ale też że czuje się winna i powinna być przy niej. Zrobiła kilka kroków w przód i zachwiała się. Ból głowy zwyciężył. Upadła na kanapę i pokuliła nogi, podłożyła ręce pod głowę, zacisnęła mocno powieki nie powstrzymując się od płaczu. Trzęsła się z zimna, ale czoło miała rozpalone, wnet poczuła na nim czyjąś zlodowaciałą dłoń. Otworzyła z trudem oczy patrząc na ciemną postać. Już noc?
- Hermiona, ty masz gorączkę! 
- N...Nie panikuj Fred... - zająknęła się. - Nic mi nie będzie jestem zdrowa.
- Już idę po eliksir... MAMO! PRZYNIEŚ COŚ NA BÓL GŁOWY!!! - wrzasnął.
- Szczyt pracowitości... - szatynka usiadła za kanapie patrząc w podłogę.
- Wybacz. - znalazł sobie miejsce obok niej i objął ją ramieniem. Pocałował ją czule w czoło i uśmiechnął się. Zerknęła w jego stronę i odsunęła się kawałek.
- Nie jesteśmy razem.
- Wiem. - przysunął się i znowu położył rękę na jej plecach. Przeszły przez nią ciarki.
- To dlaczego to robisz?
Wzruszył tylko ramionami i zaczął się bawić swoją różdżką. Po kilku minutach zbiegła spanikowana Molly i zaczęła okładać Hermionę zimnymi ręcznikami, wciskać jej do ust łyżki z jakimś dziwnym płynem o smaku pomarańczy i... śliny gnoma. Po skończonej dawce leku wzdrygnęła się i czując, że wraca jej normalna temperatura, wstała i zaczęła krążyć po pokoju jak duch. Przez chwilę rudzielec i jego matka wpatrywali się w nią ze zdziwieniem. Wypiła jeszcze herbatę, odgoniła Freda od sztucznych ciastek i udała się do sypialni. Nie śniło jej się nic dobrego. Przed oczami cały czas widziała roześmianego - dawnego - przyjaciela. Żal wypełniał jej serce. Ufała mu jak głupia, teraz ma za swoje. I przez nią cierpi Harry. Kretynka. Rano nieprzyjemnie rażące promienie słońca oświetliły jej pokój, nie zawahały się przelecieć po oczach nastolatki i uraczyć ją tym jakże "uroczym" porankiem. Wstała i przejechała dłonią po swoich nieogarniętych włosach. Nie miała dobrego humoru, z resztą kto by miał? Ubrała się w pierwszą lepszą bluzkę, wcisnęła czarne rurki wiszące na krześle i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach i rzucając tylko krótkie "dzień dobry" obecnym, chwyciła gofra ze stołu i wyszła do ogrodu. Czuła, że atmosfera w kuchni jest gęsta, nie chciała jeszcze bardziej mieszać. Przysiadła na trawie, patrząc jak gnomy wyskakują zza krzaków goniąc się nawzajem. Co za życie... Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze? Nie tylko ona jedna miała takie problemy. Pod drzewem, poza granicami podwórza dojrzała rudowłosą postać zrywającą kwiaty. Przekrzywiła głowę i ruszyła bez namysłu w tamtym kierunku. Ginny zapłakana nuciła jakąś piosenkę słuchając jak ptaki odpowiadają jej tą samą melodią. 
- Wszystko gra? - szepnęła podchodząc cicho.
- Co? O, to ty... Tak, jasne. Jest świetnie. - pociągnęła cicho nosem.
- Nie przekonałaś mnie jakoś. - oparła się o pień spoglądając na pracującą przyjaciółkę. - Pomogę ci.
Zaczęła zbierać żółte kolczaste rośliny i wrzucać je do koszyka.
- Do czego ci są potrzebne? - zagadnęła.
- Dla mamy.
- Na co jej potrzebne?
- Nie wiem.
- Będzie robić miksturę?
- Nie wiem.
- A co te kwiaty robią?
- Nic.
- Ale rozmowna jesteś. - burknęła zdegustowana. Zrezygnowała z prób gadania z siostrą Weasley'ów zaczęła nucić sobie coś podobnego do piosenki Gin. W końcu zaczęły pukać w takt melodii w pień, kamienie, gałęzie i nawet nie zorientowały się kiedy zaczęły śpiewać na całe gardło ich ulubiony utwór.
- Fatalne Jędze rządzą! - zakończyła śmiechem Hermiona.
- Oj taaak! - dopowiedziała rudowłosa.
- I to bardzo! - obróciły się szybko, gdzie Fred szczerzył do nich śnieżnobiałe zęby. Spojrzały po sobie i oblały się szkarłatnymi rumieńcami. Jakby nic się nie stało zaczęły na nowo zbierać żółte kłujorządki wrzucając je do kosza. 
- Mmm... Mama was wołała. - powiedział bliźniak przypominając sobie po co przyszedł. Obie spojrzały z nutą buntowniczej pokory w oczach* i skierowały się do domu. Figlarz chwycił momentalnie szatynkę za łokieć. - Tylko Gi.
- Mówiłeś, że...
- Wiem co mówiłem, a teraz leć młoda!
Obdarzyła go przeszywającym wzrokiem i człapiąc powłóczyła się do Nory.
- No? - mruknęła dziewczyna - Czego chcesz?
- Nie tak niemiło, proszę. - burknął. - Pogadać.
- O?
- O... Kłujorządkach.
- Co z nimi?
- Jeśli je dotkniesz bez rękawiczek będziesz miała ręce całe w wielkich, czerwonych bąblach.
Hermiona z przerażeniem zwróciła spojrzenie na swoje dłonie.
- Żartuję. - zaśmiał się. Rzuciła w niego patykiem.
- Hau?
- Przestań. - Zaczęła uderzać pięściami w jego klatkę. Chwycił jej nadgarstki, a jego wzrok padł na jej śliczne, błyszczące oczy. - Przestań... - szepnęła rozmarzonym głosem. Zbliżyli się do siebie, byli już tak blisko, tak bardzo blisko...
- Gołąbeczki musicie mi pomóc! - wrzasnęła Molly wychodząc z domu. Zaczerwienili się i ruszyli wolnym krokiem w kierunku podwórka.
- Wiesz, że jesteś upierdliwy?
- Wiem.
- Pierwszy raz się nie sprzeczasz?
- Wiem, że i tak nie wygram. - uśmiechnął się.
- Ale ty się podlizujesz...
- Nie nazwałbym tego podlizywaniem...
- Nie zaczynaj. - Hermiona skierowała różdżkę na jego twarz i dźgnęła go w policzek. 
Weszła do salonu, jej wzrok padł od razu na załamanego Pottera. Natychmiast przypomniała sobie o skradzionym przedmiocie. Spojrzała smutno na puste torby i porozrzucane rzeczy - dokładna rewizja. Wymieniła porozumiewawcze kiwnięcie głową z bliźniakiem i ruszyła w kierunku czarnowłosego przyjaciela. 
- Harry... Wszystko gra?
Westchnął.
- Pewnie, wszystko jest w porządku!
Skrzywiła się.
- Proszę, nie złość się na Gin. Złość się na mnie to... To moja wina.
- Ty go tu nie zapraszałaś.
- Ale to był mój... - przełknęła głośno ślinę. - Znajomy. 
Nie umiała wypowiedzieć słowa "przyjaciel". Był nim zresztą tylko po części... Bardzo niewielkiej części. Potter spojrzał na nią jakby brzydził się wypowiedzianych przez nią słów.
- Nikt nie spodziewał się, że tak wyjdzie. - szepnął. 
- Wiem. On ukradł przecież...
- Tak, wiem. - westchnął cicho. - Idę do Ginny. - mruknął podnosząc się i biegnąc na górę.
- Myślisz, że się pogodzą? - zagadnęła Rona.
- Na pewno.

Nastolatka leżała na łóżku, malując w pamiętniku Wielkanocnego króliczka. Co z tego, że został już on wyśmiany przez bliźniaków, że wygląda prędzej jak kaczka? jej się podobał. Dorysowała ostatniego wąsa i zatrzasnęła z trzaskiem duży zeszyt. Wcisnęła go szybko pod łóżko uśmiechając się przy tym, wyjęła z szuflady notatki i spojrzała na nie ze zgorzkniałą miną. 
- Do czego Draconowi może być to potrzebne? Hmm...- zastanawiała się głośno.
- Może do cofnięcia się gdzieś? - usłyszała łagodny głos tuż nad uchem.
- FRED!!! - wrzasnęła rzucając w rudzielca poduszką. - DLACZEGO TY WISISZ NA SUFICIE?!?!
- Nie wiszę, ja tylko... Wiszę.
Pacnęła się w czoło, wyciągnęła swoją dłoń do chłopaka i ściągnęła go na ziemię.
- Podoba się? Nasz najnowszy wynalazek. Przyczepna kurtka niewidzialności. Pobraliśmy próbki z peleryny niewidki okularnika i działa perfekcyjnie. - wyszczerzył zęby.
- Perfekcyjnie, to ty możesz zaraz wykonać cudowny skok PRZEZ OKNO! - popchnęła go na fotel i usiadła na podłodze w siadzie skrzyżnym, bawiąc się swoimi włosami. - Wystraszyłeś mnie.
- Wiem, lubię to robić. - uśmiechnął się. Wyciągnęła różdżkę.
- Ostrzegam cię...
- Nie możesz używać magii poza szkołą. - zaśmiał się i wyrwał jej magiczny przedmiot z dłoni.
- Ejjj! To nie fair.
- Że co niby??
- To, że mi zabrałeś mój patyk! JA CE MÓJ PAAAATYK! - zapłakała jak dziecko.
- Uspokój się! - zaczął się śmiać. - Zabawna jesteś jak się złościsz.
- To jeszcze nie widziałeś mnie w fazie wściekłości. - zabrała mu różdżkę i schowała do kieszeni. - Co mówiłeś o Malfoy'u? - zagadnęła.
- Że najprawdopodobniej chce się gdzieś cofnąć. Może chce zobaczyć co się gdzieś stało, może...
Nagle nastolatkę olśniło.
- FRED TY JESTEŚ GENIALNY! - cmoknęła go w czoło i skoczyła na łóżko, rzucając się na notatki. Dotknął swojej głowy czując błyszczyk na skórze.
- Zawsze służę pomocą... - uśmiechnął się.

~ Hermiona.

* buntownicza pokora w oczach -  chodzi o to, że pogodziły się z losem, mimo wszystko w głębi czując, że pali je ta decyzja. :)) Zaprzecza sobie nawzajem ;D

-------------------------

No to potrzymam was jeszcze troszkę w niepewności. Zachęcam do komentowania i cieszę się, że jest ktoś kto to jeszcze czyta ♥

niedziela, 4 listopada 2012

XXV ~ "Tuż za swoimi plecami usłyszała dobrze jej znajomy, chłodny głos."

Wpis nr 25 - a pomyśleć, że to dziś miał być epilog, ech... Wykańczacie mnie emocjonalnie ♥ Zrujnowaliście mój szatański plan, ale spokojnie - postaram się was jeszcze czymś zdenerwować do czasu napisania nowego zakończenia :** Wzięłam sobie do serca wasze niektóre uwagi i postaram się pozmieniać niektóre szczegóły :)) Wpis z dedykacją dla wszystkich komentujących (a w szczególności dla : Ew, Nessie, Rupci, ~ Miony, Destiny Chase i Wiktorii Czechowskiej) ♥ Zapraszam do czytania... 



XXV ~ "Tuż za swoimi plecami usłyszała dobrze jej znajomy, chłodny głos."


Stała tak milcząc. Wpatrywała się intensywnie w swoje zdarte już buty, po raz kolejny zaczerpnęła powietrza żeby coś powiedzieć, ale wypuszczała je ostatencyjnie rozmyślając się.
- Hermiona... - mruknął zniecierpliwiony Fred patrząc na szatynkę. - Dasz mi tę jedną, jedyną, ostatnią szansę?
- Freddie, ja...
- Uuu, "Freddie"... Jakiś postęp. - uśmiechnął się.
- Przestań. - szturchnęła go.
- Możemy zacząć wszystko od nowa. - szepnął po chwili. Spojrzała mu w oczy, czy popełniła błąd? Sama nie wie, ale to co wywołał ten wzrok szczeniaka na pewno przyczynił się do podjętej decyzji.
- Zgoda... - mruknęła.
Wyszczerzył zęby i wyciągnął ku niej dłoń. Zdziwiona chwyciła ją i uniosła brwi.
- Miło poznać, jestem Fred. 
Zaśmiała się i ruszyła w stronę kuchenki na parterze. Machnęła długimi włosami i spojrzała na rudzielca.
- Idziesz? - zbiegł ochoczo na dół. - Ale wiesz, że to nie oznacza, że jesteśmy już razem tak?
Poruszał zabawnie brwiami i wyszczerzył zęby.
- Jeszcze...
Trzepnęła go w ramię i uśmiechnięta weszła do kuchenki pełnej rozchichotanych Weasley'ów. Na widok szatynki wszyscy ucichli.
- Co znowu zrobiłam? - mruknęła do bliźniaka, który wszedł tuż za nią.
- Ty nic... Chodzi raczej o...
- O kogo?!
- O mnie. - tuż za swoimi plecami usłyszała dobrze jej znajomy, chłodny głos.
- MALFOY?! Co ty robisz w Norze? - syknął Ron wstając.
- Zaprosiłam go. - odburknęła Ginny.
- Po co?! - wtrącił Harry.
- To przyjaciel Hermiony, więc powinien spędzić z nami kawałek Wielkanocy.
- Przy....jaciel. Nie wiem czy to odpowiednie słowo. - Granger przechyliła głowę na lewą stronę. - Ale skoro jesteś... Cześć.
- Cześć. - mruknęli wszyscy zwracając głowy w stronę magicznych kart.
Nie zwracając uwagi na blondyna bawili się w najlepsze, choć sytuacja stała się nagle jakaś taka napięta. Po pewnym czasie chłopak wyszedł niezauważalnie z pokoju. Hermiona odganiała od siebie samolocik z magicznego papieru wykonanego przez Freda, George rzucał w Rona kawałkami pomarańczy, a Ginny atakowała różdżką jakiś nieruchomy przedmiot pod stołem. Potter natomiast wpatrywał się pusto w okno, zerkając jak gnomy wyskakują zza krzaków. Rudowłosa podeszła do niego i złapała go za ramię.
- Coś się stało?
- Niepodsaiohmisiężedehfjtujest.
- Słucham? - zaśmiała się.
- Nic...
- Powiedz.
- No nic...
- Harry Potterze masz natychmiast powiedzieć!
- Nie podoba mi się, że Draco tu jest!
- Nie jesteś chyba zaz...
- Ekhem, nie chcę wam przerywać tej cudownej wymiany zdań, ale... Jego tu nie ma.
- CO?!
- Nie ma go, zniknął, wyparował...
- O czym ty gadasz Ron?
- No, wy ślepi jesteście?!
Wszyscy gorączkowo rozejrzeli się po pomieszczeniu.
- Ale, jak to możliwe?
Odpowiedź nadeszła niezwykle szybko. Kilka sekund potem usłyszeli trzask tłuczonego szkła, coś wybuchło, przewróciło się, ktoś krzyknął. Po chwili Dracon stał tuż przy drzwiach uśmiechając się szyderczo. Trzymał w dłoni... Nie, to nie mogło być to. To na pewno nie to!

~ Hermiona .

Wiem krótki i słaby, ale pisałam go na szybko. Za godzinę wyjeżdżam i... Nie zabijajcie - przez 2 tygodnie nie będę mogła pisać :OO Hahah, potrzymam was w niepewności. Brak dostępu do komputera - So Cool... -,- Jeśli jakimś cudem dam radę wejść - na pewno coś napiszę ♥ Kocham was ^^ A teraz obiecany spam zdjęciami na pocieszenie :*










Będę tęsknić!!! ♥


sobota, 3 listopada 2012

XXIV ~ "Bo chyba nie każdemu śni się Pan Pączek jedzący samego siebie, prawda?"

Wiecie co? Tak szczerze mówiąc siedzę i czytam te wasze komentarze i nawet nie wiecie jak one chwytają za serce... ♥ Przemyślawszy sprawę, doszłam do wniosku, że nie dałabym rady odebrać wam przyjemności czytania, więc... Cieszcie się - przedłużę książkę :* Rozdział z dedykacją dla wszystkich komentujących poprzedni wpis - jesteście najlepsi :)) Zapraszam już na 24 :D


XXIV ~ "Bo chyba nie każdemu śni się Pan Pączek jedzący samego siebie, prawda?"

Pierwsze promienie wiosennego słońca wkradały się leniwie do zakurzonego pokoju dwóch, pogrążonych w głębokim śnie nastolatek. Dziewczyny nieświadome otaczającego ich magicznego nastroju, wciągały z westchnieniem powietrze, co rusz przekręcając się na drugi bok. Zegar wskazywał godzinę 9:00, na strychu Ghul dudnił już w rury, a z pokoju Freda i Georga dało się wychwycić pojedyncze skrawki konspiracyjnych rozmów. Spało im się w najlepsze, niestety całonocną drzemkę musiała im przerwać jedna, ruda, roześmiana głowa.
- Na śniadanie leniuchy! Dziś serwujemy gorące jajka!!- postać wparowała raptownie do pokoju uderzając raz po raz, w duży garnek. Dwie poduszki przeleciały przez pół pokoju i trafiły chłopaka w twarz.
- RON, WYNOŚ SIĘ! - wrzasnęła Ginny. Rudzielec spuścił pokornie głowę i opuścił sypialnię nastolatek. Spojrzały na siebie wywracając oczami, po kilkunastu minutach leniuchowania, doszły do wniosku, że jednak trzeba się ubrać. Pościeliły łóżka, włożyły na nogi mięciutkie kapcie i udały się do łazienki na piętrze. Kolejno wyszorowały dokładnie zęby, ubrały się, pomalowały i uczesały. Nie zapominając o tym jak 20 minut sterczały pod drzwiami, czekają aż George w końcu skończy brać prysznic.
- Pospiesz się! - warknęła w końcu rudowłosa.
- No już, już... Co ty jesteś dzisiaj taka cięta? - odpowiedział nastolatek wychodząc z zaparowanego pomieszczenia.
- Jakbyś został obudzony wielkim garnkiem to też byś był. - mruknęła wycierając lustro.
Zeszły powoli na śniadanie i pomogły pani Weasley porozkładać talerze. Poustawiały na Wielkanocnym stole różnorodne potrawy, napoje i desery. Było to tradycyjne, pokorne śniadanie... z wieloma wspaniałymi dodatkami. Gdy reszta rodzina się zebrała, zasiedli do stołu składając sobie życzenia. W ciągu kilkunastu minut został już tam tylko obrus, wszystko było wyczyszczone przez Molly, pracującą szybko i dokładnie swoją różdżką. 
- No, to jak myślisz, Arturze? Chyba czas żeby zaczęli szukać swoich słodyczy!
Nie okazało się to bardzo prostą rzeczą. Podzielili się na trzy dwuosobowe grupki. Harry przeszukiwał strych i 2 piętro z Ronem, bliźniacy pobiegli na 1 piętro i parter, a dziewczynom przypadł w zasłudze cały ogród pełen gnomów i podwórze. 
- Gin, a tak właściwie... Głupie pytanie, u was też słodycze przynosi królik?
Trzynastolatka wybuchnęła śmiechem.
- Królik?! Oszalałaś?! 
- Tak, tak, głupie... 
- Oj, wybacz ty mówiłaś poważnie. - szepnęła Ginny pomiędzy jednym krzakiem magicznego bluszczu, a drugim. - No więc, u nas jest tak, że czekoladę przynosi Pan Pączek.
- Pan Pączek?
- Pan Pączek.
- Serio?
- Mhm. 
- No i co robi ten wasz Pączek?
- Składa złote jaja...
- Serio?!
- Przecież wiesz, że sobie żartuję!
Ale nie usłyszała prawdziwej wersji, bo zagłuszył ją krzyk uradowanych chłopców.
- MAMY JEEEE!!!
Po pół godzinie leżeli na kanapie zasypani papierkami. Ginny trzymała głowę na kolanach Pottera i śmiała się beztrosko, George grał z Ronem magiczne, czarodziejskie szachy, a Fred wlepiał wzrok w niczego nieświadomą Hermionę. 
- Mógłbyś przestać się tak gapić? - mruknęła podirytowana natrafiając na spojrzenie chłopaka.
- Nie mogę, za ładna jesteś. - uśmiechnął się.
- Idź się utop w czekoladzie.
- Hermiona... Pocisnęłaś... - drugi bliźniak pokręcił sarkastycznie głową. Rzuciła w niego czekoladową żabą. - Ty, a wiesz, że takiej karty jeszcze nie mam?!
- Cieszę się very much... - wykrzywiła zabawnie twarz zamykając oczy. 
Nie wiedziała, że za duża ilość cukru zjedzona przed drzemką może powodować aż tak bujną wyobraźnię. Bo chyba nie każdemu śni się Pan Pączek jedzący samego siebie, prawda? Gdy doszedł do czekoladowych oczu obudziła się, z przerażeniem stwierdzając, że jest sama w sypialni. Przetarła zaspane oczy i rzuciła krótkie spojrzenie na zegarek. 15:00... 
- Już po obiedzie... - mruknęła wstając.
- A może nie...? - w zacienionym kącie ujrzała delikatny ruch jakiegoś ciała. Rudzielec wstał i wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby do czternastolatki.
- O co ci znowu chodzi Fred? - westchnęła. Była już wyczerpana tymi ciągłymi próbami przypodobania się jej.
- O to żebyś nie umarła z głodu.
- Nie żartuj sobie...
- Serio mówię. - uśmiechnął się. Zerknęła na niego wyczekująco. Jednym susem znalazł się z powrotem w rogu pokoju i przyciągnął na środek mały stolik zastawiony jedzeniem. - Wiesz, jeszcze nie gotowałem bez użycia magii, ale kiedy mama dowiedziała się o co chodzi to mi troszkę pomogła. Przyjmij to jako... KOLEJNY przeprosinowy prezent. - odsunął jej krzesło. Spojrzała na niego z niemałym zdziwieniem czując motylki w brzuchu.
- Poczekaj, niech się zastanowię. Powiedziałeś rodzicom? 
- Jakoś musiałem, ale było to trudne... Nawet nie wiesz jak bardzo trudne...
- Zdziwiłbyś się ile rzeczy wiem.
- W to nie wątpię. - zaśmiał się.
- Sugerujesz coś?
- Jedynie to, że jesteś najinteligentniejszą osoba jaką poznałem. - uśmiechnął się patrząc jak szatynka łapczywym wzrokiem mierzy indyka. - Jedz.
Spojrzała na niego z pewną wątpliwością, obejrzała dokładnie mięso jakby się bała, że jest zatrute i po kilku minutach już zajadała się przepyszna potrawą.
- Wyborne... Niesamowite!
- Jedzenie?
- Nie, to jak bardzo umiesz się podlizywać.
- Podlizywać to złe słowo... Może raczej zwracać czyjąś dobrą wolę w swoją stronę albo umiejętnie manipulować zasobami wiedzy osób, które...
- Podlizywać.
- ... podlizywać.
Uśmiechnęła się do niego. Po raz pierwszy poczuła, że byłaby w stanie mu chyba wybaczyć, ale momentalnie zmieniła opinię. Był jej przyjacielem, nie chciała tego burzyć, nie chciała tego już niszczyć, naruszać... Podniosła się z krzesła, podziękowała mu i wyszła zostawiając serwetkę na krześle. Wypadł za nią do przedpokoju i chwycił ją za ramiona.
- O co chodzi? - spytała zrezygnowana. Ujął jej dłonie i przybliżył je na wysokość swoich ramion.
- Może proszę o zbyt wiele... - zaczął. - Ale daj mi jeszcze szansę.
- Już drugą? Drugą, Fred?
- Do trzech razy sztuka. - uśmiechnął się. 
- A ty tylko żartujesz... - cofnęła się by odejść, ale ją przytrzymał.
- Nie uciekaj... Wtedy na korytarzu, ja... Ja nie chciałem żeby tak to wszystko wyszło. Wyobrażałem to sobie inaczej. - mruknął.
- Nie ty jeden.
- Chodzi mi o to, że... Że zależy mi na tobie. Dasz mi jeszcze jedną szansę? Obiecuję, że tej nie zmarnuję.
Hermiona westchnęła cicho i zwróciła wzrok na swoje niebieskie adidasy.

~ Hermiona .

No więc, wielka euforia autorka nie kończy jeszcze książki ^^ Tak, lubię was trzymać w niepewności ♥ Rozdział lekki, myślę, że przyjemnie wam się czytało, szkoda tylko, że nie wyszedł mi taki długi ♥ Zachęcam do dodawania komentarzy ;*

piątek, 2 listopada 2012

XXIII ~ "Coś się stało, Fred? Masz minę jakbyś zjadł kaktusa."

Juhuuuuuu! Już 23 ^^ Ale się cieszę. Tak, możecie mnie zabić, ale i tak skończę na 25 :P Dobra, zapraszam na przed przedostatni rozdział :]


XXIII ~ "Coś się stało, Fred? Masz minę jakbyś zjadł kaktusa."


Nastolatka pakowała ostatnie rzeczy do kufra. Wyjazd na Wielkanoc do Nory... I dlaczego ona się zgodziła?! Teraz gdy nie jest już z Fredem, tak ciężko jest jej znosić jego obecność. Ale szczerze mówiąc nie potrafiła powiedzieć pani Weasley, że nie będzie jej na święta. Tym samym sposobem była właśnie w trakcie ściągania walizki do Pokoju Wspólnego. Łup! - jeden schodek, Łup! - drugi schodek i... Brak "łupa"? Odwróciła się zdziwiona i spojrzała z nutą goryczy na unoszącego jej torbę Freda. 
- Nie trzeba, dam radę, dzięki. - syknęła wyrywając rudzielcowi bagaż z rąk.
Puścił go rzucając pod nosem jakąś kąśliwą uwagę na temat "jej złego humoru". Bliźniak przez kilka długich tygodni próbował się z nią pogodzić, przeprosić. Mimo wszystko nie umiała mu wybaczyć. Staszczyła ciężki przedmiot na koniec schodów i otarła pot z czoła, całe szczęście stąd zabiorą go już skrzaty domowe. Otrzepała dłonie i skierowała się do Ginny, która na kolanach Harry'ego zaśmiewała się w najlepsze z kawałów opowiadanych przez George'a. Wszyscy cieszyli się z wyjazdu do rodzinnego domu Weasley'ów, ona w głębi duszy też, ale na okazywanie euforii nie pozwoliła jej obecność rudzielca. Gdy w drzwiach ujrzeli Filcha gwałtownie podskoczyli i skierowali się do sali wejściowej. Tam Dumbledore życzył im jeszcze udanej przerwy świątecznej i tego żeby spotkali się po wolnym cali i zdrowi.

Pociąg wlókł się niemiłosiernie. Hermiona z niepokojem w oczach obserwowała przesuwające się powoli krajobrazy za oknem. Naprzeciw niej rude rodzeństwo grało w eksplodującego durnia, hałasując tak, że mogliby nawet oazę spokoju przyprowadzić o zawrót głowy. Herma nie należała do takich osób, więc momentalnie z nerwów opuściła przedział. Postanowiła przejść się trochę po pociągu, nie miała zamiaru patrzeć więcej na promienną twarz Freda. Przeszła obok wagonu z samymi Puchonami, minęła Krukonów, a potem tuż w drzwiach wpadła na wysokiego, blondwłosego Ślizgona.
- Przepraszam, ja... Draco! - uśmiechnęła się.
Złapał ją za ramię, rozejrzał się nerwowo i pociągnął do przodu.
- Mogę wiedzieć co robisz? - uniosła pytająco brwi w odpowiedzi uzyskując tylko szybkie spojrzenia na prawo i lewo. - Ach, już rozumiem. Wstydzisz się mnie? Jasne, to ja już pójdę.
- Nie idź. - zatrzymał ją. - Nie o to chodzi.
- A o co? Słuchaj, Draco, mam już na serio dość ciągłego okłamywania mnie przez chłopaków, więc daruj sobie.
- No dobra, okej. Parkinson...
Zaśmiała się.
- Znowu się na ciebie uwzięła? 
- Mhm... - mruknął wymijająco. - Myśli, że każda dziewczyna z którą rozmawiam od razu mnie kocha.
- Wariatka... Bez urazy. - dodałam szybko natrafiając na jego spojrzenie.
- Jakiej znowu urazy? - uśmiechnął się. - Chowaj się, idzie! - odepchnął ją gwałtownie.
- Ostrożniej! - syknęła zza drzwi jakiegoś wagonu.
Odwróciła się i ujrzała zdezorientowane uczennice Ravenclawu.
- Czeeeeść, jestem Hermiona. - pomachała ręką szczerząc zęby i szybko wyszła z pomieszczenia.
Widząc jeszcze jak młody Malfoy walczy z Pansy, rechocząc wróciła do swojego przedziału. Usiadła uśmiechnięta od ucha do ucha naprzeciw rodzeństwa Weasley.
- A ciebie co tak bawi? - zagadnął Fred.
Przewróciła oczami.
- Nie twój interes. 
- Powiedz nam! - Gin przekrzywiła zabawnie głowę.
- Nie ma o czym opowiadać. - uśmiechnęła się tajemniczo, wyjmując książkę.
Oby podróż się już aż tak nie dłużyła...

- Och, moi kochani! - Molly przywitała ich uściskami i automatycznie wepchnęła do domu. - Właźcie mi, bo się przeziębicie! Harry! Hermiona! - złapała ich w objęcia. - Nawet nie wiecie jak się z Arturem cieszymy, że jesteście! Rozgośćcie się.
Oboje weszli powoli do przytulnego przedpokoju i ściągnęli płaszcze. Przyjrzeli się wnętrzu domu - nic się nie zmieniło. Ten sam przytulny salon, ta sama, zawsze zajęta garnkami kuchenka, te same stare, skrzypiące schody. Szatynka wciągnęła głośno powietrze - to jest to. Pobiegła na górę zanieść kufer i ułożyć swoje rzeczy w półkach, gdy dopięła już wszystko na ostatni guzik razem z Ginny zeszły na kolację. Zajęły miejsca przy stole i nałożyły sobie naleśniki. Tuż obok Hermiony opadł Fred. Nastolatka wywróciła oczami i jakby tego nie zauważając wbiła wzrok w ciepłe ciasto. Pani Weasley ponownie zabrała głos.
- Ależ wy do siebie pasujecie! - krzyknęła na widok rudzielca i Miony dławiącej się właśnie potrawą.
- Przepraszam was na chwilkę. - wstała energicznie ciągnąc chłopaka za rękaw do przedsionka. - Nie powiedziałeś im?!
- Ale o czym...?
- Przestań się w końcu wygłupiać i choć raz bądź poważny! Twoi rodzice nie wiedzą, że nie jesteśmy już razem?
Fred obrócił głowę o 180 stopni i zajrzał przez ramię do kuchni.
- Możesz mówić ciszej?
- Nie musiałabym krzyczeć gdybyś to załatwił...
- Dobra, powiem im po kolacji, okej?
Kiwnęła wolno głową, mierząc bliźniaka nieufnym spojrzeniem. Wrócili do stołu, gdzie rozpromieniona Molly mówiła coś o "buziakach", ale na ich widok gwałtownie urwała. Fred długo przeżuwał swoją porcję. Nie chciał wyjawić prawdy rodzicom. Gdy w końcu ostatni kęs wylądował mu w przełyku spojrzał z przerażeniem na ojca.
- Coś się stało, Fred? Masz minę jakbyś zjadł kaktusa. - Artur zaśmiał się i wytarł usta serwetką.
- No, bo chodzi o to, że...
- Później powiesz, później - teraz idziemy malować pisanki!
- Ale, mamo...
- Żadnego ale!
I odeszła zbierając talerze. Rudzielec spojrzał na Hermionę z uśmiechem niewiniątka.
- Co się odwlecze, to nie uciecze... - mruknęła krocząc za Molly do salonu.

Po pół godzinie siedziała już cała umorusana w różnokolorowej farbie. Zaczęło się od tego, że Ginny chciała pobrudzić Pottera, no i... Tak jakoś wyszło. Jajka z królikami, kurczakami, tęczami, skowronkami i.. kleksami w wykonaniu Rona znalazły się w pięknie udekorowanym koszyku. 
- No, a teraz myć się i spać! - zagadnęła dziarsko matka rudzielców.
- Zanim pójdziemy to...
- Daj nam spokój Fred! Dzieciaki są zmęczone, my też chcemy odpocząć. Opowiesz nam rano... No i nie smuć się tak! - pulchna kobieta poczochrała mu włosy i ruszyła kaczym krokiem do kuchni. 
Gryfoni powoli przeciągnęli się i wspięli po schodach, tuż przed sypialnią szatynka złapała Freda za ramię.
- Nie myśl, że ci to ujdzie płazem. - mruknęła otwierając drzwi.
Rudzielec poruszył zabawnie brwiami i uśmiechnął się szelmowsko. Nastolatka z trudem powstrzymała się od uśmiechu. Spłonęła łagodnym rumieńcem i zamknęła się w pokoju.

~ Hermiona .

No i jest ^^ Podoba wam się? :) Nie, nie pogodzili się, ale błagam nie zabijajcie, bo nie poznacie dalszej części, a w epilogu będzie się działo, BŁAHAHAHAHAHA! :33 Komentujcie :** Wpis dla Ew i oczywiście mojej Ginny ♥

czwartek, 1 listopada 2012

XXII ~ "A teraz, żegnaj Fred."

Już 22 ! Jejku jak ten czas leci xd Dziękuję za 4.400 wyświetleń ♥ Jesteście najlepsi! Dobra, nie przeciągam czytajcie !


XXII ~ "A teraz, żegnaj Fred."


Hermiona siedziała w swoim dormitorium po raz ostatni zanurzając pióro w atramencie. Zamknęła z trzaskiem pamiętnik i westchnęła cicho. Tyle zdążyło się już wydarzyć... W ciągu zaledwie pół roku zdążyła znaleźć sobie chłopaka, zerwać z nim i znowu się zejść, jej przyjaciółka była na misji u Voldemorta i straciła pamięć, a potem odczarował ją Potter, który podobno był zakochany w Hermionie, ale to tylko głupie wymysły Rona, rudowłosa przed wyjazdem do Czarnego Pana była nieprzytomna przez Malfoy'a i Blaise'a, bo ten drugi ją kochał, wydawało jej się że blondyn coś do niej czuje, ale on ma tylko ciągle huśtawki nastrojów (ech to dojrzewanie), a Harry bierze udział w turnieju trójmagicznym dozwolonym od siedemnastu lat. Jej notatnik jeszcze nigdy nie był tak zapisany. Zazwyczaj składał się na smutne wypadki ze szkoły, odkrywanie tajemnicy związanej z Beznosym, a poza tym plany na weekend, wyjścia do Hogsmeade... A no właśnie wyjście do Hogsmeade i jej pierwszy pocałunek z rudzielcem. Tak, zdecydowanie to jest najbardziej zakręcony rok w jej życiu. Podniosła się z łóżka i obrzuciła bałagan w pokoju obojętnym, zamyślonym spojrzeniem. Zeszła powolnym krokiem do pokoju wspólnego i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest pusty. Pobiegła w kierunku Wielkiej Sali - brak jakiejkolwiek żywej duszy, czyżby przegapiła wypad do miasta? Spojrzała na tablicę ogłoszeń wiszącą tuż nad salą wejściową - nic. Nagle zza okien doszedł ją pisk i krzyk podnieconych uczniów. Wybiegła czym prędzej na błonia, gdzie piątka Gryfonów latała wkoło zamku podając sobie kafla. Zaczęła się śmiać. "No tak, brakuje im quidditcha" - pomyślała kierując się do biblioteki. Gdy wrzawa przeniosła się do głównego holu, stwierdziła, że może iść już uściskać Freda. Pośpiesznie pognała na dół i zbliżyła się do drużyny. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć przerwał jej Harry:
- Nie widziałaś może bliźniaków?
Obrzuciła tłum nerwowym spojrzeniem, lecz nigdzie nie dostrzegła dwóch rudych czupryn.
- A nie ma ich z wami?
- Myślałem, że są z Tobą.
- A niby czemu mieliby być ze mną?
- No wiesz ty i Fred...
Nastolatka spłonęła rumieńcem.
- Nieważne. Trzeba ich znaleźć.
Poszli razem w kierunku wierzy astronomicznej.
- Przypomnisz mi dlaczego akurat tam idziemy?
- Uwielbiają zrzucać stamtąd petardy! - wykrzyczał przez śmiech.
Wspięli się po stromych schodkach i tuż przy barierce ujrzeli dwóch młodych Weasleyów.
- Miona! - przywitali ją radosnym uśmiechem.
- I Harry...! - mruknął Potter poprawiając okulary.
- I Harry! - powiedzieli chóralnie. - No to co tam?
- Nic, martwiliśmy się gdzie się podziewacie. - odparła szatynka mierząc ich wzrokiem. - A właściwie to co wy tu robicie?
- Rzucili tajemnicze spojrzenie w stronę Zakazanego Lasu.
- Nic, nic... - mruknęli.
- Nic... Nic... - westchnęła przypatrując im się uważnie.
- Yyy... - zerknęli na siebie. - Tak, tak.
- Stop, stop. - przerwał im brunet. - Powiecie czy nie?
George wyszczerzył zęby.
- A jak myślisz?
- Czyli nie ma sensu dopytywać. - wzruszył ramionami, pokiwał im na pożegnanie i dodał na odchodnym - Lecę, muszę znaleźć Gin.
- Udanych flirtów! - zawołał za nim Fred, co wywołało śmiech u Gryfonki.
Pół godziny później trzymali się za ręce idąc opustoszałym korytarzem.
- Czy ty musisz mieć przede mną zawsze jakieś tajemnice? Jeszcze nie wiem po co na początku roku ciągnęliście mnie daleko za chatkę Hagrida. - mruknęła podirytowana.
- Myślałem jak cię poderwać. - uśmiechnął się.
Hermiona trzepnęła go w ramię.
- Pytam poważnie. Co rusz słyszę tylko "nic, nic". Chcę wiedzieć coś o moim chłopaku. - oparła się o ścianę, skrzyżowała ramiona i czekała.
- Widzę, że tak łatwo nie zrezygnujesz - westchnął. - Cóż... Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od najgorszego, pomoże wypuścić z siebie te mniej straszne kłamstwa.
- A może coś innego?
- Fred...
- No, chodzi o to, że...
- Że...?
- No...
- No?
- Więc...
- No mów!
Wziął głęboki oddech.
- Nie jestem Fred tylko George.
Miona przypatrywała mu się bacznie przez chwilę po czym wybuchła donośnym śmiechem. Otarła jedną łezkę z oka i spojrzała z rozbawieniem na poważną twarz bliźniaka. Mina jej zrzedła.
- Freddie, przecież potrafię was odróżnić! Poza tym Harry, Ginny, Luna, Draco... Oni wszyscy wiedzą, że to ty. Mnie tak łatwo nie nabierzesz. - uśmiechnęła się.
- Ech... Poprosiłem ich tylko by udawali.
- Nawet Malfoya?
- Nie, on jest zbyt głupi żeby patrzeć.
Dziewczyna zmieniła wyraz twarzy, zmierzyła bliźniaka wzrokiem i zbliżyła się do niego. Chłopak zaklął widząc, że nadal mu nie wierzy.
- Fred ty... - nagle coś ją trzepnęło, jej Weasley nigdy nie wyraził się w ten sposób w jej obecności. Odsunęła się od niego jak oparzona, spojrzała na jego brązowe oczy, które nagle przestały wydawać się aż tak błyszczące. 
- Ja... My... Całowaliśmy się... Ale... To nie byłeś ty, tylko ty... I... - oczy zaszły jej łzami, rzuciła nienawistne spojrzenie bliźniakowi i pognała do siebie.

* Z punktu widzenia Georga lub Freda... Któregoś z nich.

Rudzielec opadł z głośnym jękiem na łóżko i spojrzał na swoją kopię, która zabijała go wzrokiem.
- Co? - warknął.
- Fred, nie powinieneś sobie tak żartować.
- Nie pomyślałem, że weźmie to na serio! - krzyknął.
- Serio? Ale oczywiście musiałeś zabluźnić żeby ją zapewnić "że to nie ty".
Westchnął.
- Nie musiałem.
- I musiałeś też mieć tak poważną minę?
- Nie musiałem.
- I dlaczego za nią nie pobiegłeś?!
- Ja... Nie wiem, daj mi spokój! - zakrył głowę poduszką.
Już po raz drugi pokłócił się z Hermioną. Sam nie pojmował dlaczego się tak zachował. Myślał, że będzie zabawnie, że wybiegną razem śmiejąc się na błonia, on miał wrzucić ją do wody, ona wciągnęłaby jego, a potem zasnęliby oparci o zamszony pień dębu, wtuleni w siebie, obdarzając się przyjemnymi całusami. O wiele bardziej podobała mu się jego własna wersja wydarzeń. A już było dobrze! Dlaczego on zawsze musi wszystko zepsuć?! Zamknął oczy i ugryzł z nerwów poszewkę. "Fred, ty gamoniu..."

* Z punktu widzenia Hermiony.

Wyrzuciła kolejną mokrą chusteczkę do kosza. Była wściekłą. George... On się z niej nabijał. On na pewno nie brał tego poważnie! Ten wstrętny, okropny rudzielec! Rude jest wredne, strasznie wredne. Schowała głowę w kolanach zaciskając zęby. Żeby nie krzyknąć. Nic się nie stało... Nic się nie stało... Całowała nie tego chłopaka, którego chciała. Całowała nie tą osobę, o której tak marzyła! Nie przyjmowała do wiadomości tego, że w ciągu jednej minuty świat, nad którym tak długo pracowała, by był idealny, legł w gruzach. Wolała wierzyć, że nic się nie stało, że dalej ma takiego Freddiego, Freddiego, który zawsze ją przytuli, który zawsze przy niej będzie, który nigdy jej nie zostawi. Nigdy jej nie zostawi! Więc w takim razie... Gdzie był teraz?

* Z punktu widzenia Freda.

Potter przeszedł już kolejny etap turnieju - i fajnie. Co by było gdyby to on, a nie okularnik brał w nim udział? Dziwna myśl. Czy Hermiona traktowałaby go inaczej? Momencik... Dlaczego ona miałby go traktować inaczej? Ona zawsze była dla niego miła, łagodna, kochana, tolerowała jego wszystkie dowcipy. Tym razem przegiął i to ostro. Tęsknił za nią, za jej śmiechem, zapachem, głosem. Wszedł do  Wielkiej Sali i dojrzał ją na końcu stołu. Siedziała tuż obok Ginny, cała czerwona, zapuchnięta - płakała. Rzuciła mu spojrzenie pełne żalu. To dokładnie wyrażało - żal, smutek, rozpacz. Westchnął i spuścił głowę, ogniki w jego oczach momentalnie zgasły, zajął swoje stałe miejsce i zaczął bawić się widelcem. A ona dalej myśli, że on to George. Trzepnął się w czoło. "Ale za mnie idiota". Po posiłku (którego, należy dodać, wcale nie tknął) ruszył za oddalającą się gdzieś zapłakaną Hermioną. Chwycił ją za ramię i odwrócił łagodnie. Nie wiedział od czego zacząć, co począć, powiedzieć, więc pocałował ją. Na początku stali tak oboje, kiedy szatynkę olśniło i gwałtownie odepchnęła rudzielca. 
- Nie. - wydukała przez zaciśnięte zęby. - Idź sobie, GEORGE.
- Ale... Ja to nie George.
- Oczywiście, GEORGE.
- Przestań. To miał być tylko głupi żart.
- Tylko głupi żart! No proszę, zobacz, ale się uśmiałam! HA, HA HA, HA HA HA HA HA! - krzyknęła.
- Dosyć. Nie znoszę twego udawanego śmiechu.
- No popatrz, ty nie znosisz śmiechu, a ja kłamstw. Nam obojgu coś nie pasuje, GEORGE!
- Skończ już tak, mówić... - mruknął.
- Dlaczego, GEORGE?
- Bo mnie to denerwuje i... Ja naprawdę nie chciałem żeby tak wyszło.
- Wielu rzeczy żałujemy. Trzeba niestety przeboleć sprawę i pogodzić się z losem. A teraz, żegnaj Fred. 
Zarzuciła włosy na plecy i odeszła pustym korytarzem.

~ Hermiona .

Okej, nie zabijajcie :33 Wiecie, że moja wena się wyczerpuje? :O Chyba zrobię jeszcze jutro rozdział, (23), potem pojutrze (24) i w niedzielę epilog. Ale nie martwcie się! Już mam pomysł na kolejne opowiadanie *.* Komentujcie ten wpis, zachęcam . ^^