wtorek, 11 grudnia 2012

Epilog .

O jeny... o.O Ja po prostu nie wierzę, że to już epilog... Łza mi się kręci w oku, a nawet spływa strumieniem... ;c Nie mam pojęcia co wam mogę powiedzieć... It all ends ♥ Zapraszam do przeczytania ostatniego już rozdziału z serii "Miłość jak róża ~ rozkwita powoli...", za który z pewnością mnie zabijecie ;)

Epilog .


Oczy Gryfonki otworzyły się szeroko, a zduszony okrzyk ugrzązł gdzieś w gardle. Nie wiedziała jak zareagować. Siedziała wpatrując się tępo w przestrzeń, nieruchomo, w jednym miejscu. Poczuła, że ktoś ją popycha. Wszyscy osobnicy na trybunach zerwali się na nogi i zaczęli uciekać przed śmiertelnymi zaklęciami. To rozbudziło nastolatkę. Powoli zaczęły do niej docierać odgłosy zbliżającej się bitwy. Ktoś wrzasnął.
- Hermionaaa! - dało się słyszeć okrzyk porywanego przez tłum chłopaka.
Zerwała się na równe nogi wyciągając różdżkę. To jest ten moment kiedy nie może się poddać. Zaczęła biec. Nie wiadomo skąd dookoła niej zaczęło pojawiać się coraz więcej śmierciożerców. Była zdruzgotana. W jednej chwili stała twarzą w twarz z zamaskowanym sługą Czarnego Pana, a w drugiej widziała przed sobą tylko włosy któregoś z jej przyjaciół. Przebiegła szybko przez błonia unikając zielonych promieni. Wpadła do zamku rozglądając się nerwowo. Jeszcze jedno mordercze zaklęcie ominęło ją o kilka milimetrów. Znalazła się na podłodze przygwożdżona do niej ciałem George'a.
- Petrificus Totalus! - wrzasnął - Nic ci nie jest?
Wyciągnął do niej dłoń. Podniosła się z ziemi i uśmiechnęła się mimowolnie.
- Dzięki.
- Nie ma za co, trzymaj się siostra. - pocałował ją w czoło. - Adios! - krzyknął i oddalił się.
- Adios! - odpowiedziała. 
Nagle coś do niej dotarło. Obejrzała się za szczerzącym się do niej bliźniakiem. "HG!" - pomyślała - "Adios - hiszpański, HG - Hermano Gemelo - Brat Bliźniak!". Wróciła z powrotem do rzeczywistości, gdy o mało co umknęła przed jaskrawym światłem. Upadła na posadzkę patrząc w szaleńcze, czarne oczy Bellatrix.
- Ty! - krzyknęła wyciągając różdżkę.
- Ojojoj... Ktoś tu jest w... Jak to mówią? Krytycznym położeniu... Hmm... Jak to zaklęcie szło? Abra Kadabra? Poczekaj... - nie skończyła. Hermiona ujrzała tylko długie blond włosy Luny i nim ogarnęła co się dzieje, musiała biec dalej.
Te skrótowe informacje nie docierały do niej. W głowie miała mętlik. Na celu miała tylko jedną rzecz. Odnaleźć GO. I w tym właśnie momencie zobaczyła burzę ognistych włosów zmierzających ku Wielkiej Sali.
- Fred! - krzyknęła.
Chłopak odwrócił się gwałtownie i z wyraźną ulgą na twarzy zaczął biec w jej stronę. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go czule. Okręcili się w miejscu nie odrywając się od siebie.
- Ej, jest wojna! - upomniał ich znajomy głos czarnowłosego chłopaka.
Harry był w największym niebezpieczeństwie, a mimo to nadal walczył dla dobra ich miejsca zamieszkania, ich prawdziwego domu... ZA HOGWART! Nastolatka agresywnie przyciągnęła chłopaka do siebie.
- Miona, co ty...?
Oprzytomniał. Na wprost nich stał Voldemort. Nie wiadomo czemu krzywił się okropnie idąc w ich stronę. Dziewczyna zamknęła oczy. Ktoś wyrwał im różdżki zaklęciem. Przytulili się mocno.
- Ktoś próbuje się schować? I tak was widzę... - syknął Czarny Pan.
Hermiona poczuła koniec różdżki wycelowanej w jej policzek.
- Nadchodzi ten czasss... Najpierw rodzina i przyjaciele. Na koniec sam Potter. - zaśmiał się.
Jedna gorąca łza spłynęła po policzku dziewczyny. Jeszcze raz wciągnęła zapach perfum Freda. Cieszyła się, że w takiej chwili jest właśnie z nim.
- Kocham cię... - szepnęła.
Wtem wszystko zrobiło się ciemne. Nastolatka uchyliła jedno oko i przeciągnęła się mocno. Leżała w łóżku, starając się zatrzymać pod powiekami resztki jej magicznego snu, który jak na złość chciał się jak najszybciej od niej uwolnić. Zrezygnowana przetarła w końcu zaspane oczy i podniosła się z kanapy. Włożyła miękkie kapcie i powędrowała do biurka. Zjadła czekoladkę i uśmiechnęła się na widok mugolskiego zdjęcia rodzinki Weasley'ów, z którego szczerzyła się do niej znajoma ruda postać. To już dzisiaj. Zobaczy wszystkich. Ginny, Rona, Freda, George'a, Percy'ego, oczywiście nie zapominając o Harry'm!  Rozpromieniona tą myślą ubrała się i zbiegła po schodach na śniadanie. Przed wyjazdem jeszcze raz przejrzała zawartość kufra. Stojąc już na peronie, wdychając zapach pary z lokomotywy, szukała w tłumie znajomych czupryn. Jako pierwszy wpadł jej w oczy szelmowski uśmiech, pewnego znajomego młodzieńca.
- Ten rok będzie naprawdę niesamowity... - mruknęła do siebie.

~ Hermiona .

Zabijajcie <33 
Nie ma to jak wtedy, gdy cała historia okazuje się tylko snem :33 Taaaak, ja też was kocham :D
Postanowione - kolejny blog będzie o młodej Bellatrix. Później wstawię wam linka, a na razie... Muszę wam powiedzieć, że was strasznie kocham!  Dziękuję wam za tyle odwiedzin i komentarzy - nie spodziewałam się. Jesteście niesamowici! Jak ja was kocham <33 Powtarzam się, ale siedzę i płaczę. Będę tęsknić. Za wami wszystkimi, za Fredem i Hermioną... Moim pierwszym, w pełni skończonym opowiadaniem *.* Kocham was... <znowu> Dziękuję .



poniedziałek, 10 grudnia 2012

XXXII ~ "Najgorsze miało dopiero się zacząć."

No witajcie <3 Jejku jak szybko nowy rozdział *.* Sama się tego nie spodziewałam ;D Trochę szkoda mi, że nie komentuje tyle osób ile ostatnio, ale cieszę się frekwencją ;DD No co by tu powiedzieć...? Ostatni rozdział przed epilogiem <3 Zapraszam serdecznie ! :*


XXXII ~ "Najgorsze miało dopiero się zacząć."


Minęło kilka tygodni. Hermiona ze sto razy przemierzyła już bibliotekę, ale nic nie wskazywało na to, że rzekomy "H" zostawił jakąś kolejną wiadomość. Po kilkugodzinnych, mozolnych poszukiwaniach i po kilku już ogromnych zawodach na twarzy, z przykrością stwierdziła, że nie ma żadnych wskazówek, a może nawet nie ma już tego całego "H", po kilku minutach kalkulowania przyznała, że owy "H" mógł wcale nie istnieć i ktoś po prostu sobie z niej żartował. Z takim nastawieniem powróciła do swoich codziennych czynności, jakimi było głównie czytanie książek i delektowanie się chwilami z dopiero co zyskanym chłopakiem. Siedziała właśnie na jego kolanach w swojej sypialni. Jak dostał się do ich dormitorium? Nie chciał zdradzić, ale co poradzić - uparty jak osioł, nigdy nie ustępował. Śmiali się wniebogłosy...
- Powiedz to jeszcze raz! - jęknęła.
- Nie...
- No powiedz!
- No nie...
- No prooooooszę!
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Obrażam się.
- No weeeź...
- To powiedz!
- Wybacz, ale moje oplute przez Freda czoło nie zniesie już więcej męczącego widoku twojej ślimaczej facjatki, Weasley. - prychnął głosem Malfoya.
Nastolatka wybuchnęła bardzo serdecznym chichotem opadając na oparcie fotela.
- Co za kretyn - jak mógł tak do ciebie powiedzieć?
- Pytaj się ślimaczej mordki, a nie mnie...
- To ty masz ślimaczą mordkę.
- No dzięki...
- Oj, no nie w tym sensie! - rzuciła w niego poduszką. - Ja kocham twoją ślimaczą mordkę... - szepnęła i pocałowała go czule.
Uśmiechnął się i objął ją w pasie. Siedzieliby tak i siedzieli gdyby nie tupot stóp rozlegający się tuż za drzwiami. Ktoś zastukał głośno w drzwi.
- Zamknięte. Hermiona jesteś tam?! Hermiona... - głos Parvati niósł się po pokoju wspólnym.
Szatynka zeskoczyła z kolan chłopaka i podbiegła do wejścia.
- Yyy... Tak! Ale... Ale... Nie wchodźcie! Bo... Bo... Bo jestem w bieliźnie.
- Oj chciałbym. - westchnął Fred, ale za nim kolejna poduszka zdążyła do niego dolecieć - zniknął za oknem. Herma przestraszyła się i podbiegła do parapetu. Jak później się okazało, czarodziej odleciał bezpiecznie na miotle w stronę błoni. Dziewczyna otworzyła zaryglowane drzwi i uśmiechnęła się słodko do współlokatorek.
- Szybko się ubierasz... - Mruknęła Lavender mijając Mionę w przejściu.
- Tooo... Nie obrazicie się jak pójdę już na obiad?
- Obiad jest przesunięty młoda damo. - rzekła poważnie bliźniaczka, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
Czarnowłosa wyciągnęła do niej miotełkę do kurzu i wskazała książki, sama podniosła miotłę, a krzywiącej się blondynie wcisnęła w ręce płyn do mycia okien.
- Wielkie ostatnio-zadaniowo-trójmagiczniowe-sprzątanie! - zaświergotała.
Hermiona i Lav wymieniły znaczące spojrzenia.
- A nie mogłabyś sama...?
- Nie nie mogłabym. - odparła stanowczo.
Widząc, że nie ma co dalej dyskutować powłóczyła nogami do komody. Najpierw opróżniła i dokładnie wytarła pierwszą górną półkę, potem środkową, a na końcu trzecią. Otarła pot z czoła znalezioną przez siebie chusteczką. Wyszczerzyła zęby zadowolona z efektów swojej pracy, kiedy nagle coś ją oświeciło. Rzuciła się na łóżko i uniosła gwałtownie poduszkę, z poszewki wygrzebała dwa listy od "H". Przebiegła po pergaminie wzrokiem. "Weź chusteczkę z trzeciej półki i leć w świat" - serce zabiło jej mocniej. Podskoczyła w miejscu i okręciła się na pięcie. Na białym płótnie wyszyte były słowa:

"Jesteśmy tak blisko, a tak daleko,
Wiesz niby wszystko, a jednak nic.
Kolejnej wskazówki szukaj nad rzeką,
Tam gdzie z ręki je stado orlic ~ HG"

Do literki "H" dołączyło jeszcze "G" teraz niczego już nie była pewna. Wstała tylko, zarzuciła na siebie sweter i ruszyła nad rzekę na błoniach. Był to niewielki wprawdzie strumyk koło jeziora, gdzie zazwyczaj Hagrid dokarmiał groźne, nieoswojone ptaki, kilka z nich krążyło nad jej głową. Było to miejsce zapomniane, zaniedbane. Jednak miało w sobie coś magicznego. W powierzchni wody odbijało się niebo, a dookoła biegły rozchichotane śmieszki pospolite. Małe skrzaty uwielbiające przeszkadzać wszystkim dookoła.
- Haha, zobacz Słonko kto tam siedzi!
- Widzę kręconowłosą więc niech słucha!
- Był tu chłopak, bardzo biedził!
- Rozbolały mnie aż ucha!
- Mówił coś o tajemnicach!
- Ukrywanych w strasznym lesie!
- Tą dziewczynie zje diablica!
- Jeśli ją coś tam poniesie!
Rozległ się donośny rechot, a po dwóch małych stworkach nie było już śladu. Hermiona wysiliła umysł. Czy to miała być kolejna wskazówka? 
- Głupi 'HG' nie mógłby się w końcu ujawnić?! - krzyknęła.
- Najwyraźniej nie może... - tuż za nią rozległ się skrzek.
Odwróciła się szybko gotowa wyciągnąć różdżkę, ale piszczącym stworzeniem okazał się tylko Zgredek. Położył przed nią paczkę i uciekając w popłochu przed pytaniami, zniknął w zaroślach. Nastolatka była skołowana. Sięgnęła po pudełko i zerwała brązowy papier. "Notatnik" - pomyślała na widok starej księgi, postanowiła jednak być ostrożna.Wciąż pamiętała o Ginny i dzienniku Riddle'a. Otworzyła go pomału, gdzie na pierwszej stronie widniał przyczepiony czarami list.

"I ostatnia już wiadomość.
Przekazuję ci ten notes.
Miej mnie zawsze w swej pamięci.
Kończymy korespondencję.
Mam nadzieję, że poczytasz
I nie będziesz krzyczeć wiecznie.
On chciał tylko tobie pomóc,
On miał dobre swe intencje.
Nie rymuje się to wcale.
Bo już na tym nie zależy.
Mam nadzieję, że pomogłem.
I nagroda się należy :D 
Adios! ~ HG"

Jaka znowu nagroda?! Ale nastolatka nie przejmowała się już listem tylko szybko wertowała strony notesu, jak się okazało, swojego chłopaka. Siedziała tam do wieczora. Już prawie zapomniała, że jutro ostatnie zadanie turnieju przed wakacjami. Oczy zaszły jej łzami, wyrwała kilka stron i pobiegła w stronę zamku.

"No tak, już robi się mroźno, a my z George'm znowu siedzimy w tym głupim lesie. Chciałem wziąć Mionę, ale coś nam nie wyszło. Zwiała, a Hagrid nas nakrył. Dumbledore chce żebyśmy znowu szpiegowali utajnionych śmierciożerców. Niech się cieszy, że nie wie, że wiemy o jego układzie ze Snape'm, w który jest zamieszana moja siostra. Na razie milczymy. No bo - Ginny na przeszpiegach? To jakiś absurd. Mam nadzieję, że nikt nigdy w życiu nie dowie się, że o tym wiemy. Bylibyśmy zgubieni."

"Albus jednak posłał Gin na pewną śmierć, a ja go nie powstrzymałem! Nie wiem co mam robić, mam mętlik w głowie... Najgorszy brat na świecie!"

"Ginny leży opętana, wróciła z misji z Tonks. Jestem załamany, przeze mnie moja siostra może nigdy więcej nie otworzyć oczu!"

"Zabiję się jeśli wyjdzie na jaw, że wiedziałem o tym spisku i nic w związku z tym nie zrobiłem... Czy to moja wina? Tak. W dodatku Miona... Ona... Ech, nie umiem opisać tego co do niej czuję."

Takie notatki schowała pod poduszką. Nie wiedziała co zrobić... Postanowiła porozmawiać z Fredem jak najszybciej to możliwe.


- Czy to wszystko prawda? - zapytała drżącym głosem. Była 6:00 rano, siedzieli sami w pokoju wspólnym patrząc sobie w oczy. Była przerażona. Jak on mógł wiedzieć i nic nie zrobić?! Miała ochotę uderzyć go w twarz. Pokiwał wolno głową i schował buzię w dłoniach. Dziewczyna wzdrygnęła się. Wstała energicznie i pognała na górę. Nie... To niemożliwe!


Tłum wiwatował, z daleka było słychać dźwięczną melodię wygrywaną przez orkiestrę i przecudowny śpiew dziewczyn z Akademii Magii Beauxbatons. Siedziała na trybunach wpatrując się tępo w ogromny labirynt. Na krzesło obok niej opadł rudy bliźniak i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Chwycił jej dłoń, odsunęła ją delikatnie nadal nie patrząc w jego oczy, wiedziała, że od razu by wymiękła. Wreszcie! Wreszcie pojawiło się jasne światło! Fleur została wyciągnięta z labiryntu jak i Krum. Więc teraz... Teraz zwycięzca! Niech to będzie Harry! Niech to będzie Harry! Stanęła na krześle by lepiej widzieć wyłaniającą się z blasku świstoklika postać. Wszyscy ucichli. Na ziemi widniało martwe ciało Cedrika, nad którym pochylał się Potter. Co się stało? Nagle ten mrożący krew w żyłach wrzask.
- UCIEKAJCIE!
Tuż za zwycięzcami pojawiło się kilkadziesiąt czarnych szat... Śmierciożercy wkroczyli na teren Hogwartu, a tuż za nimi Voldemort. Najgorsze miało dopiero się zacząć.

~ Hermiona .

Dziwiliście się jak ujmę to w dwóch rozdziałach no i proszę! Macie prawie wyjaśnioną zagadkę "HG" i... no i widzicie co macie ^^ hahahhahaha - napięcie, napięcie, napięcie ♥ Wpis był dedykowany wszystkim czytelnikom, których to zainteresowało ;D Łeheheh ;* A no i jeszcze mam pytanie... Jak myślicie czy następny blog może być o... Huncwotach? :33 Nie chcę strasznie oklepanego tematu jak Dramione wybaczcie, chociaż może kiedyyyyyś <3 Piszcie w komentarzach swoje pomysły! Kocham was, do epilogu :))




niedziela, 9 grudnia 2012

XXXI ~ "Będę zawsze przy tobie..."

Poprzednia notka była chyba nawet krótsza od prologu! Przepraszam was za to! W nagrodę, mam nadzieję, że ten wpis was zadowoli. Dedykacja dla czytających <33 Zapraszam.

XXXI ~ "Będę zawsze przy tobie..."


Szatynka siedziała na ogromnym łóżku w swoim dormitorium, wertując szybko tony pergaminów. Za nic w świecie nie mogła znaleźć wypracowania dla Snape'a. "No, przecież je pisałam!". Tony papierów przelewały się nad jej głową zasypując pomagające jej w poszukiwaniach Lavender i Parvati. 
- Nie martw się, znajdzie się... - powiedziała bliźniaczka.
- No właśnie! Poza tym zgubiony przedmiot zawsze jest tam gdzie się go najmniej spodziewasz. - mruknęła blondynka.
Hermiona jak na zawołanie zeskoczyła z posłania i podbiegła do stolika w kącie, gdzie leżał zapisany starannie kawałek pergaminu. Obrzuciła spojrzeniem zabałaganiony pokój i z niewinnym uśmiechem szepnęła:
- O, tu jest.
Po ogarnięciu pomieszczenia wreszcie się uspokoiła i ruszyła do łazienki. Umyła się, rozczesała szopę na głowie, posmarowała buzię kremem, ubrała się, nałożyła trochę łagodnego, różowego cienia na powieki, użyła truskawkowych perfum, pomalowała usta słodkim błyszczykiem i uśmiechnęła się do siebie. "Jest OK". Wróciła do sypialni, gdzie pościeliła łóżko, spakowała wypracowanie i podręczniki do torby, znalazła samo-notujące pióro któregoś z Weasleyów i zeszła do pokoju wspólnego. Zastała tam uśmiechniętego od ucha do ucha Seamusa rzucającego magicznym samolocikiem w stronę Rona. Oddała rudzielcowi przedmiot do pisania i postanowiła zejść na śniadanie. Wkroczyła do wielkiej sali i szczerząc się na wszystkie strony podeszła do Freda. Dała mu buziaka w polik, przywitała się ze wszystkimi i nałożyła sobie trochę sałatki z kurczaka na talerz. Wreszcie wszystko wróciło do normy! Wreszcie wszystko jej się poukładało, nareszcie nie miała tylu zmartwień i w końcu mogła się cieszyć chwilą. Znowu jest jak dawniej, znowu... Coś ją nagle uderzyło. Fioletowa burza włosów zmierzała w kierunku stołu Ślizgonów. Zerwała się na równe nogi i pognała w tamtą stronę obrzucając przy okazji wszystkich Gryfonów sałatką. Chwyciła przyjaciółkę za ramię i odwróciła ją gwałtownie. Spojrzała w jej puste, zaczarowane eliksirem oczy.
- Ginny... Chodź ze mną.
- Nie, puszczaj! Muszę iść do Dracona... - westchnęła cicho.
- Posłuchaj mnie uważnie - ON CIĘ NIE KOCHA.
- Jak śmiesz tak mówić?! On jest całym moim światem.
- A Harry?!
- Stare zauroczenie w sławnym chłopcu.
- Malfoy nauczył cię tak gadać?
- Nawet kiedy mówisz jego imię w złości to i tak wywołuje u mnie ciarki... - zatrzepotała rzęsami.
- ZOSTAŃ TU! - warknęła i ruszyła pewnym krokiem w kierunku blondyna. - DO MNIE! - wrzasnęła na jego widok.
Z wyraźną satysfakcją podniósł się z krzesła i podszedł do wkurzonej nastolatki.
- Czego chcesz, Granger?
- To już Granger? Szybko robisz postępy... - pokręciła głową. - Daj to antidotum. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Wiesz jaka była umowa, prawda? Dostaniesz je jak mnie pocałujesz... Czekam.
- Prędzej dostaniesz cegłą w twarz niż dostaniesz buziaka.
- Podczas Wielkanocnej przerwy jakoś nie miałaś z tym kłopotów. - mruknął.
- Zapchaj się gruzem i dawaj fiolkę. - wyciągnęła różdżkę, a on momentalnie chwycił się za marynarkę.
Jej wzrok powędrował w stronę kieszeni Ślizgona, uśmiechnęła się i schowała magiczny przedmiot.
- Chociaż z drugiej strony... Zawsze było w tobie coś takiego... - położyła mu dłoń na klatce. - Coś co zawsze mnie intrygowało...
- Co to takiego? - uśmiechnął się.
Gwałtownie szarpnęła za kieszeń z której wypadła butelka z eliksirem. Chwyciła ją i cofnęła się pospiesznie.
- Twoja głupota. - warknęła i chwytając Gin za rękę ruszyła do rodzeństwa Weasleyów.
- Szybko to załatwiłaś. - George zaśmiał się zabierając napój od czarodziejki.
Dolał go do soku i podał siostrze.
- Wypij to, to prezent od Dracona.
- Od Dracusia? - pisnęła i wypiła wszystko duszkiem.
Mlasnęła głośno i oblizała wargi uśmiechając się. Jednak jej wyraz twarzy z sekundy na sekundę stawał się coraz mniej wyraźny. Po chwili kielich wypadł jej z rąk na podłogę, a ona potrząsnęła mocno głową.
- Co... Co się stało? - zapytała patrząc z przerażeniem na swoje włosy. - Czuję jakbym miała dziurę w głowie co najmniej przez tydzień.
- Blisko. Dokładniej to cztery dni. - szepnęła Hermiona. 
- I jak się czujesz? - zapytał z troską Fred.
- Jakbym miała zwrócić ślimaki. 
Wszyscy zaczęli się śmiać. Opowiedzieli jej co się dokładnie stało.
- Wiesz... Jest tylko jeden kłopot.
- Chyba nie całowałam się z Malfoyem?! - wrzasnęła wystraszona.
- Nie... - uśmiechnęła się szatynka. - Ale zerwałaś z Harrym. 
- Co?!


Pędziła korytarzem przewracając wszystkich po drodze. Znowu. Ile razy jej się to zdarza? Cały czas tylko biega i biega. Trzeba poukładać coś w swoim życiu! Myślała tak wpadając do klasy eliksirów.
- Panna Granger, ZNOWU spóźniona. Dzięki tobie Gryffindor traci 50 punktów, proszę zostawić wypracowanie na biurku i siadać.
Zmierzyła go morderczym wzrokiem, ale wykonała jego polecenia. Spojrzała z troską na siedzącego po jej prawej stronie Harry'ego. Niepotrzebnie, po kilku sekundach zauważyła skryty uśmiech na jego twarzy i serce z literą G w środku, narysowane w rogu podręcznika. "I jest dobrze..." pomyślała krojąc odnóża pajęczaków i oddzielając trującą część od tej potrzebnej do uwarzenia eliksiru. Czuła na sobie oczy Malfoy'a. "Czego ten gamoń chce? Zaraz podejdę i obleję go miksturą." - zachichotała pod nosem wyobrażając sobie Dracona skaczącego pod sufit pod wpływem parzącego wywaru. Niestety jej wesołe wyobrażenia przerwał głos Severusa.
- Koniec czasu! Teraz przelejcie eliksiry do fiolek i zostawcie na moim biurku. Możecie wyjść.
Wykonała pospiesznie polecenie profesora i wyszła z klasy. Szła spokojnie korytarzem szukając wzrokiem ukochanego bliźniaka. "Pewnie znowu tworzy te swoje zabawki" - westchnęła i skierowała się do biblioteki. Przeszła przez próg i schyliła głowę na widok Kruma. Przypomniała jej się sytuacja z balu, zaśmiała się, myśląc teraz już tylko o turnieju trójmagicznym. Potter za niedługo przechodzi trzecie zadanie... To się porobiło. Jak szybko ten rok zleciał... Jej myśli skierowały się teraz w inną stronę. Ile razy była już w skrzydle szpitalnym? Ile razy pokłóciła się z Fredem? Ile razy ktoś o nią walczył? Ile razy płakała? Trochę tego się nazbierało... Nie minęła chwila jak zorientowała się, że wyszła z biblioteki z wypożyczoną książką. 
- "Największe wynalazki wszech czasów" - przeczytała - Zawsze spoko.
Ruszyła w kierunku pokoju wspólnego, nareszcie miała chwilę czasu dla siebie, przerwa pomiędzy lekcjami, tylko ona, kominek i książka...


Siedziała na fotelu patrząc tępo w ścianę. "Kto to zostawił?". W dłoniach trzymała skrawek pogiętej kartki, na której widniał jakiś napis...

"Witaj Hermiono, cieszę się, że w końcu trafiłaś na tę książkę... 
Wiele dni czekałem byś to przeczytała,
By w końcu ta kartka trafiła w twe ręce cała.
Istnieje coś takiego jak ludzkie sekrety.
Ma je każdy, lecz nie każdy zbiera amulety.
Coś co szczęście przynosi, pewność ochrony na zawsze.
U niektórych jest to przedmiot dla innych słowo właśnie.
Lecz nikt ci nie przekaże tylu informacji.
Tylko ja wiem co kryje twój chłopak, że nie ma racji.
Będę zawsze przy tobie.
Zawsze ci pomogę.
Więc by dowiedzieć się więcej chodź za wskazówkami,
A listy miłosne, zostaw pod żaglami. - H"

"A listy miłosne zostaw pod żaglami..." co to mogło znaczyć? Jakie sekrety? H? Co to za H? Schowała głowę w dłoniach. Zawsze gdy coś zaczyna się układać, musi się coś zepsuć, tak?! Sama nie wiedziała czy iść szukać dalszych ciekawostek. On jest jej chłopakiem, on mówi jej o wszystkim... On na pewno niczego nie ukrywa... To niemożliwe... Nagle ją olśniło. Zerwała się z krzesła i pobiegła do biblioteki. "A listy miłosne zostaw pod żaglami..." - przypomniała sobie wkraczając w dział powieści miłosnych. Epika - nic, Dramaty - nic. A może... Otworzyła pierwszą lepszą książkę z wierszami.

"Pod żaglami"
W samotni pod żaglami,
Płynąc po oceanie życia,
Szukam spokojnej przystani,
Mam długą drogę do przebycia.
Odważnie stawiam czoła,
Bijąc się z myślami,
Gdy czuję, że nie podołam,
Rozmawiam z marzeniami.
One są moją nadzieją
I silną wolą przetrwania,
Z nimi płynę śmielej,
Nie myśląc o poddaniu.

Ale żadnej informacji. Opadła na fotel stojący w rogu i westchnęła cicho. Kurz unosił się dookoła, ale nigdzie nie było śladu jakiegoś liścika. Jak pech to pech. Podniosła się, żeby odłożyć książkę i wtedy to ujrzała.

"Cichym szeptem do mnie mów,
Postaram się usłyszeć.
Przecież słowa nie uciekną,
Nie puszczasz ich na wiatr.
Mów spokojnie, przyjacielu,
Wylej potok zdań,
Niech nikt inny nie usłyszy.
Śpiewaj cicho melodię, która w sercu twym gra,
Ja tak cicho jak skowronek, zabiorę ją i ukryję,
Gdzie tylko się da.
Popłynę delikatnie na chmurze,
Wyćwierkam co myślę ci tylko do ucha.
Pomogę, przyjmę pod skrzydło,
Zwrócę uwagę na każdy okruszek,
Który ktoś bezkarnie wrzucił w twoje serce,
Który tkwi tam jak drzazga.
Jesteś mój.
- Twój?
Tak, właśnie mój.
Teraz przytul się i nie płacz.
Weź chusteczkę z trzeciej półki i leć w świat.
- Co mi to da? Gdy ciebie tam nie będzie?
Ja z Tobą będę i jestem zawsze,
Trwam przy Tobie w każdej sekundzie,
Na zawsze, nie ważne jak daleko.
Zawsze jestem z Tobą,
Pamiętaj o tym... -  H"

Jedna łza zakręciła jej się w oku. Sprawa musiała być poważna. Ktoś zamierza odkryć przed nią sekrety jej chłopaka. Nie wiedziała czy chce je znać, czy ktoś jej nie wrabia, ale jedynym wyjściem było  sięgnąć o chusteczkę z trzeciej półki i lecieć w świat, a dalej... Się zobaczy.

~ Hermiona .

Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni ^^
Te wierszyki od "H" to sama pisałam ;p Łeheheh - teraz kto to jest H. Trochę namieszany rozdział, ale sama już nie wiem ^^ Wiem tylko tyle, że będzie jeszcze rozdział 32, ale 33 to już epilog będzie. Wybaczcie pomysły się kończą ;* Potem będzie jeszcze jeden blog, nie mogłabym porzucić od tak pisania. Kocham was! Pozdrawiam <33

czwartek, 6 grudnia 2012

XXX ~ "Nie wiem czy bezmyślnością nazwiesz miłość, ale jeśli tak, to masz rację - jestem bezmyślny."

10900 wyświetleń *.* Nigdy w życiu nie sądziłam, że aż tyle osób odwiedzi tego bloga <33 DZIĘKUJĘ :**
Przepraszam was bardzo za zaniedbanie pisania - brak internetu -,- Wybaczycie? 
No, skończyliśmy na Draco i jego podrywie, stwierdziliście, że mam pisać póki mam wenę, a Fred i Herma blisko są zejścia się - czego chcieć więcej? :33 Ja wiem! Mikołajkowych życzeń :DD A więc magicznych świąt kochani i zapraszam do czytania... ♥

XXX ~ "Nie wiem czy bezmyślnością nazwiesz miłość, ale jeśli tak, to masz rację - jestem bezmyślny."


Hermiona biegła korytarzem ocierając pospiesznie łzy. "Może nikt nie zauważył? Nikt tego nie widział." - wmawiała sobie w duchu. Prawda była inna. Na błonia wysypała się cała szkoła gdy usłyszała odgłos łamanej wierzby bijącej. "To się porobiło..." - pomyślała. Wpadła do łazienki jęczącej Marty i otarła twarz. Spojrzała w lustro i jednym ruchem wytarła strużkę krwi z kącika ust. Opadła na podłogę i uniosła oczy ku sufitowi. "W coś ty się wpakowała...". Westchnęła głośno i pogrążając się w smutnych myślach, starała się sobie przypomnieć, co się dokładnie stało. Było jasno, bardzo jasno... Prawie białe włosy Dracona wylądowały już na jej czole. Twarz była blisko, bardzo blisko... Nastolatka drgnęła, nie chciała go pocałować - nie mogła.. Położyła mu dłonie na ramionach chcąc go odepchnąć, ale ten wziął to za pozytywny znak i przyciągnął ją jeszcze bliżej... To wszystko co pamiętała dokładnie. Potem pod wpływem jakiegoś ciężaru upadła na ziemię, na twarz. Ostatnią rzeczą jaką mogła dokładnie wspomnieć był... rudy. Kolor rudy przeplatał się w jej myślach. Nie wiedziała co to jest. To był po prostu rudy. Coś czego podświadomie chciała? A może coś co się w danej chwili liczyło? A może zobaczyła wiewiórkę na drzewie? To chyba najbardziej prawdopodobne... 
- Co się stało?! - krzyknęła.
- Jak to co...? To ty nic nie wiesz? - z rury odpływowej jak na zawołanie wyskoczyła Marta. - Dwóch chłopców leży przez ciebie w skrzydle szpitalnym, a ty... Ty tu siedzisz i poprawiasz włosy. - prychnęła.
- Włosy? Ja... - dopiero teraz zauważyła, że z nerwów wyciągnęła szczotkę i zaczęła układać fryzurę. - Czekaj... W skrzydle?
- A ty myślałaś, że po takiej bójce, będą mogli iść na lekcje?
- Jacy chłopcy?!


15 minut potem pędziła jak na zabicie. Przewróciła Snape'a zyskując - 30 pkt. dla Gryfonów, zrzuciła Filcha z drabiny i wystraszyła Irytka. Z hukiem otworzyła drzwi do sali chorych. Jej spojrzenie padło na pierwsze łóżko z lewej. 
- Wredny potwór... - mruknęła na widok Malfoya.
Rozejrzała się gorączkowo po pomieszczeniu. Dopiero w kącie go ujrzała. Jej serce przepełniło uczucie żalu i troski. Podeszła powoli czując kolejną gorącą łzę na twarzy. Opadła na krzesło i ujęła drżącą ręką dłoń Freda. Chwilę później wybuchnęła donośnym płaczem. To... to był on. Szybko do jej oczu uderzyła ruda czupryna. Przeczesała jego włosy palcami, pochyliła się i pocałowała go w czoło.
- Jaki z ciebie kretyn... - wymamrotała do nieprzytomnego chłopaka dusząc się łzami. - Postąpić tak bezmyślnie... - spuściła wzrok
- Nie wiem czy bezmyślnością nazwiesz miłość, ale jeśli tak, to masz rację - jestem bezmyślny.
Otworzyła szeroko w oczy. Spojrzała na brudną twarz chłopaka, która z przygnębieniem mierzyła wzrokiem skrzydło szpitale. Nie wiedziała co nią kieruje, oczy zaszły jej łzami. Usiadła koło Weasley'a i ujęła jego twarz w dłonie.
- Nie strasz mnie tak więcej. - szepnęła i pocałowała go.


Ile czasu minęło? - Kto by liczył, najważniejsze, że w końcu się przełamali, w końcu mogli być razem, w końcu oboje przekonali się do tego co ich łączy. Tej magicznej chwili nic nie mogło przerwać, nic oprócz...
- Wiedziałem, że wybierzesz jego. - prychnął ktoś w kącie. - Nie masz za grosz gustu.
Nastolatka oderwała się od rozkojarzonego chłopaka.
- Pierwszy raz nie dostałeś, czego chciałeś Malfoy. I jak wrażenia?
- Jeszcze zobaczymy kto tu będzie górą... - uśmiechnął się szyderczo i odwrócił plecami.
Już wstawała, gotowa by wymierzyć idealny cios w policzek, ale ktoś chwycił ją za dłoń i pociągnął w dół.
- Nie warto... - szepnął Fred całując ją w policzek.

Tego wieczoru trudno jej było zasnąć. Patrzyła smutno w okno zastanawiając się nad sobą. Znowu była z chłopakiem marzeń, znowu mogła spokojnie oddać się w ręce Afrodyty, ale coś nie dawało jej spokoju. "Jeszcze zobaczymy kto tu będzie górą..." - co to mogło oznaczać? Czyżby Dracon znowu coś kombinował? Wiedziała tylko jedno... W życiu piękne są tylko chwile... Musiała czerpać życie garściami, chciała dotrzymać słowa, chciała po prostu być szczęśliwa...

~ Hermiona .

Brak weny i krótko, ale mam nadzieję, że ciekawie? :33 Jupilaaaa są razem *.* Zostawiam to wszystko waszej opinii, muszę nadrabiać zaległe historie na waszych blogach <33 Proszę was piszcie w komentarzach wasze adresy żebym nikogo nie pominęła! :D Będę wdzięczna... ♥ Pozdrawiam - wesołych mikołajek!






sobota, 24 listopada 2012

XXIX ~ "Czego ty chcesz?"

No więc jest kolejny, szybko dodany rozdział 29 :D Krótki, wiem... ;cc Jejku, jak bardzo mnie cieszą wasze komentarze *.* To na którym kończymy? 35? ;D Piszcie, piszcie, piszcie! :** Dedykacja dla Ginny . Zapraszam teraz na ciąg dalszy... ♥


XXIX ~ "Czego ty chcesz?"


- A może przestałbyś się we wszystko mieszać?! - Hermionę obudziły wrzaski. Ktoś na pewno nie miał przyjemnego poranka...
- A może zrobiłabyś w końcu coś żeby nie wpadać w takie kłopoty?!
- Poradzę sobie sama, jasne?!
- Oczywiście! No pewnie, poradzisz sobie! Wyślij sowę jak już będziesz płakać...
- Nie wiem czy mi starczy już łez! - trzasnęły drzwi, a nastoletnia gryfonka stojąca przy wyjściu ze swojej sypialni, zbiegła na dół do pokoju wspólnego.
- Ron...? Ron, czy... Czy to była Ginny? - zatrzymała się na schodach patrząc na przyjaciela skubiącego nerwowo szatę. - Ron, odpowiadaj!
- NO TAK! - wrzasnął. Szatynka zacisnęła mocno usta żeby nie krzyknąć i wybiegła na korytarz. Przebiegła pół zamku nie mogąc dojrzeć nigdzie rudej czupryny. No tak, że też jej to do głowy nie przyszło! Zbiegła kilka pięter w dół i pchnęła drzwi łazienki Jęczącej Marty.
- Tu jesteś... - Odetchnęła z ulgą pod chodząc do przyjaciółki, która stała nad umywalką wycierając nerwowo twarz.
- O, Hermiona.. N-nie wiedziałam, że już nie śpisz. - pociągnęła nosem. Brązowooka objęła ją ramieniem.
- Co się stało...? - szepnęła.
- Nic.
- Słyszałam was na dole...
- Naprawdę nic.
- Gin, mnie nie oszukasz, znam cię doskonale więc...
- NO NIC, NIE ROZUMIESZ? NIC! DAJ MI SPOKÓJ! PORADZĘ SOBIE SAMA! - podniosła torbę z ziemi, odepchnęła delikatnie szatynkę i wyszła z pomieszczenia. Hermiona osunęła się po kafelkach. "Co się dzieje?!". Ukryła twarz w dłoniach. "Dzięki, wspaniała sobota." Podniosła się z podłogi i spojrzała na siebie. Nie ma to jak wylecieć z pokoju wspólnego w piżamie... Pognała bocznymi schodami do wieży Gryffindoru. Wyszykowała się. Założyła swoje ulubione jeansowe rurki, białą bokserkę, sweterek, ubrała trampki i ruszyła do toalety. rozczesała swoje puszyste włosy, umyła zęby i rozpyliła wkoło siebie truskawkową mgiełkę. "Czas zacząć dzień na nowo" - pomyślała i zeszła po schodach na dół. Z daleka dojrzała burzę rudych włosów w kącie. Rodzinne spotkanie?
- Mionka! - krzyknął Fred i podbiegł do kręconowłosej łapiąc ją w pasie, podnosząc do góry i okręcając ją dookoła. 
- Puszczaj, kretynie! - zaśmiała się.
Jeden taki drobny szczegół, a umie zmienić tak wiele... Chwycił ją w ramiona, przytulił ją mocno i obdarzył ją przyjacielskim buziakiem w polik. Oblała się szkarłatnym rumieńcem i odwzajemniając ten gest podbiegła do George'a i Harry'ego. 
- Co u ciebie, młoda? 
- Ej, tylko nie młoda! - położyła palec na nosie George'a robiąc groźną minę.
- Okej, stara.
Trzepnęła go w ramię.
- Wiesz, że możesz wylecieć przez okno, nie?
Odsunął się, a ona uśmiechnęła się triumfalnie. 
- Biegnę właśnie na śniadanie. - puściła do nich oko i zeszła do Wielkiej Sali.
Usiadła przy stole Gryfonów wypatrując w tłumie zapłakanej przyjaciółki. Nigdzie jej nie było. Z nieswoją miną zabrała się za płatki. tuż obok niej klapnęli bliźniacy. G wyrwał jej łyżkę z dłoni, zanurzył w mleku i uniósł do góry.
- Jedz, malutka... Otwielamy sieloko buśkę... Leci samolocik!
Wytrąciła Weasley'owi jedzenie na podłogę i przybrała marsowy wyraz twarzy.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. - warknęła.
- Dobra, dobra, tylko się nie popłacz. - uśmiechnął się. Chciała go uderzyć, ale widząc jego wyraz twarzy zamiast tego wyszczerzyła zęby. Z trudem dokończyła posiłek i wyszła z Wielkiej Sali. Musi znaleźć Ginny. To jest jej najlepsza przyjaciółka, powinna ją wspierać. Zapomniała na chwilę o problemach przy rudowłosej, powinna zrobić dla niej to samo. Tylko gdzie mogła jej szukać? Odpowiedź znowu nadeszła niespodziewanie. I to zupełnie. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że zobaczy ją tuż przed twarzą. Poznała ją po włosach, twarzy, mimice? Nie. Po głosie. Zresztą chyba nikt by jej nie poznał po pozostałych wymienionych rzeczach.
- GIN?! - wyrwało jej się przez cały korytarz.
Trzynastoletnia Gryfonka odwróciła się do niej plecami. Hermiona ujęła w dłonie jej fioletowe włosy i spojrzała na nie z przerażeniem.
- Co... Co ci się stało?
- No... No bo... Ech, nic. - wydukała.
- Nie ukrywaj tego przede mną. - złapała ją za nadgarstek. - Proszę.
Młodsza z nich westchnęła cicho, ale znacząco.
- Nie tutaj.
Dotarły do pokoju woźnego. Zamknęły się w nim i spojrzały sobie w oczy.
- Lavender stwierdziła, że tak mu się bardziej spodobam, ale trochę pomieszała zaklęcia. - powiedziała.
- A po co to robiłaś? Przecież Harry'emu zawsze się będziesz podobać! - uśmiechnęła się.
- A-ale widzisz. I tu jest problem. - zaśmiała się smutno. - Nie chodzi o Harry'ego.
- Co ty gadasz? - Hermionie zrzedła mina.


- Puszczaj mnie! - wrzasnęła do Freda, który całując ją raz po raz po policzku niósł ją po błoniach na rękach. - Nie jesteśmy razem... - mruknęła patrząc mu w oczy.
- Wiem. - wyszczerzył zęby.
- No więc... PUSZCZAJ! - pisnęła bijąc go ze śmiechem po klatce. Dał jej ostatniego buziaka, uśmiechnął się szelmowsko i wrzucił ją do stawu.
- Ewentualnie mogłem zrobić wyjątek. - zaśmiał się.
Wynurzając się z wody zobaczyła ich. Potter i Weasley znowu się kłócili. Dlaczego tylko Hermiona mogła znać cząstkę prawdy? Nie mogła tego tak zostawić... Nie mogła. Zostawiając rozkojarzonego bliźniaka samego ruszyła do szklarni.


- Musimy pogadać! - Szatynka wparowała na lekcję zielarstwa do Ślizgonów.
- Panno Granger, znowu pani? No dobrze, Draco idź. Tym razem macie moje pozwo... - Ale nikt jej już nie słuchał.
- O czym znowu? - warknął.
- O CZYM ZNOWU... - powiedziała dobitnie. - O tobie.
- A dziękuję, miewam się bardzo dobrze, słońce delikatnie grzeje, wiatr północno-wschodni chłodzi moje oblicze, chmury na niebie...
- COŚ TY JEJ ZROBIŁ?! - wrzasnęła.
- Aaa... Tooo... Troszkę eliksiru miłosnego mojej własnej roboty, na który tylko ja znam antidotum, nic więcej.
- Czego ty chcesz? - mruknęła.
Spojrzał na nią, odgarnął lekko włosy i uśmiechnął się łagodnie. Przygryzł wargi, położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie.
- Ciebie.

~ Hermiona .




Wena, wena, wena :33 Piszcie odpowiedzi na pytanie, które zadałam wam na początku, a mianowicie czy 35 rozdziałów wam wystarczy? :) Czekam niecierpliwie na wasze opinie i pozdrawiam was gorąco <33

środa, 21 listopada 2012

XXVIII ~ "Z VOLDEMORTEM?!"

No, witajcie kochani... Jejku jak ja długo nie pisałam :OO Okej, okej... Już dodaję, nie złośćcie się na mnie ;P :* Wiem, że prosiliście, ale już już już... jest :D Gorąco zapraszam na rozdział 28 :) Krótki ;// Specjalna dedykacja dla Ginny - tęsknię ;* Ale i dla wszystkich czytelników ♥


XXVIII ~ "Z VOLDEMORTEM?!"


- Szybko! Biegiem! 
Pędzili poprzez peron 9 i 3/4 potykając się o bagaże. 
- Już prawie!
W ostatniej chwili wbiegli do pociągu. Drzwi gwałtownie zatrzasnęły się za rudą czupryną Rona, a oni wpadli do pierwszego wolnego przedziału. Rzucili się zmęczeni na siedzenia dysząc ciężko. Tylko Ginny wstała by pokiwać jeszcze matce z okna, po czym kręcąc głową obdarzyła przyjaciół karcącym spojrzeniem.
- Ale posuńcie się, co? - wtrąciła ze śmiechem usilnie wciskając się między Harry'ego, a George'a.
Po pięciu minutach nie było osoby, która by się nie śmiała. Wszyscy uśmiechali się do siebie i wymieniali radosne spojrzenia.
- No widzisz, Hermiono i tak właśnie wygląda żabi skrzek. - skwitował George usuwając plamę po ślimakach słodko-kwaśnych z fotela.
- Serio? 
- Oczywiście. 
- To było pytanie retoryczne, baranie.
- Baranie? Skąd znasz mój znak zodiaku? - wyszczerzył zęby. Wyjęła pudełko fasolek wszystkich smaków i zaczęła nimi rzucać na prawo i lewo.
- Hahahah, pudło! - wrzasnął Potter unikając wymiocinowego ciosu.
- Pudło?! Ja ci zaraz pokażę! - wstała i rzuciła się na chłopaka usilnie próbując poczochrać mu włosy. - No chodź tu! - krzyczała śmiejąc się.
Gdy w końcu udało jej się wystarczająco wytarmosić wszystkich po kolei i stłuc Harry'emu okulary usiadła zmęczona, zarzuciła nogi na kolana Freda i oparła się o szybę mierząc wszystkich głupkowatym wzrokiem.
- Co ci się stało? - wydusiła Ginny krztusząc się ze śmiechu. Wzruszyła tylko ramionami.
- To się nazywa głupawka. - wyszczerzyła zęby. Fred spojrzał na nią ze zdziwieniem. Momentalnie spuściła wzrok. Nie mogła patrzeć na niego długo. Od razu przypominało jej się jak byli kiedyś parą, a wczoraj? Całowała się z Malfoyem... Życie jest pokręcone. Zrzuciła nogi z kolan rudowłosego i rzucając niemrawe "zaraz wrócę" wyszła na korytarz. Rozejrzała się i skierowała się w stronę wagonu Krukonów w przejściu wpadła na... No tak na kogo innego?
- To znowu ty... - warknęła. Blondyn uniósł brwi i uśmiechnął się potulnie.
- Szukałem cię...
- Znalazłeś. Czego chcesz, Malfoy?
- Malfoy? - zaśmiał się. - To znowu jestem wrogiem?
- Zawsze nim byłeś.
- Jakoś o tym nie myślałaś kiedy mnie całowałaś.
- Ciiiiiiiszej! - syknęła. - Bo ktoś usłyszy.
Westchnął.
- Wstydzisz się?
- To było tylko pod wpływem emocji.
- Nie gadaj, że nic do mnie nie czujesz... - zbliżył się, położyła mu dłoń na klatce zatrzymując go.
- Przyjaźń. - mruknęła odwracając się szybko.
- Zaczekaj! - dogonił ją ciągnąc za ramię.
- Nie rób mi tego. - głos mu się zatrząsł. - Nie wyobrażam sobie...
- Czego? Nie bycia ze mną? jakoś wytrzymałeś przez całe cztery lata, wytrzymasz i teraz. - poklepała go po policzku - Dasz radę. - przytuliła go, dała całusa w policzek i oddaliła się do przedziału.
Weszła z trochę weselszym humorem uśmiechając się na prawo i lewo. Było jej lżej na sercu, że tą rozmowę ma za sobą. Oparła się o szybę patrząc jak krajobrazy za oknem przesuwają się w zawrotnym tempie. Przymknęła oczy, a zanim się zorientowała zobaczyła przed sobą zamazany napis "Hogsmeade".

- No więc?
- No więc...
- No więc?
- No więc co?
- No więc jakie jest twoje wytłumaczenie na spóźnienie?
- Pani profesor... - stała właśnie w klasie transmutacji przyglądając się uważnie McGonagall i czując na sobie spojrzenia całej klasy. - Zaspałam. - mruknęła.
- Siadaj. - pokręciła głową. - No, więc na dzisiejszej lekcji...
Minerva uwielbiała nadużywać słowa "no więc", ale to stało się już męczące. Czy naprawdę zaspała? No, nie. A co ją tak rozkojarzyło? Siedzenie przed kominkiem, zagłębienie się w książce, a do tego rozmyślanie o Ślizgonie. A może nie o nim tylko o tym co się stało w Wielkanoc? Nieważne... Wiedziała, że nie może tego tak zostawić, nie może...

Po obiedzie złapała Ginny za rękaw i wciągnęła do łazienki Jęczącej Marty. 
- MUSIMY pogadać. - powiedziała z naciskiem. Usiadły na ziemi obok wejścia do Komnaty Tajemnic i spojrzały sobie w oczy. Rudowłosa długo czekała na rozpoczęcie zdania.
- O co chodzi? - spytała niecierpliwie.
- O... O mnie...
- Dokładniej może? - uśmiechnęła się.
- Ja... Zrobiłam coś złego. - westchnęła cicho. Głos jej się zawiesił. - Całowałam się z naszym największym wrogiem...
- Z VOLDEMORTEM?! - wrzasnęła Ginny.
- Nie no co ty... - zaśmiała się przez łzę, która spłynęła jej po policzku. - Wypowiedziałaś to imię? Nieważne. Z Draconem...
Przez chwilę w toalecie dało się słyszeć tylko głuchy szloch. Brązowooka przytuliła szatynkę bardzo mocno.
- Przecież... To nic złego, tak? On... On oddał ci Zmieniacz Czasu... Nie masz chłopaka, masz prawo...
- Ale ja nadal kocham Freda! - krzyknęła.
Na to nie było odpowiedzi. Milczały obydwie rozmyślając nad tym co można by zrobić z tym fantem. 

Następnego dnia spacerowały razem po błoniach. Dawne słońce powróciło, a uśmiechy wstąpiły znowu na ich twarze. Uwielbiały, uwielbiały wiosnę. Przysiadły pod dębem. Hermionie było lepiej, ze ktoś jeszcze wie o tej sprawie, że jest ktoś z kim może się podzielić smutnymi, radosnymi wiadomościami. Była to właśnie Ona. Taka niegdyś tylko przyjaciółka, a teraz... Jak pamiętnik, jak klucznik do serca, jak kontroler biletów na lotnisku w kierunku "miłość". Była kimś więcej, więcej niż siostra, była jak bratnia dusza, jak skarb odkryty na dnie oceanu... Jak największe szczęście złapane do pudełeczka. Niby ulotna jak łza, jak chwila, jak podmuch wiatru, ale trwała jak skała, jak słońce, jak księżyc... Przyjaźń - tego właśnie w tej chwili było jej trzeba i ręka, która zawsze ją podniesie, gyd upadnie...

~ Hermiona .

Krótkie, ale obiecuję, że się poprawię i bd dodawać rozdziały częściej ♥ Zachęcam do komentowania ♥

Przy tym tworzyłam ♥ :

 http://www.youtube.com/watch?v=b3HeLs8Yosw&feature=player_embedded

http://www.youtube.com/watch?v=KpsUsP2lIzU



poniedziałek, 12 listopada 2012

XXVII ~ "Wszystko się zmienia..."

No więc jest 27 :) Mam nadzieję, że się wam spodoba ;D Wycisnęłam siódme poty i tadaaaaamn! Dalej nie mam pojęcia na którym rozdziale skończyć. ;// 35? Piszcie proszę w komentarzach ;) Nie spodziewałam się, że będzie tyle wejść i kom. ♥ Jesteście wspaniali :** Dedykacja dla Paranoi98, Wiktorii Czechowskiej i Sandry Pytlik ^^ Zapraszam...

XXVII ~ "Wszystko się zmienia..."


Hermiona szła przyspieszonym krokiem przez pola. Zboże delikatnie muskało ją po kolanach, a poranne powietrze wspaniale orzeźwiało zaspaną czternastolatkę. Mimo dziur wędrowała dalej, znała swój cel, wiedziała dokąd kroczy... W końcu w oddali ujrzała szary budynek. Ciemne okna i czarna dachówka nadawały bardzo mrocznego klimatu. Kroczyła po kamiennej ścieżce starając się otrzepać adidasy z piachu. Stanęła przed ogromną bramą patrząc na z lekka zaniedbany ogród. Nacisnęła dzwonek. Odpowiedziała jej ponura melodia i tupot stóp wydobywający się z domu. Nim się obejrzała stała już naprzeciwko wysokiej, szczupłej kobiety o jasnych włosach i dużych niebieskich oczach. Zmierzyła ją pogardliwym spojrzeniem i mruknęła oschle:
- Słucham?
- Dzień dobry, ja przyszłam odwiedzić Dracona. Jestem jego koleżanką i...
- Mojego syna nie ma obecnie w domu.
- A gdzie jest?
- Wyszedł, ale... - urwała w połowie zdania. - Jeśli chcesz możesz na niego zaczekać. - uniosła brwi i wpatrywała się przeszywającym wzrokiem w szatynkę.
- Byłabym bardzo wdzięczna.
Kobieta otworzyła ze zgrzytem bramę i zaprosiła Hermionę do środka. Dziewczyna nigdy nie widziała tak dziwnego mieszkania. Pomijając niedbały wygląd podwórza wszystko wyglądało na strasznie stare. Duży, drewniany zegar z kukułką wskazywał godzinę 7:00. Co Malfoy robił o tej porze... GDZIEŚ. Nastolatka usiadła w kuchni patrząc na umeblowanie. Było schludnie, nie można zaprzeczyć, ale nie tak wyobrażała sobie mieszkanie "tego bogatego Ślizgona". Narcyza po raz kolejny zerknęła na nią z wyższością i wzięła do ręki srebrny czajnik. Wlała do niego wody, stuknęła różdżką i nagle po całym domu rozniósł się zapach herbaty. Nalała ją do dwóch kubków i postawiła jeden przed Hermioną.
- Dziękuję. - mruknęła dziewczyna.
Siedziały tak w ciszy. Szatynka cały czas czuła na sobie chłodny wzrok matki Dracona. Wreszcie po długim czasie oczekiwania, po podwórku poniósł się znajomy głos.
- Znieś miotłę do garażu, Fleyric!
- Tak jest, sir.
Po kilku sekundach do domu wszedł wysoki blondyn. Ściągnął buty i kurtkę i omiótł spojrzeniem mieszkanie. Jego wzrok zatrzymał się na Hermionie. Poczuł dreszcze na swojej skórze. Stał wryty w ziemię, nie potrafił nic zrobić, sparaliżował go strach.
- Cześć. - uśmiechnęła się do niego. 
To automatycznie uruchomiło u niego jakąś dźwignię. Obrócił się energicznie i zaczął biec do góry, uciekać. Nie zwracając uwagi na Narcyzę, Hermiona zerwała się na równe nogi i pognała za nim. Wpadła do sypialni jego rodziców, krzyknęła coś, nie słuchał. Okrążył łóżko i ruszył na strych. Gryfonka wspięła się po schodach i rozejrzała się ostrożnie. Podeszła do okna i wpatrywała się w nie przez chwilę, ruszyła do wieszaków i zaczęła grzebać w starych ubraniach, oddaliła się w stronę komody przeglądając zdjęcia. Wtem za szafą dostrzegła delikatny ruch. Po paru chwilach jak z torpedy wyleciał Draco i popędził na korytarz. W ostatniej chwili chwyciła go za marynarkę i pociągnęła z całej siły do siebie. Gdy się zatrzymał, popchnęła go na ścianę. Chłopak położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie. Nie wiedziała czy chciał ją pocałować, ale ta bliskość wywołała u niej dreszcze, które przerodziły się w gęsią skórkę. Była bliżej niego niżby chciała. Trzasnęła blondyna w twarz i odsunęła się od niego. Ten upadł tylko i trzymając się za policzek patrzył na nią z nienawiścią.
- Uspokój się. - mruknęła. - Chcę pogadać.
- Nie mamy o czym. - warknął.
- Mamy. - powiedziała stanowczo.
Wahał się przez dłuższy czas.
- Dobra, chodź. 
Pociągnął ją za rękę w stronę białych drzwi. Otworzył je na oścież i zaprosił ją gestem do środka. Posłusznie wkroczyła do pomieszczenia. Rozejrzała się ze skrytym uśmiechem po sypialni. Wielkie białe łóżko z baldachimem, przykryte zieloną pierzyną i poduszkami ze wzorami wężów, które same kusiły by się położyć. Ściany również w jasnych barwach, zielony, puchaty dywan na podłodze, białe komody, wspaniałe jasne zasłony, plakaty quidditcha na ścianach. Pokój znacząco wyróżniał się spośród wystroju całego domu. Był niesamowity tak jak się spodziewała. Usiadła na białym fotelu wpatrując się w blondyna.
- Co? - warknął.
- Co? - szepnęła z niedowierzaniem.
- No tak. CO?
- Nie bądź taki oschły.
- Nie trzeba było mnie bić.
- Nie trzeba było... - urwała. - Wiesz po co tu jestem, tak?
Pokiwał przecząco głową.
- Oddaj to, Malfoy.
- Że niby co?
Hermiona wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Proszę cię.
- O co?
- Nie żartuj sobie. - wyciągnęła rękę. - Zmieniacz czasu proszę.
- Nie wiem o czym mówisz...
- Nie zgrywaj niewiniątka. Doskonale wiem po co ci potrzebny. 
- No, więc skoro wiesz, to daj mi działać!
- Kradzież to zły środek.
- Może ja jestem zły.
- W to już nie wątpię.
- Myślałem, że jako przyjaciółka poprzesz mnie jakoś, ale...
- PRZYJACIÓŁKA?! Śmiesz mnie tak nazywać po tym co robisz?! Najpierw się podlizujesz, potem na mnie warczysz, znowu jesteś miły, kradniesz moją własność, żeby... Po prostu w to nie wierzę.
- To uwierz i opuść moje mieszkanie.
- Nie mam zamiaru.
- WYJDŹ!
- ZMUŚ MNIE!
Podnieśli się i wyciągnęli różdżki.
- Nie możesz używać magii.
- Ty też nie. - uśmiechnęła się złośliwie. - Oddaj to.
- Niby czemu miałbym to robić? Myślałaś, że przyjdziesz sobie ot tak, wyciągniesz dłoń, a ja wcisnę ci w nią ten twój naszyjnik? Zapomnij, dziewczynko. A teraz opuść ten dom.
- ... nie.
To co się potem stało jest po prostu nie do opisania. Widzieli tylko zielone światło, jasny błysk wpadł przez okno, znowu tłuczone szkło, znowu to samo... ZNOWU. 
Nastolatka otworzyła delikatnie oko. Leżała na ziemi pośród odłamków wazonu, zrzucony baldachim, podarte zasłony. Dało się słyszeć jeszcze śmiech, syk, szum, krzyk i rzucane zaklęcia. Na podłodze obok niej leżał Draco. Wyciągał coś pospiesznie z kieszeni. Tuż nad nimi ukazała się maska śmierciożercy, który już wyciągał różdżkę, był gotowy zaatakować, odurzyć... zabić. Poczuła na szyi łańcuszek i nim się obejrzała wszystkie meble i przedmioty wróciły do poprzedniej postaci, a pomieszczenie było puste. Podniosła się i otrzepała spodnie.
- Nie mamy czasu! - zawołał Malfoy wyciągając do niej rękę.
Chwyciła ją i pobiegła za blondynem, dopiero siedząc na strychu za szafą zorientowała się co jest grane. Draco ją uratował, a ten ruch, który widziała wcześniej to... oni. Tuż koło nich siedział skulony drugi Ślizgon. Prawdziwa Hermiona wtuliła się w pachnącą marynarkę prawdziwego chłopaka starając się pozostać niezauważoną. Po chwili chłopak z przeszłości wybiegł, nastolatka z przeszłości go złapała i popchnęła na ścianę. 
- Dobrze wymierzony cios. - mruknął Dracon skryty za szafką.
- Dziękuję.

Hermiona siedziała już w Norze. Zatrzasnęła z hukiem pamiętnik wzdychając ciężko. Nie pamiętała już jakim cudem wróciła do domu ani jak ocaliła siebie i Dracona przed śmierciożercami ani skąd oni się tam wzięli. Nie wiedziała czy to dlatego, że dostała z komody w głowę czy z powodu jakie to wszystko jest zawiłe. Pamiętała jeden szczegół. Jeden bardzo drobny szczegół. Otworzyła swój zeszyt i z bólem serca przeczytała ten fragment jeszcze raz.

     "Staliśmy patrząc na Bellatrix skaczącą tuż nad głową Narcyzy. 
- Dlaczego ta szlama tu przyszła? 
- Nie wiem, ale słusznie, że cię wyzwałam. Trzeba ją wykończyć. - mruknęła posępnie.
- Oj tak... Trzeba. Severusie?
- Nie! - krzyknął Draco, z którym stałam tuż obok łóżka.
Wydało się. Nastolatkowie siedzący na ziemi zniknęli pod wpływem działania zmieniacza czasu, a my wpadliśmy w kłopoty.
- Tu jesteś, GRANGER. - zaśmiała się Bella.
Zielony promień przeleciał mi tuż koło ucha. Dlaczego tylko tuż? Malfoy przewrócił mnie na ziemię sam ledwo uchodząc z życiem. Otarłam pot z czoła i spojrzałam w jego oczy. Kolor nieba? Czy może oceanu? W każdym razie tonąc w nich czułam się jakbym unosiła się gdzieś w bezdenną przestrzeń. Jego spojrzenie zderzyło się z moim i... puf. Pocałowaliśmy się."

Energicznie wrzuciła pamiętnik pod łóżko i tupnęła nogą. Ugryzła poduszkę i zaczęła płakać. "Jestem taką kretynką!" pomyślała. Nie umiała wytłumaczyć sobie swojego zachowania. Nienawidziła Dracona, nie wiedziała co ma robić. Czy zmieniła przyszłość? Nie wiedziała. Spojrzała na naszyjnik z klepsydrą spoczywający na jej dłoni. Paliło ją coś w środku. Dlaczego tak postąpiła? Może dlatego, że tak bardzo brakowało jej bliskości drugiej osoby?". Zmartwiona zaczęła wrzucać swoje rzeczy do kufra. Nie jest z Fredem, nie zdradziła go. Mimo wszystko czuła się okropnie. Już jutro zobaczy Ślizgona w Hogwarcie. Nie wiedziała jak zareaguje. Westchnęła ciężko opadając na łóżko.
- Wszystko się zmienia... - mruknęła ze smutkiem.

~ Hermiona .

Prosiliście mnie o wątek Malfoy'owy więc jest ^^ Uhuhuh! Nie podoba mi się aż tak bardzo, ale mimo wszystko... Wena, wena, wena :33 Komentujcie ♥ 

PS. Przeczytajcie wstęp przed rozdziałem i napiszcie mi ile rozdziałów ma być :P



Co do zdjęcia - jak może być lepiej z RONEM?!

piątek, 9 listopada 2012

XXVI ~ "Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze?"

Heeeej! Jestem (dużo) wcześniej! ♥ Przyznam szczerze, że nie miałam wielkiej weny co do tego rozdziału, ale postarałam się rozpisać ♥ (no okej, miałam taką małą xd) Dziękuję za ponad 6300 wejść! Dopiero po takiej przerwie zauważyłam komentarze od nowych czytelników, dziękuję wam :33 Nie wiedziałam, że tylu was jest i nie spodziewałam się 20 komentarzy :* Dedykacja? Dziś dla wszystkich - zapraszam :*


XXVI ~ "Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze?"


W głowie szatynki odbijał się jeszcze ten szyderczy śmiech blondyna. Chichot, którym uraczył zgromadzonych, zanim wypadł z domu pozostawiając otwarte na oścież drzwi. Patrzyła w osłupieniu na rude czupryny wylatujące za nim na zieloną trawę. Jak Dracon mógł to zrobić?! Jak mógł tak postąpić?! Mogło się wydawać, że jest... dobry, ale to był tylko podstęp, żeby TO ukraść. Jedna łza spłynęła po zlodowaciałym policzku. Hermiona była wstrząśnięta. Chwyciła się stołu żeby nie upaść. W jej głowie kołowało się od pytań. Dlaczego on tak postąpił? Na co mu to było?! I do czego będzie mu potrzebny ten przedmiot? Ujęła stojącą na stole szklankę z wodą i wypiła jej zawartość, starając się uspokoić swoje trzęsące ręce. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Podskoczyła wyrwana z zamyśleń i spojrzała w równie przerażoną twarz Ginny.
- Ja.. Ja... Przepraszam. - Ukryła buzię w dłoniach i pognała po schodach na górę. 
Czternastolatka chciała krzyknąć, biec za przyjaciółką, ale nie miała sił. Wiedziała, że rudowłosa chce być teraz sama, ale też że czuje się winna i powinna być przy niej. Zrobiła kilka kroków w przód i zachwiała się. Ból głowy zwyciężył. Upadła na kanapę i pokuliła nogi, podłożyła ręce pod głowę, zacisnęła mocno powieki nie powstrzymując się od płaczu. Trzęsła się z zimna, ale czoło miała rozpalone, wnet poczuła na nim czyjąś zlodowaciałą dłoń. Otworzyła z trudem oczy patrząc na ciemną postać. Już noc?
- Hermiona, ty masz gorączkę! 
- N...Nie panikuj Fred... - zająknęła się. - Nic mi nie będzie jestem zdrowa.
- Już idę po eliksir... MAMO! PRZYNIEŚ COŚ NA BÓL GŁOWY!!! - wrzasnął.
- Szczyt pracowitości... - szatynka usiadła za kanapie patrząc w podłogę.
- Wybacz. - znalazł sobie miejsce obok niej i objął ją ramieniem. Pocałował ją czule w czoło i uśmiechnął się. Zerknęła w jego stronę i odsunęła się kawałek.
- Nie jesteśmy razem.
- Wiem. - przysunął się i znowu położył rękę na jej plecach. Przeszły przez nią ciarki.
- To dlaczego to robisz?
Wzruszył tylko ramionami i zaczął się bawić swoją różdżką. Po kilku minutach zbiegła spanikowana Molly i zaczęła okładać Hermionę zimnymi ręcznikami, wciskać jej do ust łyżki z jakimś dziwnym płynem o smaku pomarańczy i... śliny gnoma. Po skończonej dawce leku wzdrygnęła się i czując, że wraca jej normalna temperatura, wstała i zaczęła krążyć po pokoju jak duch. Przez chwilę rudzielec i jego matka wpatrywali się w nią ze zdziwieniem. Wypiła jeszcze herbatę, odgoniła Freda od sztucznych ciastek i udała się do sypialni. Nie śniło jej się nic dobrego. Przed oczami cały czas widziała roześmianego - dawnego - przyjaciela. Żal wypełniał jej serce. Ufała mu jak głupia, teraz ma za swoje. I przez nią cierpi Harry. Kretynka. Rano nieprzyjemnie rażące promienie słońca oświetliły jej pokój, nie zawahały się przelecieć po oczach nastolatki i uraczyć ją tym jakże "uroczym" porankiem. Wstała i przejechała dłonią po swoich nieogarniętych włosach. Nie miała dobrego humoru, z resztą kto by miał? Ubrała się w pierwszą lepszą bluzkę, wcisnęła czarne rurki wiszące na krześle i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach i rzucając tylko krótkie "dzień dobry" obecnym, chwyciła gofra ze stołu i wyszła do ogrodu. Czuła, że atmosfera w kuchni jest gęsta, nie chciała jeszcze bardziej mieszać. Przysiadła na trawie, patrząc jak gnomy wyskakują zza krzaków goniąc się nawzajem. Co za życie... Dlaczego wszystko musi się tak komplikować gdy zaczyna dziać się dobrze? Nie tylko ona jedna miała takie problemy. Pod drzewem, poza granicami podwórza dojrzała rudowłosą postać zrywającą kwiaty. Przekrzywiła głowę i ruszyła bez namysłu w tamtym kierunku. Ginny zapłakana nuciła jakąś piosenkę słuchając jak ptaki odpowiadają jej tą samą melodią. 
- Wszystko gra? - szepnęła podchodząc cicho.
- Co? O, to ty... Tak, jasne. Jest świetnie. - pociągnęła cicho nosem.
- Nie przekonałaś mnie jakoś. - oparła się o pień spoglądając na pracującą przyjaciółkę. - Pomogę ci.
Zaczęła zbierać żółte kolczaste rośliny i wrzucać je do koszyka.
- Do czego ci są potrzebne? - zagadnęła.
- Dla mamy.
- Na co jej potrzebne?
- Nie wiem.
- Będzie robić miksturę?
- Nie wiem.
- A co te kwiaty robią?
- Nic.
- Ale rozmowna jesteś. - burknęła zdegustowana. Zrezygnowała z prób gadania z siostrą Weasley'ów zaczęła nucić sobie coś podobnego do piosenki Gin. W końcu zaczęły pukać w takt melodii w pień, kamienie, gałęzie i nawet nie zorientowały się kiedy zaczęły śpiewać na całe gardło ich ulubiony utwór.
- Fatalne Jędze rządzą! - zakończyła śmiechem Hermiona.
- Oj taaak! - dopowiedziała rudowłosa.
- I to bardzo! - obróciły się szybko, gdzie Fred szczerzył do nich śnieżnobiałe zęby. Spojrzały po sobie i oblały się szkarłatnymi rumieńcami. Jakby nic się nie stało zaczęły na nowo zbierać żółte kłujorządki wrzucając je do kosza. 
- Mmm... Mama was wołała. - powiedział bliźniak przypominając sobie po co przyszedł. Obie spojrzały z nutą buntowniczej pokory w oczach* i skierowały się do domu. Figlarz chwycił momentalnie szatynkę za łokieć. - Tylko Gi.
- Mówiłeś, że...
- Wiem co mówiłem, a teraz leć młoda!
Obdarzyła go przeszywającym wzrokiem i człapiąc powłóczyła się do Nory.
- No? - mruknęła dziewczyna - Czego chcesz?
- Nie tak niemiło, proszę. - burknął. - Pogadać.
- O?
- O... Kłujorządkach.
- Co z nimi?
- Jeśli je dotkniesz bez rękawiczek będziesz miała ręce całe w wielkich, czerwonych bąblach.
Hermiona z przerażeniem zwróciła spojrzenie na swoje dłonie.
- Żartuję. - zaśmiał się. Rzuciła w niego patykiem.
- Hau?
- Przestań. - Zaczęła uderzać pięściami w jego klatkę. Chwycił jej nadgarstki, a jego wzrok padł na jej śliczne, błyszczące oczy. - Przestań... - szepnęła rozmarzonym głosem. Zbliżyli się do siebie, byli już tak blisko, tak bardzo blisko...
- Gołąbeczki musicie mi pomóc! - wrzasnęła Molly wychodząc z domu. Zaczerwienili się i ruszyli wolnym krokiem w kierunku podwórka.
- Wiesz, że jesteś upierdliwy?
- Wiem.
- Pierwszy raz się nie sprzeczasz?
- Wiem, że i tak nie wygram. - uśmiechnął się.
- Ale ty się podlizujesz...
- Nie nazwałbym tego podlizywaniem...
- Nie zaczynaj. - Hermiona skierowała różdżkę na jego twarz i dźgnęła go w policzek. 
Weszła do salonu, jej wzrok padł od razu na załamanego Pottera. Natychmiast przypomniała sobie o skradzionym przedmiocie. Spojrzała smutno na puste torby i porozrzucane rzeczy - dokładna rewizja. Wymieniła porozumiewawcze kiwnięcie głową z bliźniakiem i ruszyła w kierunku czarnowłosego przyjaciela. 
- Harry... Wszystko gra?
Westchnął.
- Pewnie, wszystko jest w porządku!
Skrzywiła się.
- Proszę, nie złość się na Gin. Złość się na mnie to... To moja wina.
- Ty go tu nie zapraszałaś.
- Ale to był mój... - przełknęła głośno ślinę. - Znajomy. 
Nie umiała wypowiedzieć słowa "przyjaciel". Był nim zresztą tylko po części... Bardzo niewielkiej części. Potter spojrzał na nią jakby brzydził się wypowiedzianych przez nią słów.
- Nikt nie spodziewał się, że tak wyjdzie. - szepnął. 
- Wiem. On ukradł przecież...
- Tak, wiem. - westchnął cicho. - Idę do Ginny. - mruknął podnosząc się i biegnąc na górę.
- Myślisz, że się pogodzą? - zagadnęła Rona.
- Na pewno.

Nastolatka leżała na łóżku, malując w pamiętniku Wielkanocnego króliczka. Co z tego, że został już on wyśmiany przez bliźniaków, że wygląda prędzej jak kaczka? jej się podobał. Dorysowała ostatniego wąsa i zatrzasnęła z trzaskiem duży zeszyt. Wcisnęła go szybko pod łóżko uśmiechając się przy tym, wyjęła z szuflady notatki i spojrzała na nie ze zgorzkniałą miną. 
- Do czego Draconowi może być to potrzebne? Hmm...- zastanawiała się głośno.
- Może do cofnięcia się gdzieś? - usłyszała łagodny głos tuż nad uchem.
- FRED!!! - wrzasnęła rzucając w rudzielca poduszką. - DLACZEGO TY WISISZ NA SUFICIE?!?!
- Nie wiszę, ja tylko... Wiszę.
Pacnęła się w czoło, wyciągnęła swoją dłoń do chłopaka i ściągnęła go na ziemię.
- Podoba się? Nasz najnowszy wynalazek. Przyczepna kurtka niewidzialności. Pobraliśmy próbki z peleryny niewidki okularnika i działa perfekcyjnie. - wyszczerzył zęby.
- Perfekcyjnie, to ty możesz zaraz wykonać cudowny skok PRZEZ OKNO! - popchnęła go na fotel i usiadła na podłodze w siadzie skrzyżnym, bawiąc się swoimi włosami. - Wystraszyłeś mnie.
- Wiem, lubię to robić. - uśmiechnął się. Wyciągnęła różdżkę.
- Ostrzegam cię...
- Nie możesz używać magii poza szkołą. - zaśmiał się i wyrwał jej magiczny przedmiot z dłoni.
- Ejjj! To nie fair.
- Że co niby??
- To, że mi zabrałeś mój patyk! JA CE MÓJ PAAAATYK! - zapłakała jak dziecko.
- Uspokój się! - zaczął się śmiać. - Zabawna jesteś jak się złościsz.
- To jeszcze nie widziałeś mnie w fazie wściekłości. - zabrała mu różdżkę i schowała do kieszeni. - Co mówiłeś o Malfoy'u? - zagadnęła.
- Że najprawdopodobniej chce się gdzieś cofnąć. Może chce zobaczyć co się gdzieś stało, może...
Nagle nastolatkę olśniło.
- FRED TY JESTEŚ GENIALNY! - cmoknęła go w czoło i skoczyła na łóżko, rzucając się na notatki. Dotknął swojej głowy czując błyszczyk na skórze.
- Zawsze służę pomocą... - uśmiechnął się.

~ Hermiona.

* buntownicza pokora w oczach -  chodzi o to, że pogodziły się z losem, mimo wszystko w głębi czując, że pali je ta decyzja. :)) Zaprzecza sobie nawzajem ;D

-------------------------

No to potrzymam was jeszcze troszkę w niepewności. Zachęcam do komentowania i cieszę się, że jest ktoś kto to jeszcze czyta ♥