XXIX ~ "Czego ty chcesz?"
- A może przestałbyś się we wszystko mieszać?! - Hermionę obudziły wrzaski. Ktoś na pewno nie miał przyjemnego poranka...
- A może zrobiłabyś w końcu coś żeby nie wpadać w takie kłopoty?!
- Poradzę sobie sama, jasne?!
- Oczywiście! No pewnie, poradzisz sobie! Wyślij sowę jak już będziesz płakać...
- Nie wiem czy mi starczy już łez! - trzasnęły drzwi, a nastoletnia gryfonka stojąca przy wyjściu ze swojej sypialni, zbiegła na dół do pokoju wspólnego.
- Ron...? Ron, czy... Czy to była Ginny? - zatrzymała się na schodach patrząc na przyjaciela skubiącego nerwowo szatę. - Ron, odpowiadaj!
- NO TAK! - wrzasnął. Szatynka zacisnęła mocno usta żeby nie krzyknąć i wybiegła na korytarz. Przebiegła pół zamku nie mogąc dojrzeć nigdzie rudej czupryny. No tak, że też jej to do głowy nie przyszło! Zbiegła kilka pięter w dół i pchnęła drzwi łazienki Jęczącej Marty.
- Tu jesteś... - Odetchnęła z ulgą pod chodząc do przyjaciółki, która stała nad umywalką wycierając nerwowo twarz.
- O, Hermiona.. N-nie wiedziałam, że już nie śpisz. - pociągnęła nosem. Brązowooka objęła ją ramieniem.
- Co się stało...? - szepnęła.
- Nic.
- Słyszałam was na dole...
- Naprawdę nic.
- Gin, mnie nie oszukasz, znam cię doskonale więc...
- NO NIC, NIE ROZUMIESZ? NIC! DAJ MI SPOKÓJ! PORADZĘ SOBIE SAMA! - podniosła torbę z ziemi, odepchnęła delikatnie szatynkę i wyszła z pomieszczenia. Hermiona osunęła się po kafelkach. "Co się dzieje?!". Ukryła twarz w dłoniach. "Dzięki, wspaniała sobota." Podniosła się z podłogi i spojrzała na siebie. Nie ma to jak wylecieć z pokoju wspólnego w piżamie... Pognała bocznymi schodami do wieży Gryffindoru. Wyszykowała się. Założyła swoje ulubione jeansowe rurki, białą bokserkę, sweterek, ubrała trampki i ruszyła do toalety. rozczesała swoje puszyste włosy, umyła zęby i rozpyliła wkoło siebie truskawkową mgiełkę. "Czas zacząć dzień na nowo" - pomyślała i zeszła po schodach na dół. Z daleka dojrzała burzę rudych włosów w kącie. Rodzinne spotkanie?
- Mionka! - krzyknął Fred i podbiegł do kręconowłosej łapiąc ją w pasie, podnosząc do góry i okręcając ją dookoła.
- Puszczaj, kretynie! - zaśmiała się.
Jeden taki drobny szczegół, a umie zmienić tak wiele... Chwycił ją w ramiona, przytulił ją mocno i obdarzył ją przyjacielskim buziakiem w polik. Oblała się szkarłatnym rumieńcem i odwzajemniając ten gest podbiegła do George'a i Harry'ego.
- Co u ciebie, młoda?
- Ej, tylko nie młoda! - położyła palec na nosie George'a robiąc groźną minę.
- Okej, stara.
Trzepnęła go w ramię.
- Wiesz, że możesz wylecieć przez okno, nie?
Odsunął się, a ona uśmiechnęła się triumfalnie.
- Biegnę właśnie na śniadanie. - puściła do nich oko i zeszła do Wielkiej Sali.
Usiadła przy stole Gryfonów wypatrując w tłumie zapłakanej przyjaciółki. Nigdzie jej nie było. Z nieswoją miną zabrała się za płatki. tuż obok niej klapnęli bliźniacy. G wyrwał jej łyżkę z dłoni, zanurzył w mleku i uniósł do góry.
- Jedz, malutka... Otwielamy sieloko buśkę... Leci samolocik!
Wytrąciła Weasley'owi jedzenie na podłogę i przybrała marsowy wyraz twarzy.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. - warknęła.
- Dobra, dobra, tylko się nie popłacz. - uśmiechnął się. Chciała go uderzyć, ale widząc jego wyraz twarzy zamiast tego wyszczerzyła zęby. Z trudem dokończyła posiłek i wyszła z Wielkiej Sali. Musi znaleźć Ginny. To jest jej najlepsza przyjaciółka, powinna ją wspierać. Zapomniała na chwilę o problemach przy rudowłosej, powinna zrobić dla niej to samo. Tylko gdzie mogła jej szukać? Odpowiedź znowu nadeszła niespodziewanie. I to zupełnie. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że zobaczy ją tuż przed twarzą. Poznała ją po włosach, twarzy, mimice? Nie. Po głosie. Zresztą chyba nikt by jej nie poznał po pozostałych wymienionych rzeczach.
- GIN?! - wyrwało jej się przez cały korytarz.
Trzynastoletnia Gryfonka odwróciła się do niej plecami. Hermiona ujęła w dłonie jej fioletowe włosy i spojrzała na nie z przerażeniem.
- Co... Co ci się stało?
- No... No bo... Ech, nic. - wydukała.
- Nie ukrywaj tego przede mną. - złapała ją za nadgarstek. - Proszę.
Młodsza z nich westchnęła cicho, ale znacząco.
- Nie tutaj.
Dotarły do pokoju woźnego. Zamknęły się w nim i spojrzały sobie w oczy.
- Lavender stwierdziła, że tak mu się bardziej spodobam, ale trochę pomieszała zaklęcia. - powiedziała.
- A po co to robiłaś? Przecież Harry'emu zawsze się będziesz podobać! - uśmiechnęła się.
- A-ale widzisz. I tu jest problem. - zaśmiała się smutno. - Nie chodzi o Harry'ego.
- Co ty gadasz? - Hermionie zrzedła mina.
- Puszczaj mnie! - wrzasnęła do Freda, który całując ją raz po raz po policzku niósł ją po błoniach na rękach. - Nie jesteśmy razem... - mruknęła patrząc mu w oczy.
- Wiem. - wyszczerzył zęby.
- No więc... PUSZCZAJ! - pisnęła bijąc go ze śmiechem po klatce. Dał jej ostatniego buziaka, uśmiechnął się szelmowsko i wrzucił ją do stawu.
- Ewentualnie mogłem zrobić wyjątek. - zaśmiał się.
Wynurzając się z wody zobaczyła ich. Potter i Weasley znowu się kłócili. Dlaczego tylko Hermiona mogła znać cząstkę prawdy? Nie mogła tego tak zostawić... Nie mogła. Zostawiając rozkojarzonego bliźniaka samego ruszyła do szklarni.
- Musimy pogadać! - Szatynka wparowała na lekcję zielarstwa do Ślizgonów.
- Panno Granger, znowu pani? No dobrze, Draco idź. Tym razem macie moje pozwo... - Ale nikt jej już nie słuchał.
- O czym znowu? - warknął.
- O CZYM ZNOWU... - powiedziała dobitnie. - O tobie.
- A dziękuję, miewam się bardzo dobrze, słońce delikatnie grzeje, wiatr północno-wschodni chłodzi moje oblicze, chmury na niebie...
- COŚ TY JEJ ZROBIŁ?! - wrzasnęła.
- Aaa... Tooo... Troszkę eliksiru miłosnego mojej własnej roboty, na który tylko ja znam antidotum, nic więcej.
- Czego ty chcesz? - mruknęła.
Spojrzał na nią, odgarnął lekko włosy i uśmiechnął się łagodnie. Przygryzł wargi, położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie.
- Ciebie.
~ Hermiona .
Wena, wena, wena :33 Piszcie odpowiedzi na pytanie, które zadałam wam na początku, a mianowicie czy 35 rozdziałów wam wystarczy? :) Czekam niecierpliwie na wasze opinie i pozdrawiam was gorąco <33
- Jedz, malutka... Otwielamy sieloko buśkę... Leci samolocik!
Wytrąciła Weasley'owi jedzenie na podłogę i przybrała marsowy wyraz twarzy.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. - warknęła.
- Dobra, dobra, tylko się nie popłacz. - uśmiechnął się. Chciała go uderzyć, ale widząc jego wyraz twarzy zamiast tego wyszczerzyła zęby. Z trudem dokończyła posiłek i wyszła z Wielkiej Sali. Musi znaleźć Ginny. To jest jej najlepsza przyjaciółka, powinna ją wspierać. Zapomniała na chwilę o problemach przy rudowłosej, powinna zrobić dla niej to samo. Tylko gdzie mogła jej szukać? Odpowiedź znowu nadeszła niespodziewanie. I to zupełnie. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że zobaczy ją tuż przed twarzą. Poznała ją po włosach, twarzy, mimice? Nie. Po głosie. Zresztą chyba nikt by jej nie poznał po pozostałych wymienionych rzeczach.
- GIN?! - wyrwało jej się przez cały korytarz.
Trzynastoletnia Gryfonka odwróciła się do niej plecami. Hermiona ujęła w dłonie jej fioletowe włosy i spojrzała na nie z przerażeniem.
- Co... Co ci się stało?
- No... No bo... Ech, nic. - wydukała.
- Nie ukrywaj tego przede mną. - złapała ją za nadgarstek. - Proszę.
Młodsza z nich westchnęła cicho, ale znacząco.
- Nie tutaj.
Dotarły do pokoju woźnego. Zamknęły się w nim i spojrzały sobie w oczy.
- Lavender stwierdziła, że tak mu się bardziej spodobam, ale trochę pomieszała zaklęcia. - powiedziała.
- A po co to robiłaś? Przecież Harry'emu zawsze się będziesz podobać! - uśmiechnęła się.
- A-ale widzisz. I tu jest problem. - zaśmiała się smutno. - Nie chodzi o Harry'ego.
- Co ty gadasz? - Hermionie zrzedła mina.
- Puszczaj mnie! - wrzasnęła do Freda, który całując ją raz po raz po policzku niósł ją po błoniach na rękach. - Nie jesteśmy razem... - mruknęła patrząc mu w oczy.
- Wiem. - wyszczerzył zęby.
- No więc... PUSZCZAJ! - pisnęła bijąc go ze śmiechem po klatce. Dał jej ostatniego buziaka, uśmiechnął się szelmowsko i wrzucił ją do stawu.
- Ewentualnie mogłem zrobić wyjątek. - zaśmiał się.
Wynurzając się z wody zobaczyła ich. Potter i Weasley znowu się kłócili. Dlaczego tylko Hermiona mogła znać cząstkę prawdy? Nie mogła tego tak zostawić... Nie mogła. Zostawiając rozkojarzonego bliźniaka samego ruszyła do szklarni.
- Musimy pogadać! - Szatynka wparowała na lekcję zielarstwa do Ślizgonów.
- Panno Granger, znowu pani? No dobrze, Draco idź. Tym razem macie moje pozwo... - Ale nikt jej już nie słuchał.
- O czym znowu? - warknął.
- O CZYM ZNOWU... - powiedziała dobitnie. - O tobie.
- A dziękuję, miewam się bardzo dobrze, słońce delikatnie grzeje, wiatr północno-wschodni chłodzi moje oblicze, chmury na niebie...
- COŚ TY JEJ ZROBIŁ?! - wrzasnęła.
- Aaa... Tooo... Troszkę eliksiru miłosnego mojej własnej roboty, na który tylko ja znam antidotum, nic więcej.
- Czego ty chcesz? - mruknęła.
Spojrzał na nią, odgarnął lekko włosy i uśmiechnął się łagodnie. Przygryzł wargi, położył jej dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie.
- Ciebie.
~ Hermiona .
Wena, wena, wena :33 Piszcie odpowiedzi na pytanie, które zadałam wam na początku, a mianowicie czy 35 rozdziałów wam wystarczy? :) Czekam niecierpliwie na wasze opinie i pozdrawiam was gorąco <33