środa, 31 października 2012

XXI ~ "Cudowny bal..."

Przepraszam, że nowy wpis z takim opóźnieniem, ale... jest ^^ Może wam się trochę nudzić, ale miałam wenę i tutaj jest głównie o Ginny ;P Chcę skończyć już to przeciągnie wyjaśnienia - więc tadaaamn! xd
Rozdział troszkę inny niż wszystkie, bo jego czytanie "umila" podkład muzyczny, buduje taki smutny nastrój :)) : http://www.youtube.com/watch?v=YJcjPmqPdMA&NR=1&feature=endscreen
Zachęcam do włączenia podczas czytania ^^


XXI ~ "Cudowny bal..."

Hermiona chowała głowę w dłoniach patrząc się smutno, przez palce w okno, po którym spływał roztapiający się śnieg. Dochodziła 23:00, siedziała z Fredem na kanapie w gabinecie u McGonagall nie wiedząc co począć. Zbiegła się reszta Weasleyów, którzy pragnęli pomóc im w zastanowieniu się jak wyleczyć Gin. Szeptali o czymś, ale po chwili zaczynało brakować im dalszych idei na rozwinięcie tematu. Po chwili Minerva wstała.
- Dzieciaki, jest bal. Nie zamartwiajcie się tak. Lećcie na dół, jeszcze jest czas, zdążycie na chwilę odpłynąć...
Gromadka podniosła się i skierowała do sali balowej, stanęli w kącie obserwując kołyszące się pary. Nie potrafili tak beztrosko zatracić się w muzyce, teraz ich myśli wypełniała tylko smutna melodia. Podeszli do stolika chwytając za kufle z piwem kremowym. Przysiedli spokojnie nie rozmawiając. Nie skupiali się na otoczeniu, żaden z czarodziejów nie potrafił rozluźnić się, nie myśleć, zapomnieć... Chwycili za talerze z jedzeniem. Bo to oczywiście bardzo zdrowe zajadać smutek... Po kilku sekundach Fred podniósł się i wyciągnął trzęsącą się dłoń do Miony. Wstała i oparła mu głowę na ramieniu, z oczu popłynęły jej stróżki łez. Kołysała się delikatnie, płacząc. Nie potrafiła przestać, płakała i płakała w takt smętnej ballady. Wszyscy obecni na parkiecie przyglądali się jej ze zdziwieniem. Nie potrafili sobie nawet wyobrazić jaki ból czuła w środku, tam głęboko. Coś jakby rozdzierało ją na pół. Jej partner przytulił ją czule do siebie gładząc jej fryzurę. Nie wytrzymali napięcia. Oboje wyszli na korytarz pogrążając się w żalu, siedzieli na schodach patrząc sobie w oczy. Cudowny bal... Z Wielkiej Sali dochodziły jeszcze nuty smutnej piosenki. Westchnęli głośno. Nastolatka podniosła się z miejsca, ujęła twarz rudzielca w dłonie i pocałowała go w policzek, poszła po schodach do pokoju wspólnego, a potem tracąc już energię zamknęła drzwi w dormitorium. Zrezygnowana padła na łóżko. Wykrzyczała swoje emocje, rzuciła poduszką i wreszcie poczuła się lepiej. Usiadła na podłodze zbierając papierki po cukierkach spod łóżka.Ktoś otworzył łagodnie drzwi i opadł tuż obok niej. Parvati odgarnęła mokre włosy z czoła i zapłakana spojrzała na czternastolatkę.
- Potter... - mruknęła i oparła głowę na ramieniu szatynki.

* Z punktu widzenia Harry'ego (no i Parvati).

Był w trakcie tańczenia z czarnowłosą bliźniaczką. Podnosił ją i okręcał, wszyscy wodzili za nimi wzrokiem szepcząc. Powoli dołączyli i nauczyciele, zaczęli schodzić się uczniowie i już tak nagle nie byli w centrum uwagi. Cieszyło go to. Gorącą atmosferę przerwało pojawienie się dymu wydobywającego się ze zgaszonych świec. Ich oczy powędrowały do drzwi wejściowych, w których stała "zamrożona" dziewczyna. Przyjrzał jej się uważniej i nagle serce zatłukło mu mocniej. Ciszę przerwał krzyk Hermiony, która rzuciła się Ginny na szyję. Donośny szloch wypełnił salę balową. Nikt nie wiedział co począć. Jako pierwszy zareagował Szalonooki, zamieszanie, ruch, pisk, płacz... Zakręciło mu się w głowie, jedna łza osunęła się po policzku Chłopca, Który Przeżył. Potter patrzył pustym wzrokiem na niczego nieświadomą rudowłosą. Zakuło go serce, wyrwał się z objęć Patil i zrobił krok w stronę Weasley wyciągając dłoń, potrąciła go pędząca Minerva, opadł na krzesło śledząc wzrokiem dalszy bieg wydarzeń. Miona wrzeszczała, Fred chwycił ją w pasie, zemdlała. Wynieśli obie dziewczyny z Wielkiej Sali, reszta rodziny rudowłosych pobiegła za nimi. Siedział milcząc, zerwał się na nogi i zaczął iść szybkim krokiem za profesorami, Parvati złapała go za rękę.
- Harry, co ty wyrabiasz?!
- Idę po moją dziewczynę!
- Harry, jaką dziewczynę?!
Złapał się za kruczoczarne włosy i opadł na schody.
- Ty nie masz dziewczyny... - mruknęła.
Spojrzał na nią nieco skołowany, podniósł się chwytając poręczy. Zerknął na podłogę jakby się nad czymś zastanawiał i rzekł:
- Jej się stało coś złego, to moja przyjaciółka, ja muszę...
- Nic nie musisz, Potter! - usłyszeli za sobą szyderczy śmiech Dracona. - Nic, a nic... Niech twoja dziewczyna sobie tam nawet umie...
- Petrificus Totalus! - krzyknął wyciągając różdżkę. Obrzucił Malfoya wymownym spojrzeniem i dodał - Nie waż się tak więcej mówić. - Kopnął go w brzuch i pobiegł na górę.
- Harry! Harry... - Parvati stała pod drzwiami od dormitorium Pottera. Dochodziła 23:30.
- Idź-so-bie! - krzyknął po raz ostatni i nakrył głowę poduszką.
- Jak sobie chcesz! - warknęła i pobiegła do swojego pokoju. Otworzyła łagodnie i drzwi i usiadła zmęczona na podłodze obok Hermiony. W odpowiedzi na pytające spojrzenie współlokatorki mruknęła tylko - Potter...

* Z punktu widzenia Freda.

Podniósł się ze schodów i udał się do dormitorium, gdzie padł wyczerpany na miękką pościel. Co się teraz stanie...? Zasnął myśląc jakie złe wiadomości czekają na niego jutro. Słońce przebijało ostrożnie zasłony w pokoju rudzielca, jego brat chrapał w najlepsze, Lee z niezmytym śladem szminki na poliku przeglądał jakiś katalog sportowy. Bliźniak wstał czym prędzej, ogarnął się i pobiegł do profesor McGonagall, wpadł do jej gabinetu nie pukając. Czekali już tam Hermiona, Ron i Harry. 
- Co z nią? - mruknął spoglądając z troską na Ginny.
- Ech, niedobrze... Wszyscy wiemy, że nie da się odwrócić działania Obliviate. - westchnęła. Fred spuścił oczy, które napłynęły mu łzami. - Jednakże działanie to zostało przerwane, więc... Jest jakaś nadzieja. - wszyscy zwrócili głowy w stronę nauczycielki. - Musicie sprawić by przypomniała sobie kim jest. Na razie naszej czwórce udało się ją zapewnić, że ma na imię Ginny.
Rudowłosa podniosła momentalnie głowę i z uśmiechem spojrzała po zebranych.
- A wiesz, że masz takie same włosy jak ja...? - zaśmiała się.
Chłopak podrapał się po głowie.
- Tak, dzięki za informację...
- Nie ma za co. - wyszczerzyła zęby i zaczęła skakać po łóżku.
Fred ukrył twarz w dłoniach. "I co oni teraz mają zrobić?".
-Idźcie teraz wszyscy do swoich pokoi i przynieście coś co mogłoby jej się kojarzyć z domem... - mruknęła Minerva i wyrzuciła ich za drzwi. Wszyscy wrócili po kilku minutach niosąc pudła i torby zawalone pamiątkami, swetrami, zdjęciami, a nawet fragmentami mebli... Nic nie pomogło, raz tylko na widok śmiesznej zabawki Freda i Georga zaczęła wymawiać ciche "Nora", a potem rzuciła przedmiotem o ścianę. Nic, a nic nie dawało rady przywrócić młodej pamięci...

* Z punktu widzenia Harry'ego.

- Moglibyście zostawić nas samych? - mruknął Potter patrząc w podłogę.
Pozostali wzruszyli tylko ramionami i opuścili pokój. Czarnowłosy siedział chwilę milcząc, po czym chwycił trzynastolatkę za ręce i spojrzał w jej duże, nieświadome niczego oczy. Nie mógł się powstrzymać, jedna mała łza spłynęła po jego rozgrzanym policzku.
- Ginny... Kocham cię. - mruknął.
W tym momencie bariera się przełamała, rudowłosa uniosła się gwałtownie i spojrzała ze zdziwieniem na okularnika.
- Harry? - szepnęła.
Chłopak spojrzał w jej duże oczy, lecz zanim zdążył coś powiedzieć ona pocałowała go...

***

Kilka dni później szli przez błonia trzymając się za ręce. Uśmiechali się do siebie, patrzyli w niebo i z radością przyjmowali na skórę pierwsze promienie wiosennego słońca. Roztapiający się śnieg cieszył oczy, a oni tak szli i szli, szczęśliwi, zakochani, promienni...

~ Hermiona .

Gratuluję tym co dotrwali do końca ♥ Podobało się? :33 Dziękuję za wszystkie komentarze. Rozdział z dedykacją dla mojej BFF Ginny ;*

niedziela, 28 października 2012

XX ~ "Wkoło roznosił się zapach dymu, drzwi gwałtownie otworzyły się, powiało grudniowym mrozem, przerażona blada twarz w osłupieniu wodziła pustym wzrokiem po sali."

Jejku! Nie mogę uwierzyć, że to już 20, a wy nadal czytacie te wypociny!!! ♥ Jestem taka happy ^^ Okej, okej nie przeciągam...


XX ~ "Wkoło roznosił się zapach dymu, drzwi gwałtownie otworzyły się, powiało grudniowym mrozem, przerażona blada twarz w osłupieniu wodziła pustym wzrokiem po sali."


Po kilku długich minutach oderwali się od siebie. Hermiona spojrzała w roześmiane oczy bliźniaka i poczuła coś dziwnego. Wyciągnęła dłoń i uderzyła go w twarz. Z nutą żalu i zdziwienia spojrzał na szatynkę, która z powrotem zarzuciła mu swoje ręce na szyję i ponownie go pocałowała. Nie liczyło się to, że patrzył się na nich tłum ludzi, nie liczyło się to, że obok nich stał Wiktor, liczył się dla niej tylko on. Mogliby tak stać i stać, gdyby nie jedna tyciusieńka sprawa, o której prawie zapomnieli.
- Halo... Ha-Lo...Przipraszam... Co tu si dzieje? Halo... No STARCI JUŻ TAK?! - Krum próbował się wcisnąć między tulącą się parę. - To spróbujimy inaczyj... - wyciągnął różdżkę. - DRĘT...
- Nieee! - Czarodziejka odeszła gwałtownie od rudzielca i przewróciła ucznia z Durmstrangu na podłogę. Kopnęła obcasem jego różdżkę i stanęła nad rozczochranym chłopakiem. - A ja myślałam, że jesteś w porządku... - uniosła fałdy sukni i obdarzyła go morderczym i pełnym żalu spojrzeniem. Zerknęła z dziwną mieszaniną uczuć w oczach na bliźniaka i zaczęła iść przed siebie w kierunku Wielkiej Sali.
- A może mogłabyś na mnie poczekać?! - krzyknął za nią Fred. Okręciła się na pięcie i uśmiechnęła się. - Dziękuję.
Ruszyli powolnym, spokojnym krokiem patrząc w podłogę. Nie do końca wiedzieli co się przed chwilą stało i nie mieli ochoty też o tym rozmawiać. Szli tak różdżka w różdżkę milcząc. Wkroczyli do ogromnego pomieszczenia przyozdobionego girlandami z gwiazd. Na widok 8-metrowych choinek ząbki same wychodziły na wierzch. Stanęli w tłumie, nie chcąc rzucać się w oczy. Warto było poczekać na Wiktora z podbitym okiem prowadzącego McGonagall pod rękę. Niełatwo było stłumić śmiech, a jeszcze trudniej było nie wyciągać szyi ponad ludzi by zobaczyć jak tańczą. Był to nie lada błąd ze strony szatynki. Poddenerwowane zbiorowisko nastolatek zaczęło buczeć i wytykać ją sobie palcami. "To ona, ona mu to zrobiła!" "To jędza! Jak można zostawić takie ciacho na lodzie!" "Wredna, szlaaaama!". Hermiona przymknęła oczy i poszła do stolika, podwinęła nogi i schowała twarz w fałdach sukni. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń, uniosła zapłakane oczy i położyła głowę na ramieniu Freda. Przytulił ją ostrożnie pochylając głowę, jakby bojąc się kolejnego ataku ze strony czarodziejki, ale nic podobnego się nie stało. Zamiast tego otrzymał krótkiego i przyjemnego całusa w policzek. Pokrył się szkarłatem wstając powoli w rytm muzyki.
- Co ty wyrabiasz? - zaśmiała się przez łzy. Wyciągnął do niej dłoń, chwyciła ją niechętnie podnosząc się z miejsca. - Zatańczysz ze mną, prawda?
- Nieee, wstałam żeby zjeść ogórki!
Zaczął się śmiać i położył jej dłoń na talii. Wzdrygnęła się lekko chwytając go za szyję i łapiąc go za rękę. Uśmiechnął się. Zaczęli wolno kołysać się w rytm muzyki, patrząc się na siebie z radością. Potrafili wyobrazić sobie, że są sami, że stoją na chmurze i kręcą się wokół fontanny szczęścia. Ich twarze się przybliżyły, ich oczy się spotkały ich usta były tak blisko... Nagle wszystkie świece zgasły. Wkoło roznosił się zapach dymu, drzwi gwałtownie otworzyły się, powiało grudniowym mrozem, przerażona blada twarz w osłupieniu wodziła pustym wzrokiem po sali. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, trzęsła się. Otwarte usta wydawały z siebie tylko ciche chrypienie. Postać wyglądała jak upiór z Halloween. Gęste powietrze zalęgło się w całym pomieszczeniu. Słychać było tylko krótki, donośny krzyk.
- GINNY!
Zdruzgotana Hermiona podbiegła do przyjaciółki chwytając ją za zmarzniętą dłoń. Natychmiast odepchnął ją od niej Szalonooki Moody. Dziewczyna pisnęła cicho zanosząc się donośnym szlochem. Po drodze pogubiła obcasy. Kuląc się przy rudowłosej czuła niemałe rozdarcie w środku. "Cudownie..." Płakała, płakała bez końca... Płakała, płakała i płakała. Nie myślała o niczym, chciała tylko zapłakać się na śmierć... Utonąć we łzach... Podniosła się z ziemi starając się przedrzeć do trzynastolatki. Ktoś momentalnie chwycił ją w pasie i nie puszczał. Szarpała się, krzyczała, wyciągała bezradnie ręce. Nikt nie pozwolił jej zbliżyć się do Gin. Ta stała tylko jak kukła, patrząc się nieświadomym wzrokiem na "siostrę". Czarodziejka przetarła łagodnie oczy. "Może to tylko sen...?!" zaczęła się szczypać i bić po twarzy. Upadła, nie widziała już niczego, nie chciała by to wszystko trwało dalej, chciała żeby jej tam nie było. Otworzyła oczy w ciemnym pomieszczeniu. Leżała na jakiejś czarnej kanapie. Nie do końca wiedziała gdzie jest, ale czuła, że to nie jakiś mroczny zakątek skrzydła szpitalnego.
- Co się jej właściwie stało, pani profesor? - usłyszała cichy, drżący głos Freda.
- Ach, mój kochany. Niedokładnie rzucone zaklęcie zapomnienia. Coś musiało przeszkodzić mu w całkowitym wymazaniu jej pamięci.
- No, tak, ale co?
- Mam pewne podejrzenia. - Hermiona zerknęła na nauczycielkę wskazującą dłonią jakiś fotel.
- Kanapa?
- Och, panie Weasley... - Minerva podeszła do oparcia i zrzuciła pelerynę niewidkę ze zdruzgotanej Tonks.
Hermiona wciągnęła głośno powietrze. Momentalnie wszystkie twarze zwróciły się w jej stronę. Bliźniak podbiegł do niej i nie zwracając uwagi na nauczycieli pocałował ją. Spojrzeli z przerażeniem na dyrektora, który patrzył w osłupieniu w dal.
- Nie sądziłem, że to dobry pomysł, ale bylem całym sercem za jego realizacją...
- To przez pana i Snape'a...
- Profesora Snape'a.
- ... moja siostra jest w takim stanie! To wszystko WASZA WINA! 
- Fred, Fred... - szatynka potrząsnęła nim lekko. - Uspokój się.
Spojrzała z cierpieniem na Nimfadorę. Usiadła obok niej i przytuliła ją mocno.
- To dzięki Tobie jeszcze ją mamy...
Te słowa wywołały delikatny uśmiech na twarzy przerażonego metamorfomaga.
- To naprawdę miłe co mówisz, ale gdybym zrobiła to szybciej...
- To wtedy On mógłby zabić i ciebie. - dokończyła McGonagall.
- ON?! "I ciebie..." Voldemort wrócił? Zabił kogoś jeszcze?! - wykrzyczała nastolatka.
- Nie, spotkały Glizdogona i... niestety tak. - Spojrzała z łzami w oczach na ciało leżące w kącie.
Hermiona podniosła się energicznie i ruszyła w kierunku ciemnej plamy na podłodze. Odgarnęła czarne włosy z czoła... Barty'ego Croucha. Odsunęła się energicznie wpadając na stół. Złapała się za plecy, zginając się i sycząc z bólu. Zbliżył się do niej Severus.
- Przepraszam Was .

~ Hermiona .

Zszokowani? ^^ Ja przepraszam, że takie krótkie nie mam weny na rozpisywanie się - to mialo być krótkie i na temat xD W każdym razie mam nadzieję, że się podobało! Ded. dla mojej Ginny ♥



piątek, 26 października 2012

XIX ~ "Po prostu świetnie! Nie ma to jak miło spędzać Wigilię."

No i jest 19 ;* Nie wiem czy wam się spodoba, ale zachęcam do czytania ;) Osobiście - ja jestem z niego zadowolona ^^


XIX ~ "Po prostu świetnie! Nie ma to jak miło spędzać Wigilię."


Hermiona szła powoli po kruchym, cienkim lodzie. Ostrożnie stawiała stopy i spokojnie wodziła wzrokiem po szklistej powierzchni. Odprężało ją to. Wśród tylu problemów i smutków, taki samotny spacer dodawał otuchy. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Bardzo martwiła się o Ginny, minął tydzień, a ona nie dostała żadnej wiadomości, smuciła ją również sprawa z bliźniakiem, nie mogła pojąć dlaczego tak po prostu nie zapytał się jej o bal, na dodatek nauka, jej głowa parowała od nowo wpajanych informacji, a mózg wymiękał już przy najłatwiejszych zaklęciach. Chciała tylko jednego - odpoczynku. Jedna warstwa lodu skruszyła się, odsunęła się powoli i z wyraźną rozwagą wyszła na brzeg. Śnieg skrzypiał pod kozakami, a ona wsłuchiwała się w ten odgłos jakby był to rodzaj jej ulubionej muzyki. Westchnęła cicho i ruszyła w kierunku chatki Hagrida, tam usiadła na wielkiej dyni i spokojnie zaczęła wpatrywać się w białe niebo. Puch pokrywał już większą część Hogwartu, a sople były prawie tak duże jak półolbrzym. W oddali ujrzała mały trzepocący się przedmiot. Zmarszczyła czoło i zaczęła zgadywać co może wykonywać takie ruchy. W jej kierunku zmierzał zaczarowany, złoty znicz. Do złocistej piłki przyczepiona była mała paczka. Ktoś najwyraźniej kierował przedmioty w jej stronę. Odsunęła się by pozwolić im przelecieć, ale te tylko zatrzymały się i okręciły parę razy w miejscu. Opakowanie spadło z pacnięciem na ziemię, a znicz odleciał czym prędzej gdzieś w siną dal. Ostrożnie uniosła pudełko i przyjrzała mu się uważnie, położyła je sobie na kolanach i pociągnęła delikatnie za sznurek. Włożyła dłoń i pod palcami wyczuła miękką atłasową poduszeczkę, a na niej... Wbiła wzrok we wnętrze kartonu i uśmiechnęła się. Wyjęła z niego jeden długi, złoty naszyjnik z różowym kryształem w środku. Do prezentu była przyczepiona kartka: "To podkreśli twoją uroczą osobowość...". Schowała podarek z powrotem i zamyśliła się. Kto mógł jej to przysłać? Taka miła niespodzianka, która na chwilę pozwoliła zapomnieć o problemach. Tak, tego jej było trzeba.
- Podoba ci się? - usłyszała nad uchem spokojny, dobrze jej znany, łagodny głos. Odwróciła się powoli patrząc na brązowookiego. Uśmiechnęła się i zapominając, że wciąż jest na niego wściekła objęła jego szyję. Podniosła się i stanęła twarzą w twarz z Fredem. Patrzyła na niego i czekała aż się odezwie. Mijały godziny, przynajmniej tak jej się zdawało. Może trwało to z pięć lub dziesięć minut, ale nie mogła tego znieść, podniosła z ziemi swoją torbę i skierowała się do zamku. Rudzielec szybko ją dogonił, złapał za rękę i odwrócił przodem do siebie. - Pytałem, czy ci się podoba?
- Ładny. - mruknęła ruszając dalej swoim szlakiem.
- Obraziłaś się?
Hermionie opadła dłoń. W ostatniej chwili zdążyła chwycić spadające książki i spojrzeć z nutą wściekłości i niedowierzania na zdziwioną twarz rudzielca.
- Nie, absolutnie. Wszystko jest w porządku, wszystko jest idealnie! - uniosła ręce w górę jakby prosiła o pomoc i zaczęła wspinać się po schodach.
- O co ci chodzi?!
- O CO?! - krzyknęła. - Na serio, tak trudno się domyślić...
- Jeżeli o ten bal to przepraszam, ale myślałem, że skoro jesteśmy razem to jest oczywiste, że jesteśmy parą!
- Seriooo?! A pomyślałeś może, czy aby na pewno ja tak myślę? 
- No, wiesz...
- No, bo wydaje mi się, że w związku powinno się wszystko uzgadniać. A może my wcale nie jesteśmy razem?!
- Sugerujesz mi coś...?
- Sama już nie wiem. - burknęła.
- Świetnie! Po prostu cudownie! Życzę ci udanego wieczoru z Wiktorem!
- A wiesz, może nawet będę się lepiej z nim bawić niż z TOBĄ!
Nastolatka poczuła, że przeciągnęła strunę, ale nie sądziła, że konsekwencje będą tak surowe.
- To może z nim sobie chodź! - rzucił zeszytem o podłogę. - Bo ja z tobą nie mam zamiaru!
- ŚWIETNIE!
- ŚWIETNIE!
I poszedł...
Szatynka stała na środku korytarza trzęsąc się z emocji. Coś nie dawało jej spokoju, ogarnięta szałem wydarzeń, nie do końca wiedziała co się stało. Fred... On z nią zerwał. Zakryła twarz dłońmi i osunęła się na ziemię. Cały czas w uszach dudniły jej słowa bliźniaka. Po prostu świetnie! Nie ma to jak miło spędzać Wigilię. Oparła głowę o filar i tępo zaczęła wpatrywać się w przestrzeń. Nie poczuła kiedy kopnął ją jakiś Ślizgon, nie usłyszała 'cześć' rzuconego przez Malfoya, nie słyszała głosów podnieconych nastolatek, które biegały w tą i z powrotem szykując się na bal. Po kilku sekundach (tak mogłoby się wydawać) ocknęła się i spojrzała na zegarek. 
- Już szesnasta! - pisnęła i pobiegła po schodach na górę. Mimo wszystko nie mogła zawieść Kruma, lubiła go, nic więcej, ale ona zawsze dotrzymywała słowa. Stanęła przed lustrem w dormitorium i spojrzała sobie w zapłakane oczy. - Trzeba doprowadzić się do porządku. - mruknęła.
Poszła do łazienki i nalała do wanny gorącej wody, dodając do tego mieszankę różnych płynów do kąpieli. W końcu pomieszczenie wypełnił zapach róży, tulipanów i wanilii. Zanurzyła się w pachnącej toni i odpłynęła.

* Z punktu widzenia Freda...

No i się stało. Biegł rozdrażniony zatłoczonymi korytarzami Hogwartu, przewracał wszystkich po drodze, jak wicher minął pokój wspólny i wtargnął do dormitorium, w którym siedział George. Przed oczami miał jeszcze scenę osuwającej się po słupie Hermiony.
- Udało się? - jego bliźniak wyszczerzył zęby. Brązowooki opadł z głośnym jękiem na łóżko. - Gadaj co zepsułeś...?
Nie miał siły nawet zaprzeczać, że to nie jego wina, wziął głęboki oddech i chrypiącym głosem odparł:
- Zerwaliśmy...
Przez dłuższy czas panowała cisza, pierwszy raz oboje nie wiedzieli co powiedzieć. Patrzyli się na siebie jakby byli jacyś trędowaci. Po chwili głos zabrał George.
- Myślałem, że chcesz się z nią pogodzić, a nie ją rzucić.
- Też tak myślałem, ale...
- Stary, tu nie ma żadnego ALE! Nawaliłeś...
- Wiem o tym. - mruknął. - Ale powiedz mi co ja mam teraz zrobić?
- Skorzystaj w końcu z mojego planu.
- A sądzisz, że się uda...? - szepnął z wykrywalną nadzieją w glosie.
- Nie sądzę, jestem pewien.

* Z punktu widzenia Hermiony...

Po długiej i odprężającej kąpieli zaczęła się szykować. Włożyła suknię, założyła buty, wciągnęła bolerko, poprawiła ostatnie szczegóły i sięgnęła do kolorowego pudełka. "Założyć, czy nie...?". Po kilku chwilach na jej szyi połyskiwał już złoty wisior z różowym, kryształowym oczkiem. Dochodziła dziewiętnasta. tak wiec została jej godzina do balu. Sięgnęła po szczotkę i zaczęła bawić się swoimi włosami. Raz upięła je w długi koński ogon, potem rozpuściła, zaplotła warkocza, zrobiła sobie koka, aż stanęło na kręconej, podpinanej do góry muszli z pasmem rozpuszczonych. To było to. Chwyciła kosmetyczkę i dopracowała ostatnie szczegóły. "Nieźle..." - pomyślała patrząc na efekty swojej pracy. W tej samej chwili w okno zapukała maleńka sówka. Nastolatka wpuściła ją szybko do środka i odwiązała zdjęcie przyczepione do jej nóżki. Spojrzała na roześmianą trzyletnią dziewczynkę o długich, brązowych, napuszonych włosach i w fioletowej spódniczce w kratkę. Zaśmiała się patrząc na samą siebie i odwróciła fotografię.

"Droga córeczko,
Wiemy jak się cieszysz na ten bal Bożonarodzeniowy i wierzymy, że wyglądasz prześlicznie! W końcu mamy takie piękne dziecko! Dlaczego musiałaś tak szybko urosnąć...? Z życzeniami udanej zabawy, zawsze kochający - Mama i Tata.
PS. Pozdrów tego swojego chłopaka ;)"

Dziewczyna jeszcze raz zerknęła w lustro. Zmieniła się? Spojrzała na zdjęcie i przyjęła taka samą pozycję jak mała dziewczynka. Zwróciła uwagę na buty na obcasach, jej postawę ciała i różowe policzki. Urodę na pewno ma po mamie...

Wyszła na korytarz i stanęła na szczycie schodów. W oddali ujrzała Harry'ego, któremu towarzyszyła Parvati. W tłumie znalazła Wiktora, który uśmiechnął się radośnie na jej widok. Wyciągnął dłoń w geście zapraszającym do zejścia. Ruszyła powolnym, dostojnym krokiem cały czas jednak nie mogąc się skupić. Oczami patrzyła na Kruma, lecz serce szukało Freda. Stanęła na ostatnim stopniu wyciągając rękę, ale drogę zagrodził jej rudzielec.
- O co cho...
Nie dokończyła. Po kilku sekundach wtulała się już w miękką szatę wyjściową brązowookiego. Bliźniak pocałował ja tak nagle, że nie wiedziała co się dzieje. Wiedziała tylko, że chciałaby tam stać i stać. Chciała być teraz tylko z nim i tylko tam. Było tak cudownie...

~ Hermiona .

Rozdział budził trochę napięcia, co? :33 Mam nadzieję. Uhuhuh! Teraz wyobrażam sobie reakcję Kruma xD Komentujcie - według mnie jeden z najciekawszych rozdziałów. Dedykacja dla wszystkich czytających ♥ 


<klik!>

czwartek, 25 października 2012

XVIII ~ "Stary, nie załamuj się... Zrobimy tak..."

Osiemnasty rozdział, ach... Kocham dla was pisać ♥ Cieszę się, że ktoś tu jeszcze zagląda :) Przepraszam, że dodaję wpis z opóźnieniem, ale nie miałam czasu :( Dobra, nie przeciągam. Czytajcie! *.*


XVIII ~ "Stary, nie załamuj się... Zrobimy tak..."


- Dziękuję Ci bardzo... - mruknęła ponuro Hermiona chwytając kubek z gorącą czekoladą.
- Ej, nie obrażaj się! To nie moja wina, że wpadłaś do jeziora... Poza tym ja też jestem mokry... - rudzielec złapał się za włosy.
- Ale to ty, Fred wlazłeś na ten lód na wodzie...
- A tego... to już jakoś nie pamiętam.
Nastolatka trzepnęła go w ramię i uśmiechnęła się.
- Gamoń...
Słońce pomału chyliło się ku dołowi. Śnieg zasypał już połowę chatki Hagrida, a Kieł tonął w lawinie bieli. Było mroźno. Tylko jedna gryfonka biegła rozgrzana przez błonia kierując się w stronę Zakazanego Lasu. Koło drzew powiewała czerwona peleryna.
- Chciałeś mnie widzieć? - uśmiechnęła się promiennie.
- Hermionina... - Krum uchwycił jej dłoń i przybliżył do swoich warg.
- Coś się stało...?
- Ni, nic... Chciłbym tylko ci o cuś poprosić.
- To znaczy?
- Tak si żem tilko zastanawiał, ci...? - zająknął się i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Czy...?
- Ci nie pośłabyś zy mną na bal za tidzień?
Szatynka powoli zrobiła krok w tył.
- Um, Wiktor ja... - zerknęła w stronę zamku skąd dochodziły ciche wybuchy kolorowych fajerwerków. - Wiesz, bardzo bym chciała, ale... Niestety nie mogę. - spuściła oczy, pocałowała chłopaka w policzek i odeszła pospiesznie.
Dlaczego wysoki gracz quidditcha, w którym kochają się wszystkie dziewczyny zaprosił właśnie ją? Co na to powie bliźniak? Tak, lepiej jeśli wcale się nie dowie... W tej właśnie chwili wpadła na rudzielca w drzwiach wejściowych.
- Słoneczko!
Hermiona szybko powędrowała dłonią do jego czoła.
- Dobrze się czujesz?
Zaśmiał się.
- Absolutnie!
- Czy aby na pewno...?
- Lepiej się nie czułem... - mruknął i zbliżył się do dziewczyny.
Przysunął swoją twarz do jej twarzy.
- Hej, gołąbeczki! - jakby nigdy nic pomiędzy nimi przebiegł George potrącając po drodze wszystkie przedmioty.
Za nim gonił wściekły Snape z różowymi włosami. Czarodziejka zatkała usta dłonią by powstrzymać się od wybuchu śmiechu.
- Na co się tak gapicie?! - profesor machnął szatą i zniknął w głębi zamku.
- A temu co się stało?! - zarechotała.
- No wiesz... Trochę farby w eliksirze powodującym wybuch, który stał na jego biurku... Nic wielkiego. - poprawił kurtkę i odgarnął włosy z czoła.
Spojrzała chłopakowi w oczy i uśmiechnęła się. 
- No co?
- No nic...
Złapała go za rękę i skierowała się do Wielkiej Sali.
- Proszę, proszę, proszę... Miałam rację, że coś mnie ominęło. - za nimi rozległ się wesoły, dziewczęcy głos.
Hermiona automatycznie puściła dłoń Freda i odwróciła się szybko. Siostra bliźniaka w podskokach poszła na swoje miejsce i rozsiadła się wygodnie puszczając im oko. Zaróżowiona nastolatka dołączyła do chichocącej przyjaciółki. 
- No weź już przestań... To nie tak jak myślisz.
- Mhm... - mruknęła przeżuwając kanapkę z serem. 

* Wieczorem w dormitorium dziewcząt.

- No weź już przestań!
- Chodzisz z moim bratem! - zaśmiała się.
- Nieprawda! 
- Serio...?
- Znaczy, no to nie tak... Ja...
- Nie tłumacz się. - poklepała ją po twarzy i zaczęła się pakować.
Szatynka uniosła brwi w górę.
- A co ty wyrabiasz?
Rudowłosa zatrzasnęła z hukiem wieko kufra i spojrzała z niewinną miną na Hermionę.
- Nic...
- Ginny...
Westchnęła donośnie.
- Jutro wyjeżdżam...
- Słucham? Dokąd...
- Na... poszukiwania.
- Kogo...? Chyba nie... 
Przytaknęła.
- Gin!
- Co?!
- Nie możesz...
- Mogę. Nie będę tego robić ja tylko...
- Tylko co?
- Mój umysł opętany przez eliksir. - wzruszyła ramionami i kontynuując swoją poprzednią czynność mruczała coś pod nosem o samodzielności. - Ja sobie dam radę... A ty w tym czasie będziesz sobie tańczyć z Fredem, o.
- Może nie będę z nim tańczyć...
- Co?! - wieko ponownie się zatrzasnęło trafiając tym razem we włosy trzynastolatki. - Auć...
- Po prostu... Bal za tydzień, a on nawet nie zagadnął na ten temat.
- Kretyn. Pogadam z nim, nie martw się...
- Nie chcę żebyś z nim rozmawiała! Chciałabym żeby jego propozycja wyszła od niego, a nie od jego siostry.
Ginny zaśmiała się.
- Nie pytać?
- Nie pytać.
- No, ale...
- Ćśśśśśś... - przytknęła jej palec do ust i uśmiechnęła się. - W razie co mam opcję rezerwową.
Wtuliła się w poduszkę i zamknęła oczy.
- Co?! Jaką?!
- Dobranoc...
- No weź!
Dziewczyny siedziały długo, bardzo długo. Dopiero po północy rudowłosa udała się do siebie. Nie mogły się rozstać. Przytulały się. Czuły, że następne spotkanie może być dopiero za kilka miesięcy. Płakały...
Hermiona obudziła się o 6:00. Powoli wygrzebała się z łóżka i przetarła oczy. Nakarmiła Krzywołapka i stanęła przed lustrem.
- Ugh... Masakra.
Uczesała się, ogarnęła makijaż, wyperfumowała się, ubrała i zeszła na dół. Zajęcia zleciały jej powoli. Po lekcjach wolnym krokiem wędrowała przez zaludnione korytarze. Coraz rzadziej widziała bliźniaków. Coraz częściej zdarzało się, że wymieniała tylko krótkie "cześć" z Fredem i pędziła dalej w wir nudnej monotonii życia. I tak przez kilka dni. Był piątek - 4:00 rano, dwa dni do Wigilii, a ona czuła, że mniej czasu spędziła z rudzielcem chyba tylko w ostatni dzień roku szkolnego dwa lata temu. Siedziała na balustradzie w wieży astronomicznej kiwając się niebezpiecznie.
- A to mądrze tak samej...? - mruknął cicho głos z wnętrza sali.
Przerzuciła prędko nogi na drugą stronę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Z ciemności wyszedł Malfoy.
- Ach, to ty...
- A myślałaś, że kto? - przytulił ją na przywitanie.
- A, nikt ważny...
- Ciężko ci bez Ginny? - wypalił prosto z mostu.
Uniosła brwi.
- No wiesz...
- Ona już pojechała tak? Kiedy?
- No, więc ona...
- Dotarła już jak myślisz?
- CHWILECZKĘ! - krzyknęła. - a skąd ty w ogóle wiesz, gdzie jest Weasley.
- Nic takiego nie mówiłem...
- O co ci chodzi, bo...
- O nic! Rozumiesz?! - i wybiegł.
To było naprawdę dziwne przeżycie. Wróciła na swoje poprzednie miejsce i zmarszczyła czoło. O co chodzi?! 
Tego dnia miał być wypad do Hogsmeade. nagle coś jakby ją trzasnęło w twarz. ONA NIE MA SUKIENKI! Przed pokazaniem Filchowi zgody chwyciła za rękę Lunę i przyciągnęła do siebie. 
- Pójdziesz ze mną po...
- Sukienkę? Wyczytałam to zmartwienie z twoich oczu. - dodała widząc zdziwioną minę szatynki.
Ruszyły w kierunku kolorowych kamieniczek... 
Przeglądały wystawy, kolorowe kreacje lśniły na tle białego puchu pokrywającego sklepowe okna.
- Możemy również iść do Ateny!
- Gdzie...?
- Do Ateny... - Luna wskazała spokojnie palcem szary, brukowany budynek.
- Że tam...?
- Zaufaj mi!
Chwyciła ją za rękę i ruszyła przez zaspy. Zadzwonił mały dzwoneczek przy drzwiach. Zza lady nagle wyskoczyła pulchna kobieta w żółtej sukience i słonecznych okularkach.
- Witajcie... Tak czułam, że przyjdziecie! - podskoczyła i pociągnęła Granger w stronę wieszaków. Lovegood pognała za nimi. Zanim Herma zdążyła coś powiedzieć, szwaczka zaczęła zarzucać na nią tonę ozdób, materiałów i przypinek. Po kilku sekundach okręciła parę razy różdżkę i spojrzała na swoje dzieło.
- I co myślisz kochana?
- Jest przepiękna... - mruknęła blondynka.
Hermiona stanęła na przeciw lustra i zatkała usta. Wpatrywała się w lśniącą, delikatnie różową, ozdobioną falbankami suknię do ziemi. Jej włosy fikuśnie upięte idealnie grały z wiszącymi kolczykami.
- No, teraz jeszcze tylko buty. - szepnęła.
Wróciły późnym wieczorem i czym prędzej udały się do Wielkiej Sali. Skrzaty domowe zaniosły zakupy do dormitorium, a nastolatki opadły zmęczone na siedzenia. Usiadły razem przy stole, nikt nie zaprzeczył. Wsunęły szybko łatki z mlekiem i sennym krokiem ruszyły do sypialni. 

***

Hermiona rozglądała się nerwowo. Jutro bal... Tak, jutro bal. No trudno. Da sobie radę. Zapuka. Da radę! Pobiegła przez pomost i zastukała trzy razy w drewniane drzwi. Z kajuty statku wychylił się młody chłopak.
- Ja do Wiktora. - uśmiechnęła się.

***

- Możesz mi powiedzieć dlaczego?! - krzyknął Fred ciągnąc ją za ramię. 
- To może ty mi odpowiesz?!
- Nie rozumiem o czym ty mówisz...
- Nie rozumiesz?! - krzyknęła. - Przez ponad miesiąc czekałam aż mnie zaprosisz, a ty CO?! - zlustrowała chłopaka. - No właśnie... Nic. - mruknęła i trzasnęła drzwiami..

***

- No i co ja mam teraz zrobić George...? - bliźniak siedział obok brata trzymając się za szyję. - Ona.. Ona idzie z tym... - rudzielec odchrząknął. - No dobra, już dobra, gnomem.
- Stary, nie załamuj się... Zrobimy tak...

~ Hermiona .

No więc, długi. I... wydaje mi się, że może być. Trochę tylko pomieszany xD Komentujcie ♥ Dedykacja dla wszystkich odwiedzających. ♥

poniedziałek, 22 października 2012

XVII ~ "Okularnik ma rację, dawno nie natarłem nikomu twarzy śniegiem"

No dobra, cieszę się, że czytacie te wstępy ;) Widziałam odpowiedzi : nie kończ, 10000000000000000 i 26 ;P Byłabym skłonna do tej ostatniej wersji ♥ Ewentualnie ok. 30 ;P Dobra zapraszam na rozdział 17 :)


XVII ~ "Okularnik ma rację, dawno nie natarłem nikomu twarzy śniegiem"


- GINNY! - nastolatka krzyknęła i rzuciła się na przyjaciółkę tym samym zrzucając ją z łóżka. Obie wstały trzęsąc się ze śmiechu i piszcząc z radości.
- Ooo, Hermiona... - westchnęła nastolatka wtulając się w szatynkę.
- A gdzie "Ooo, Fred"? - zapytał bliźniak udając urazę.
- Ooo, Fred! - zaśmiała się skacząc brata.
Złapał ją i zaczął nią kręcić. 
- Panie Weasley! Panie Weasley!! PANIE WEASLEY! - przerażona pielęgniarka podbiegła prędko do rodzeństwa i rozdzieliła uradowana dwójkę. - Pacjentka musi odpoczywać!
- Daj spokój Poppy... -- mruknęła McGonagall - Tak długo się nie widzieli.
Pani Pomfrey pokręciła z dezaprobatą głową i oddaliła się mrucząc coś pod nosem. Uczniowie wymienili wdzięczne spojrzenia z Minervą i wrócili do uścisków. 
- Pani profesor... A tak właściwie, to gdzie reszta Weasley'ów? - zapytała nieśmiało Hermiona.
Nauczycielka westchnęła cicho.
- Nie ma ich tutaj...
- Dlaczego?
- Tylko wy wiecie o naszych planach... I musimy z wami porozmawiać. Ginny się zgodziła jak i jej mama...
- Że co?! Ginny... - warknął Fred w stronę rudowłosej.
- Za tydzień nasze plany wchodzą w życie... Chociaż mnie też się to wcale nie uśmiecha. - westchnęła
- To niech pani coś zrobi! 
- Spokojnie, młodzieńcze... Myśli pan, że nie próbowałam, panie W ? Oni są uparci jak osły... Jak kozły... Jak surykatki!
- Ekhem... Surykatki? - wtrąciła Hermiona.
- Nieważne! Chodzi mi o to, że nie da się ich w żaden sposób przekonać... Jakby od tego zależał los całego świata. - mruknęła.
Spojrzeli z żalem na Ginevrę. Dlaczego się zgodziła? Dlaczego nie zaprzeczyła? Dlaczego nie poprosiła o zmianę? Szatynka usiadła na łóżku obok przyjaciółki.
- Zmieńmy temat, okej? Słyszałam, że przygotowania do balu już trwają! - pisnęła.
- Aaa... Ukhm.. No właśnie, bo ten...
- Wiem, że Jeremy mnie olał. - westchnęła - No, ale przynajmniej ty będziesz się dobrze bawić. - uśmiechnęła się. - Z kim idziesz?
- Ja.. No... Ten... - spojrzała na bliźniaka. - Z nikim. - odparła szczerze.
- Jeszcze... - trzynastolatka uniosła brwi. 
Rozmawiali długo. Następnego ranka rudowłosa miała wyjść ze skrzydła.
- No dobra, słoneczka młoda musi odpocząć. - pielęgniarka poklepała parę po plecach i popchnęła w kierunku drzwi.
Chłopak zawrócił jednak gwałtownie i podbiegł do biurka. 
- Mamo... - szepnął. - Co tu robisz razem z Tonks?
- Ech, tajemnica wagi państwowej... - uśmiechnęła się.
- Freddie, idziesz? - zawołała dziewczyna od wejścia.
- FREDDIE?! - Gin wytrzeszczyła oczy - Czy coś mnie ominęło?
- Eee... - Herma oblała się szkarłatnym rumieńcem i spojrzała w stronę pani Weasley - Ależ nic. - odparła i wyszła na korytarz. 
Złapała się za głowę i zaśmiała się 'Freddie'... Właśnie wybiegł za nią na hol również czerwony jak burak, napęczniały jak balon, wybuchając donośnym rechotem... Tak zaraźliwym, że Snape by się uśmiechnął. Wyszczerzyli zęby, chwycili się za ręce i pobiegli w stronę Wielkiej Sali.
- Ach, gołąbeczki... - mruknęła Molly odchodząc od dziurki od klucza i zbliżając się do łóżka córki. 
- To co, Nimfadoro? Zgadzasz się? - skończyła McGonagall.
Różowo-włosa wzdrygnęła się i spojrzała z wściekłością na profesorkę "Nie nazywaj mnie Nimfadorą!".
- Oczywiście... - odparła.
- Dziękujemy. Jesteś najlepszym metamorfomagiem jakiego znam! - Ginny przytuliła się do aurorki. - Cieszę się, że to ty będziesz mnie chronić podczas tej akcji... 

Hermiona siedziała w pokoju wspólnym obwiązując szyję szalikiem.
- Nie jestem pewna, czy Poppy się zgodzi... - mruknęła.
- Daj spokój! - krzyknął Harry. - Ginny należy się trochę frajdy po tak długim pobycie w szpitalu.
- Okularnik ma rację, dawno nie natarłem nikomu twarzy śniegiem. - Fred wyszczerzył zęby.
Nastolatka pobiegła na górę i gwałtownie otworzyła drzwi do pokoju, w którym nocowała ruda. Siedziała na łóżku rozczesując długie do pasa włosy. Na widok przyjaciółki rozpromieniła się.
- A co ty... - przerwała bo dostała właśnie jasnozieloną kurtką po twarzy w wyniku czego sturlała się z łóżka. - No i znowu... - Jęknęła chwytając się za głowę.
- Ubieraj się! Idziemy!
- Ale dokąd?
- Nie gadaj tylko wkładaj! - rzuciła jej czapkę, rękawiczki i szal.
Skierowały się na błonia i stanęły na pustym polu.
- No i co my tu robimy...?
Odpowiedź nadeszła niezwykle szybko. Zaraz zza wielkiej zaspy wyskoczył czarnowłosy młodzieniec rzucając w czerwoną ogromną kulą śniegu. Rzucił się na nią wcierając biały puch w jej twarz. Hermiona nie mogła opanować się od głośnego wybuchu... Przerwanego nagłym pojawieniem się Freda z różdżką w dłoni.
- Nie waż się... - mruknęła przebierając szybko nogami.
Nie udało jej się uciec daleko. Chwilę później przewieszona przez ramię bliźniaka biegła w stronę góry śniegu.
- Puszczaj żyrafo! Puszczaj! - biła go po plecach.
- Żyrafo?! Przez chwilę myślałem żeby ci darować, no ale skoro tak...
- NIE!
Parę sekund potem leżała na białej poduszce przykryta wielką kołdrą. Wygrzebała się z lodu, ale pożałowała tego bo od razu stanęła pod ostrzałem.
- Fred, przestań! - krzyczała.
W tym samym czasie Ginny razem z Harrym okładali się śniegiem po głowach. Dziewczyna zbudowała miotłę i udała, że zrzuca mini-bomby na chłopaka, ten przewracał się i udawał, że spada. W ostatniej chwili Weasley złapała go za dłoń. Spojrzała w kierunku swojego brata i przyjaciółki.
- Taak, raczej na pewno coś mnie ominęło. - westchnęła cicho dając Potterowi buziaka w polik.

~ Hermiona .

Podoba się? :33 Mi chyba tak. Achhhh ♥ Taki wesoły ;p Dedyk dla Julii Sz. oraz ~ Miony ♥ Zachęcam do komentowania :D


niedziela, 21 października 2012

XVI ~ "Odwróciłeś się ode mnie, Fred... Tak po prostu!"

Rozdział szesnasty ♥ Cieszmy się! A teraz sprawdzimy kto czyta ten wstęp. Napiszcie ile ma być rozdziałów, bo nie wiem kiedy zrobić epilog xD Zapraszam na 16... :D Mam straszną wenę! :)


XVI ~ "Odwróciłeś się ode mnie, Fred... Tak po prostu!"


- Chodź...
- Nie! Nie! Nie!
- No wstawaj! Chodź...!
- Nie! - krzyknęła po raz ostatni i uwolniła nadgarstki z mocnego uścisku Dracona.
- Chodź! 
Hermiona skrzyżowała ręce i przetarła zapłakane oczy.
- Słuchaj! Wracamy do zamku... 
- Bo co?! - wrzasnęła. 
- Bo... Bo... Bo się jeszcze przeziębisz... - mruknął.
Nastolatka zaśmiała się przez łzy.
- Ale masz argumenty...
Pociągnęła głośno nosem i schowała głowę w rękach. Blondyn usiadł obok niej.
- Słuchaj... Nie przejmuj się nim. Na pewno mu przejdzie.
- A ty skąd możesz wiedzieć?!
- Ej, nie unoś się... Chcę ci tylko pomóc...
- Ech, przepraszam ja... Ja po prostu... Nie wiem co się ze mną dzieje! - pacnęła się w czoło i znowu zaczęła płakać.
- Nie martw się, będzie dobrze. - szturchnął ją łokciem.
Uśmiechnęła się.
- Wiesz... Jak chcesz to umieć być miły.
Blondyn pokiwał głową.
- Ale jak komuś powiesz, to cię zabiję...
- Wiesz ty też jesteś całkiem... fajna. - Hermiona zaczęła się śmiać. - Jak ktoś się dowie, dostaniesz Avadą. - dodał.
- Układ stoi! - podali sobie dłonie.
Siedzieli tak długo patrząc się w przestrzeń. Nie rozmawiali już. Dopiero po pewnym czasie Draco znowu odezwał się :
- No to... Idziemy do tego zamku? Co tak będziemy tu siedzieć? - Wstał i wyciągnął do niej rękę. 
Chwyciła ją ostrożnie jakby się bała, że to kawał. Podniosła się powoli i pozbierała swoje rzeczy. Ruszyła w kierunku sali wejściowej. Po drodze wyleciało jej kilka notatek. Wpadła na Dracona próbując je złapać. Chwycił ją za ramiona, spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. Zrobił krok w jej stronę. Odsunęła się.
- Nie rób tak więcej. - mruknęła zbierając zeszyty i ruszając dalej. Poczerwieniał, dogonił ją i złapał się za szyję.
- Wybacz...
Dziewczyna czuła się już mniej skrępowana przy młodym Ślizgonie, zaczęła czuć, że mają coś ze sobą wspólnego. Może ta wredna, twarda powłoka była tylko osłoną dla delikatnego i czułego chłopaka...? Zamyśliła się. Zaczęła wchodzić po schodach na górę. Nie wiedziała dokąd idą, ale w końcu nogi doprowadziły ją do sowiarni. Rozejrzała się niepewnie i weszła do pomieszczenia. Malfoy został na zewnątrz. Czuł, że nastolatka musi być sama. Hermiona chodziła w kółko. To głaszcząc jakąś sowę, to karmiąc ją wyczarowaną przez nią myszą. Usiadła na parapecie i zaczęła płakać. No tak, Fred. Jej pierwszy chłopak... Miała wrażenie jakby serce rozdzierało się jej na pół. W tej właśnie chwili pojawił się wysoki bliźniak. Sprawiał pozory jakby jej nie zauważył. Spojrzał w stronę okna i zaczął coś bazgrać na pergaminie. Przyczepił list do nogi sówki i wypuścił ją przez szparę nad głową czarodziejki. Ruszył w stronę wyjścia.
- Fred... - zagadnęła cicho patrząc błagalnie na rudzielca.
Odwrócił się i zerknął na nią z wyrzutem. Odszedł. Nastolatka nie wiedziała co robi. Zaczęła skakać ze złości po parapecie. W jednej chwili zachwiała się i wypadła. Spadała i spadała. Nie wiedziała co się dzieje. Nie krzyczała. Wszystko było jej jedno. Tak bez Freda...
- Aresto Momentum! - krzyknął jej dobrze znajomy głos.
Kilka sekund po tym opadła łagodnie na ziemię. Zakołowało jej się w głowie. Zemdlała. 
Obudziła się w białej sali. No tak, znowu skrzydło szpitalne. Ile razy w tym roku już tu była? Złapała się za głowę. Jednak coś było inaczej. Rozejrzała się ostrożnie. Była tu sama. Całkiem sama. Nie było przy niej rudzielca. Nie było nikogo kto by ją złapał za rękę i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Zamknęła oczy. Nie chciała nic widzieć. Nie chciała odczuć tak mocno, że nikogo nie obchodzi.
- Jak ona się czuje, pani Pomfrey?
- Ach, pan Weasley! - Hermionę przeszły ciarki. - Mój drogi chłopcze jeszcze śpi... Jak dobrze, że zareagowałeś. Fred, moje złote dziecko, gdyby nie ty byłoby o wiele gorzej.
Westchnął.
- Niech pani mnie poinformuje, kiedy dojdzie do siebie...
Usłyszała odgłos oddalających się kroków. Coś ją zakuło w okolicach serca. Zacisnęła powieki. Chciała zasnąć, nie budzić się...

***

- Fred... - szepnęła niepewnie stając nad oparciem fotela w pokoju wspólnym Gryfonów.
Czarodziej podskoczył i spojrzał z nutą szczęścia i ulgi w jej oczy. Najwidoczniej po chwili przypomniało mu się o tym co się stało, bo ogniki zgasły, a na ich miejsce wstąpił ten smutny cień przygnębienia. Chwycił ją za dłoń i wyszedł z nią na korytarz.
- Słucham cię... - mruknął.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie powinieneś mnie za nic winić. - zarzuciła włosy na plecy i ruszyła wolno w stronę biblioteki.
- Jak mam cię nie winić? Przecież to nie ja tuliłem Dracona!
Hermiona wyobraziła sobie tę scenę i zaśmiała się.
- Może nie ty, ale... Zrozum. To jest mój... Dobry znajomy.
Bliźniak prychnął.
- Tak, dobrze usłyszałeś Weasley. On jest naprawdę... w porządku.
- Dlatego, że nazywa cię szlamą? - spytał sarkastycznie.
- Te wydarzenia go... zmieniają. Nie rób takich oczu. Zmieniają! Na lepsze...
- Tak, to może z nim chcesz chodzić?!
- Fred! Tu wcale nie o to chodzi! - mówiła strasznie szybko. - On po prostu wspierał mnie kiedy ty się odwróciłeś i na mnie nawrzeszczałeś. Zachował się wręcz jak przyjaciel, jakby jednak miał duszę. A ty tak po prostu byłeś wkurzony. Myślałeś, że ja nic nie czuję?! Że nie odczuwam braku Ginny przy mnie?! Że jestem jakaś tępa, bez emocji, serca, duszy, wiary, radości? Nie zasługuję na trochę wsparcia?! Otuchy, pocieszenia?! To wszystko mnie również przerosło! Nie byłam w stanie nic zrobić : zjeść, napić się, uczyć czy spać! A ciebie to nie obchodziło. Odwróciłeś się ode mnie, Fred... Tak po prostu! A ja... Ja chciałam żebyś przy mnie był! Potrzebowałam cię!
Bliźniak zbliżył się do niej i pocałował ją. Stali długo. Nie liczyli czasu. Nie zwracali uwagi na uczniów czy profesorów. Byli w tym momencie tylko dla siebie. Oboje tak za sobą tęsknili. Wtulili się w siebie. Bliźniak wplótł palce w jej śliczne, puszyste włosy.
- Ekhem...
Oderwali się od siebie i spojrzeli w surową twarz McGonagall.
- Pani Weasley chce was widzieć... - uśmiechnęła się.
Fred i Hermiona wymienili zdziwione spojrzenia i ruszyli za nauczycielką. Co Molly tutaj robi?! Dotarli do skrzydła szpitalnego. Otworzyli szeroko drzwi. Mama rudzielców stała przy biurku obok Tonks. Na łóżku szczerząc się od ucha do ucha siedziała uradowana Ginny.

~ Hermiona .

Nie chciałam wyczerpać wszystkiego dzisiaj więc jest straaaaaaasznie krótki. nie podoba mi się za bardzo, ale jak tam chcecie. Na następny szykuję coś ekstra. Może dodam go wieczorem...? ^^

sobota, 20 października 2012

XV ~ "Chcą... Oni chcą wykorzystać Ginny do... Ona ma być.."

Ojej to już piętnasty c: Mogę się cieszyć? =) No dobra, dedykację napiszę na końcu, wiem, że i tak tego co tu piszę nie czyta... Po prostu : ZAPRASZAM :*


XV ~ "Chcą... Oni chcą wykorzystać Ginny do... Ona ma być.."


- Nadal nie rozumiem... - siedzieli na kanapie. Było po północy. Po stoliku walały się papierki po różnej maści słodyczach i puste butelki po napojach. Hermiona była cała czerwona na twarzy, nerwowo przeczesywała sobie palcami włosy. Fred podpierał sobie głowę na łokciach i spoglądał ze smutkiem w podłogę. Długo rozmawiali na temat Ginny, Draco i Blaise'a. Niepokoiło ich również zachowanie Snape'a, McGonagall i Dumbledore'a. Wszystko było strasznie dziwne.
- A może po prostu... To jakiś dziwny żart? - zapytała zdenerwowana nastolatka opierając głowę o bliźniaka.
Zaśmiała się smutno.
- Chyba już pora spać.
Obrzuciła stolik pogardliwym spojrzeniem. Odwróciła się od niego jakby nie zauważyła bałaganu.
- Do jutra. - dała mu buziaka w polik, podniosła buty z ziemi i pognała po schodach na górę.
- Tylko nie siedź za długo! - krzyknęła na odchodnym i zniknęła w ciemnym dormitorium.
Rudzielec zerknął na papierki i machnął różdżką. Mruknął "chłoszczyść" i ruszył do pokoju.
Następnego ranka czarodziejka wcale nie czuła się wyspana. Głowa ją bolała, nie miała siły otworzyć oczu, a mózg jej parował. Powoli ubrała mundurek i buty i udała się do łazienki. Uczesała roztrzepane włosy, wyszorowała zęby i obmyła twarz wodą. Wyczarowała dwa plastry ogórka i położyła je sobie na oczach. Ułożyła się na fotelu i wyciągnęła stopy na podnóżku. Po kilkunastu minutach zdjęła okład, wyrzuciła go do śmieci i ubrała buty. Pomalowała usta błyszczykiem, psiknęła się truskawkową mgiełką, wzięła torbę z podręcznikami i pobiegła na dół. Weszła do Wielkiej Sali i usiadła obok Freda. Uśmiechnęła się do rudzielca z podkrążonymi oczami.
- Co ty zrobiłaś, że wyglądasz... Tak dobrze?
- A co zazwyczaj wyglądam źle? - uśmiechnęła się smarując sobie chleb masłem.
- Nie o to chodzi, ale... Spójrz na mnie! - rozłożył ręce i spojrzał pytająco kręcąc głową.
Wybuchnęła śmiechem. Do pomieszczenia wszedł Malfoy z grupką przyjaciół. Rozglądał się nieświadomie po sali. Widać veritaserum przestało działać. Nastolatka przypomniała sobie o rudowłosej gdy jej wzrok padł na Blaise'a. Westchnęła cicho i odwróciła się w stronę stołu. Chłopak obrzucił ją spojrzeniem, które miało wyrażać dezaprobatę i ruszył do stołu Ślizgonów. Draco patrzył na nią przez chwilę, po czym poszedł w ślady przyjaciela. Usiedli i zaczęli szeptać.
- Wiesz co? Chyba pójdę na górę... - Fred wstał pospiesznie i zebrał swoje rzeczy.
Wyciągnął rękę do Hermiony i uśmiechnął się.
- Bez ciebie nie idę...
Wyszczerzyła zęby i chwyciła jego dłoń. Spojrzała na niego z czułością. Uwielbiała czuć ciepło, którym darzył ją chłopak. Była tylko jedna rzecz, która ją w danym momencie denerwowała. Ten smutek w jego oczach. Zerknęła na niego ukradkiem i zwróciła wzrok na podłogę. Wchodzili właśnie po schodach na drugie piętro. I znowu ten znajomy głos. Wskoczyli za jakąś zbroję. Dziewczyna czuła, że podsłuchiwanie jest złe, ale robiła to już tyle razy, że przestało ją to martwić. Ujrzeli czubek tłustych włosów, elegancko upięty kok i siwe, proste kluski.
- Dumbledorze! Ginny jest jeszcze dzieckiem! Ten eliksir on... On ją może... - przełknęła głośno ślinę. - Nie wiemy jak on dokładnie działa.
- Zapewniam cię Minervo, że jest lepszy od Imperiusa. - powiedział spokojnie Snape.
- Ale Albusie, czy to...
- Konieczne? Ależ tak, moja droga. Jeśli chcemy się dowiedzieć czy ON naprawdę ma zamiar się odrodzić, to...
- Ale mamy już Severusa!
- Glizdogon mu nie ufa... Czarny Pan myśli, że się od Niego odwrócił. To jedyne wyjście...
- TRZYNASTOLATKA CHCĄCA SIĘ PRZYŁĄCZYĆ DO ŚMIERCIOŻERCÓW?! - wrzasnęła. - SERIO MYŚLISZ, ŻE TO KUPIĄ?!
- Jak najbardziej. Voldemort szuka popleczników. - nauczycielka wzdrygnęła się. - To "pomoże mu dotrzeć do uczniów" i tym samym do mnie... - odszedł wolnym, spokojnym krokiem. - A, właśnie. Nie wolno bać się tego imienia, Minervo. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą... Albo czymkolwiek czym on teraz jest... - poszedł dalej. - Ma ktoś z Was dropsa?
Kiwnęli przecząco głowami.
- Szkoda, a taką miałem ochotę... - oddalił się.
- Do zobaczenia jutro w moim gabinecie. I nie martw się. Zapewniam, że wiem co robię... - zbiegł po schodach.
- Zapewniam, że wiem co robię! Zapewniam, że wiem co robię! - krzyknęła wytykając język robiąc zeza i gestykulując zamaszyście rękoma. 
Poprawiła szybko szatę i poszła w stronę swojego pokoju. Gdy kroki ucichły wylecieli z kryjówki na podłogę. Oboje byli strasznie przerażeni. Chcą... Oni chcą wykorzystać Ginny do... Ona ma być... Nie mogli w to uwierzyć. Po prostu nie mogli. Pędem ruszyli za dyrektorem.
- Panie Profesorze! To nie może tak być! Moja siostra, ona...
- Panie Weasley, spokojnie. Wszystko jest pod kontrolą.
- POD KONTROLĄ! Ty stary szaleńcze!
- FRED! - krzyknęła Hermiona trzepiąc go w ramię.
- Moja siostra ma być szpiegiem u Voldemorta!
- To nie tak... Ona po prostu...
- Ma go znaleźć i przekazać nam niezbędne do dalszych działań informacje.
- Właśnie. Pan może nam oczywiście powiedzieć ile to potrwa prawda?
- Może rok, może dwa...
- No widzisz, Fred... ŻE CO?! CZY PAN WIE, NA CO JĄ PAN NARAŻA?! NA CO NARAŻA PAN CAŁĄ RODZINĘ WEASLEY?! JEŚLI TO SIĘ WYDA...
Nastolatka sięgnęła po różdżkę.
- Zmieni pan zdanie...
- Panno, Granger. Bez takiej agresji. - Dumbledore wyciągnął dłoń i opuścił jej rękę.
Uśmiechnął się i odszedł pozostawiając otępiałą ze strachu parę.
Byli wściekli. Ich troska przerodziła się w bombę, która mogła w każdej chwili wybuchnąć.
- Spokojnie... - szepnęła czarodziejka dochodząc do siebie.
- SPOKOJNIE?!
- Fred... Nie krzycz na mnie. Ja... Ja ci nic nie zrobiłam. - mruknęła spuszczając głowę.
Podniosła z ziemi torbę, która wypadła jej z ręki podczas rozmowy i zbiegła po schodach wpadając w nieopanowany szloch.
Rudzielec złapał się za głowę i oparł czoło o filar. Zamknął oczy. Nie mógł znieść tego napięcia. Kilka łez spłynęło po jego policzku. Kopnął jakąś zbroję i ruszył dalej pustym korytarzem.

***

Szatynka była bardzo zdenerwowana. Wpadła na profesora Flitwicka.
- Panno Granger, do klasy tędy!
Nie zwracała uwagi na krzyki małego profesora. Biegła przed siebie. Nogi zaprowadziły ją do szklarni. Wpadła do klasy zielarstwa i znalazła wzrokiem Dracona.
- Musimy pogadać. - powiedziała stając nad nim.
- Panno Granger, co to za zachowanie? Minus 20 pkt. dla Gryffindoru.- Profesor Sprout spojrzała surowo w stronę Malfoya, który zebrał swoje rzeczy i wybiegł za dziewczyną. - I minus 20 dla Ślizgonów! Nie do wiary...
- Co się stało? - zapytał gdy razem z czarodziejką usiedli na ławce nad jeziorem.
- Przez ciebie i tego twojego zarozumiałego kolegę chcą wysłać Ginny na przeszpiegi do śmierciożerców. - wypaliła bez żadnego wstępu.
Draco wytrzeszczył oczy i otworzył usta. Nie potrafił wydać z siebie żadnego dźwięku. Wpatrywał się w ziemię.
Nastolatka była ogarnięta wielkim żalem. Nie potrafiła wyrazić tego co czuła. Kopnęła jakiś kamień i zaczęła nerwowo machać nogami. Bawiła się swoimi palcami zdrapując lakier z paznokci. Blondyn spoglądał na swoje buty. Zerknął na Hermionę, która była bliska rozwalenia ławki bądź co gorsza wybuchnięcia donośnym płaczem. Objął ją ramieniem. Po jej policzku zaczęły spływać łzy wielkie jak grochy. Położyła mu głowę na ramieniu i zaczęła płakać. Pierwszy raz poczuła, że młody Ślizgon ma serce. Wtuliła się w jego szatę i zamknęła oczy. Właśnie w tej chwili nadeszły kłopoty.
- Hermiona! - wrzasnął zdenerwowany rudzielec zjawiając się niespodziewanie tuż obok drzewa.
- Fred... Co ty tu...? Ja... Ja...
Bliźniak nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Zacisnął usta, odwrócił się gwałtownie i pobiegł w stronę zamku.
- Fred... Fred... Za-zaczekaj... - głos jej się łamał. 
Nie wiedziała co ma zrobić. Oparła się o dąb i osunęła się powoli na ziemię. Zakryła oczy dłońmi. Nie chciała tam być. Chciała, żeby to był tylko sen, ale to był dopiero początek. Najgorsze miało dopiero się zacząć...

~ Hermiona .

Nie wiem czemu, ale sama się trochę zdenerwowałam jak to czytałam robiąc poprawki. Mam nadzieję, że wam się spodoba. No więc... Piszcie, co sądzicie! Dedykacja dla Wici, która dała mi weny i sprawiła, że Ginny stanie się szpiegiem ♥ Kocham Cię za to! Podziękujcie jej za natchnienie mnie do pisania tego rozdziału :D Dla wszystkich, którzy komentują : stokrotne dzięki. Jestem wam wdzięczna za dodawanie mi otuchy i motywacji do dalszego pisania :)

piątek, 19 października 2012

XIV ~ "Nie sądzę, że to rozsądne spotykać się z blondaskiem o tej porze."

No więc ostatnio mam wenę :P Szczerze powiem w tym rozdziale będzie bardzo dużo Draco ;P Przyznam się też, że może i chciałam połączyć Malfoya z Ginny, ale wpadł mi... ten oto pomysł. Zobaczcie! Dedykacja dla Julii Sz., Jagody P. (Baie) oraz Destiny Chase ;) Zapraszam . <3


XIV ~  "Nie sądzę, że to rozsądne spotykać się z blondaskiem o tej porze."


- Hermiona...
Dziewczyna siedziała przy stole gryfonów z trudem przełykając cokolwiek oprócz łez. Widelcem dźgała chłodnego kotleta i wzdychała ciężko spoglądając co chwila w stronę wejścia do Wielkiej Sali. Tęskniła za Ginny i to bardzo. Odwróciła się powoli na dźwięk swego imienia i spojrzała w chłodne oczy blondyna.
- Porozmawiamy?
- Nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy. - mruknęła zabierając torbę z ławki i kierując się ku drzwiom.
- Poczekaj chwilę! - krzyknął. - Proszę...
Nastolatkę zamurowało - "proszę"? "Proszę" z ust Dracona? Zatrzymała się i z pogardą zmierzyła go od stóp po głowę. Chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę jakiejś pustej klasy. Wyrwała mu się szybko i skrzyżowała ręce czekając na to co Ślizgon miał jej do powiedzenia.
- Słuchaj, bo ja... Ten...
- Odebrało ci mowę? Chyba po raz pierwszy... - przewróciła oczami. - Szybciej, nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- A powinnaś.
- Tak myślisz?
- Jeśli zależy ci na przyjaciółce...
Dziewczyna westchnęła ciężko. 
- Do czego ty zmierzasz...? - szepnęła cicho patrząc w podłogę.
- Mam nadzieję, że do celu...
- Czego ty chcesz od Ginny?
- Nic...
- No jasne. - powiedziała akcentując.
- Chodzi mi tylko o to... Chodzi mi o to, że...
Dziewczyna miała tego dosyć i chwyciła za klamkę. Blondyn złapał ją za ramię i obrócił szybko.
- Słuchaj! Jeśli nie obchodzi cię los siostry twojego chłopaka, to...
- To co?!
- To darujmy sobie! - wyszedł trzaskając drzwiami.
Stała tyłem do wejścia. Zamknęła mocno powieki. "Nie rozpłacz się...". Zebrała się do kupy wzięła torbę do ręki i wyszła z klasy. Skierowała się do lochów. Eliksiry. Przed salą grupka Ślizgonów trzymała się za brzuchy rechocząc z jakiegoś kawału, który opowiedział im Blaise. "Draco, chodź do nas, nie stój tak pod ścianą!". Tymczasem młody Malfoy nie miał najmniejszej ochoty na tarzanie się po podłodze. Spojrzał z wściekłością na szatynkę i odwrócił wzrok. "Kretyn". Wreszcie na końcu korytarza pojawił się Snape. Zamek szczęknął, a wszyscy wsypali się do środka. Zajęła miejsce pomiędzy Ronem i Harrym i spojrzała z nutką znudzenia na tablicę. "I znowu próby zrobienia zaklęcia szczerości!". Siedziała tak wrzucając wszystko co popadnie do kotła. W odpowiedniej kolejności i zgodnie z przepisem (xd). Wnet na jej ławce wylądowało coś w rodzaju ptaka. Zwinięty magiczny liścik prosto od...

Jeśli chcesz dowiedzieć się prawdy przyjdź dziś o 21:00 nad jezioro. ~ Draco .

Spojrzała w jego kierunku. Uniósł brwi w geście pytania. Kiwnęła niezauważalnie głową i odwróciła się do bulgocącej mikstury. 

- Nie sądzę, że to rozsądne spotykać się z blondaskiem o tej porze. - mruknął niezadowolony Fred.
- Daj spokój! Chcę się dowiedzieć o co mu chodzi. A w razie czego, mam gaz pieprzowy. - uśmiechnęła się.
- Że co?
- Taki tam mugolski wynalazek...
- Mimo wszystko, nadal mi się to nie podoba. Powinienem iść z Tobą!
- Daj spokój BLONDASEK cię nie lubi...
- Że co?
- Przestań o wszystko zadawać głupie pytania... - uśmiechnęła się.
- Nie zadaję głupich pytań. - mruknął niezadowolony. - Ja się po prostu o ciebie martwię...
Przytulił ją bardzo czule. Uśmiechnęła się i pociągnęła nosem. Uwielbiała zapach Freda.

Zbliżał się wieczór. Czarodziejka siedziała w pokoju wspólnym bazgrząc szybko piórem wypracowanie dla Flitwicka. Czuła, że po powrocie z nad jeziora... pójdzie z nerwów spać. Uśmiechnęła się do swojej skończonej pracy i zgarnęła kosmyk włosów z czoła za ucho. Usiadła przodem do kominka i wyciągnęła stopy. Uwielbiała grzać je sobie przy ogniu. Nagle coś przemknęło jej przez głowę. "Dzisiaj jest... Listopad. Wyniki pierwszego zadania już są!". Pomknęła szybko do tablicy. "Taaak jeeeest!"
- Brawo Harry! - wyrwało jej się. 
Kilka par oczu zwróciło się w jej kierunku. Zrobiła minę jakby nic się nie stało, poprawiła spódnicę i pingwinim krokiem ruszyła w stronę dormitorium. Położyła się na łóżku i zaczęła odliczać minuty do spotkania. Wreszcie, gdy już zrobiło się ciemno (ech, listopad) włożyła płaszcz i buty i zeszła na dół. Szła krętymi korytarzami aż wreszcie wyszła na zewnątrz i odetchnęła świeżym powietrzem. Nad szklistą powierzchnią wody malowała się niewyraźna postać. Zbliżyła się i spojrzała w paskudne, niebieskie oczy Malfoya. Stanęła na przeciw niego i skrzyżowała ręce. 
- Słucham? - spytała ozięble.
Dracon wskazał jej ławkę nad zbiornikiem. Niechętnie usiadła nie spuszczając wzroku z blondyna.
- No więc... Chciałem przeprosić.
- Niby za co? Za twój okropny charakter, wyzywanie mnie, podszywanie się pod mojego chłopaka i...
- Nie o to! To nic... 
Dziewczyna oburzyła się lecz nic nie mówiła.
- Za Ginny...
- Co się stało, Draco?
Westchnął cicho i zaczął nerwowo ruszać kolanami próbując się rozgrzać. Nastolatka gotów była wyciągnąć różdżkę. Sięgnęła do kieszeni i odkryła tam małą fiolkę. Przeczytała po kryjomu napis "Veritaserum"...
- Masz wypij, pomoże... - Malfoy zachłysnął się napojem.
- To ja... To wszystko moja wina.
- Nadal nie rozumiem...
- To.. To przeze mnie jest w takim stanie! - wydusił to z siebie z mieszaniną zdziwienia, żalu i ulgi.
Czarodziejka siedziała wpatrując się tępo w przestrzeń. Zdołała wydukać tylko nieme :
- Jak...?
- Blaise. No, wiesz... On... Ją tak trochę lubi...
- Blaise?!
- Tak, gustu nie ma... - uśmiechnął się jadowicie. - W każdym razie... Wtedy na wieży... Ja... ja chciałem prosić cię żebyś z nią pogadała. Całe dnie chodził nadąsany, a gdy to się stało on po prostu olał wszystko.
- No dobrze, ale nie mogłeś poprosić o spotkanie?!
- Jakby to wyglądało gdybym podszedł do szlamy i jej chłopaka i zapytał "Spotkasz się ze mną na wieży o 12:00"? 
- No... Nie ważne... Mów dalej...
- Blaise... Blaise po tym wszystkim spacerował ze mną po korytarzach w czasie lekcji. na drodze stanęła nam ruda. Zatrzymał się gwałtownie, zaczął ją podrywać. Zdziwiła się, zaczęli się kłócić oblał ją Aquamenti, ona strzeliła Upiorogackiem. Nie wiedziałem co robić... Nagle nasze zaklęcia zderzyły się i tak jakoś... Puf. - mówił strasznie szybko i niewyraźnie. Ostatnie "puf" wypowiedział cicho i dobitnie. Nastolatka nie mogła tego znieść.
- Puf... Puf? PUF?! - wrzasnęła. - Jak możesz tak mówić?! A on teraz co?! Stoi jak głąb na korytarzu i śmieje się do innych podczas gdy Gin... - przełknęła ślinę. - Ona może NIE ŻYĆ! - trzasnęła Dracona w twarz i pobiegła w kierunku zamku.
Nie patrzyła na nic. Tuż przy wieży Gryfonów usłyszała ciche szepty...
- Severusie, nie możemy...
- Ale Minervo, skoro mamy już trzynastoletnią Gryfonkę po co wgłębiać się w to wszystko?! Wykorzystajmy Weasley'ównę. 
Stanęła nieruchomo. Gdy głosy się oddaliły wbiegła do saloniku gryfonów. Po środku pokoju stał Fred z utajnionym uśmiechem na twarzy. Pewnie podglądał... Dziewczyna otarła łzy i wpadła bliźniakowi w ramiona.
- Co ten potwór ci zrobił...?- mruknął chłopak przyciskając ją do siebie.

~ Hermiona.

Trutututut! Wuala! Jest rozdział. Komentujcie kochani! ♥

czwartek, 18 października 2012

XIII ~ „W tym właśnie momencie to ujrzeli. Drzwi do gabinetu Snape’a otworzyły się gwałtownie.”


No witajcie ^^ Napracowałam się nad tym rozdziałem i mam nadzieję, że się wam spodoba. No to zapraszam na rozdział 13 J Dedykacja dla ~ Miony i adminki strony Tłuste włosy? Pff. Ja i tak Cię kocham. 

XIII ~ „W tym właśnie momencie to ujrzeli. Drzwi do gabinetu Snape’a otworzyły się gwałtownie.”


Hermiona stała przyciskając swoją głowę do ramienia Freda. Łzy leciały jej stróżkami, nie nadążała z ich wycieraniem. Nie mogła patrzeć w tamto miejsce. Była wstrząśnięta. Rudzielec jakby oniemiał, stał przytulając czarodziejkę i nie mógł się w żaden sposób poruszyć. Nie wiedzieli ile czasu zajęło im otrząśnięcie się, ale już na pewno było grubo po 12:00. Granger wyszła zza drzewa podnosząc swoje rzeczy spod ławki. Chwyciła bliźniaka za rękę i ruszyła w kierunku zamku. Patrzyła w stronę, w którą udał się Snape z McGonagall i Ginny. Chciała krzyknąć, wyrwać się, pobiec… Nie miała sił. Nogi się pod nią uginały, jej wyraz twarzy wskazywał na  to, że ktoś potraktował ją obliviate – nie wyrażał nic. Z niemałym kłopotem dotarła na korytarz przed pokojem wspólnym gryfonów. Spojrzała na obraz, mruknęła „Quidditch przez wieki” i ślimaczym krokiem ruszyła w stronę kanapy. Usiadła i zapatrzyła się w płomienie. Kolejna kropelka spłynęła jej po policzku. Ogień kojarzył jej się z Gin. Właściwie wszystko co teraz było w saloniku kojarzyło jej się z młodą Weasley. Pierwszy raz wkurzała ją czerwień, której było tam wyjątkowo dużo. Skuliła się i spojrzała na tępą buzię rudzielca siedzącego obok. Zerknęła na jego oczy – tylko one potrafiły pokazać co naprawdę czuje chłopak. Chwyciła go za dłoń. Nie poruszył się. Patrzył nieobecnym wzrokiem w podłogę, jakby ktoś go zamroził. Szturchnęła go w ramię.
- Wszystko będzie dobrze…  - mruknęła niepewnie.
Sama w to nie wierzyła, ale trzeba było coś powiedzieć. Obdarzył ją smętnym spojrzeniem i przyciągnął do siebie. Objął ją czule i pocałował w czoło. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Oparła się o niego i zaczęła myśleć. Była załamana. Co stało się jej najlepszej przyjaciółce? Najpierw Fred, teraz jego siostra… To jakiś spisek na rudą młodzież? Nie wiedziała co myśleć. Czuła się pęknięta na pół. Coś się w niej gotowało. Coś co w pewien sposób dodawało jej odwagi. Mogłaby teraz wstać i pobiec za nimi. Rzucić się na Severusa i trzepnąć go po głowie… Gdyby gdzieś nie wyparował. Podniosła ciężkie powieki i zerknęła na zegar – czas na obiad.
Hermiona powoli obracała swój talerz na wszystkie strony. Nie wiedziała jak zabrać się za jedzenie. Wyraz twarzy bliźniaka wskazywał na to samo. George podbiegł do nich szybko i opadł na ławkę szczerząc zęby. Widząc ich miny wyczuł, że coś jest nie tak. Nikt nie miał siły powiedzieć mu o co chodzi. Nastolatka położyła łokcie na stół i oparła głowę. Nic się dla niej teraz nie liczyło. Była zdenerwowana, załamana, flegmatyczna…
Szła energicznie korytarzem przewracając wszystkich po drodze. Była wściekła. Za nią biegiem kroczył zbulwersowany Fred. Znaleźli się w lochach. Było tam ciemno, mrocznie i ponuro. Nic nowego. Kroczyli w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Czarodziejka wyciągnęła pięść i zamachnęła się by zapukać. W tej samej chwili z otworu wyszedł Malfoy, w efekcie czego uderzył mocno w ścianę. Podniósł się gwałtownie. O dziwo na jego twarzy nie malował się gniew, raczej coś typu smutku i rozpaczy. Fioletowy znak na czole stawał się coraz wyraźniejszy. Popatrzył powoli po wściekłych gryfonach. Automatycznie powróciło do niego jego ślizgońskie zacięcie.
- Czego tutaj szukacie?! – warknął.
- Na pewno nie guza, ty już jednego masz. – odparł Fred.
- Co ty, Weasley i ta szlama tu robicie?!
Rudzielec zamachnął się. Dziewczyna złapała go szybko za nadgarstek.
- Nie warto… - mruknęła.
- Przyszedłem cię ostrzec, ty mały…
- Fred!
- … gnomie – dodał niewinnie.
- Lepiej.
- Nie zbliżaj się do Hermiony!
- Popatrzcie biedaczyna mi grozi! Jestem zdziwiony, że cię na to stać …
- Odszczekaj.
- Bo co?
- Zobaczysz… - podszedł do niego.
- O jeny, jak ja strasznie zobaczę! Jak on mi okropnie pokaże! Oooo!
W tym właśnie momencie to ujrzeli. Drzwi do gabinetu Snape’a otworzyły się gwałtownie. Stał w nich wściekły profesor. Wrzeszczał na nich i krzyczał. Oni stali jak skamieniali. Zobaczyli coś czego nie chcieli. Za profesorem na wielkim stole leżała nieprzytomna Ginny… Malfoy odepchnął nauczyciela i wpadł do pokoju. Odgarnął włosy z twarzy trzynastolatki i zrobił minę jakby zjadł coś kwaśnego. Smętny wyraz błąkał się po jego obliczu. Otarł policzek. Czyżby Dracon płakał? Wybiegł z pomieszczenia tak gwałtownie, że nawet nie zauważył mistrza eliksirów leżącego na podłodze. Hermiona wpatrywała się szerokimi oczami w nieruchome ciało. Obraz zaczął robić się czarny… Nie widziała nic. Przestały docierać do niej krzyki Severusa. Osunęła się po ścianie i upadła na podłogę.
Oślepił ją jasny blask. Lampa w skrzydle szpitalnym wisiała tuż nad jej twarzą. Odsunęła ją jednym gestem.
- Hermiona, ty żyjesz… - usłyszała ulgę w głosie rudego chłopaka.
- A czemu miałabym nie żyć? – spytała chwytając się za bolącą głowę.
- Leżysz tu już 3 dni…
- Co takiego? A co z Ginny?!
- Ech, rozmawiałem z Minerwą. Powiedziała, że gadała z naszą matką. Jeśli ona zdecyduje, że powie o co chodzi to powie, jeśli nie… Dowiemy się w swoim czasie… - mruknął. – Ale… Molly nie może powiedzieć.
- Co? Dlaczego? Nie widzi, że się martwicie? George, Ron, ty…
- Widzi, ale nie może.
- CZEMU?!
- Zmutowana roślina argentyńska, która powoduje puchnięcie języka gdy tylko się jej dotknie… Mama dostała w upominku.
- Oj, wybacz… Tak mi przykro.. – złapała go za rękę.
Pogłaskał ją i uśmiechnął się smutno.
- A… Draco?
- Słucham? – zdziwił się
- Draco. O co mu chodziło?
- Jeszcze do tego nie doszliśmy… ech, jest ostatnio jakiś dziwny. Zaczął się z nami witać.
Dziewczyna wybuchła śmiechem. Rudzielec potrafił poprawić jej humor nawet w najciemniejsze, najsmutniejsze dni. Może za to go tak uwielbiała?
Minął tydzień. Po szkole krążyły różne plotki dotyczące młodej Weasley i Malfoya. Było to ściśle tajne, więc wiedzieli o tym tylko wszyscy. Nastolatka dalej nie rozgryzła tajemnicy wieży i blondyna, ale czuła, że niedługo wszystko się wyjaśni. W całym Hogwarcie trwały przygotowania na bal. Ach, bal… „Jeremy znalazł sobie inną partnerkę. Twierdzi, że Gin nie obudzi się do Wielkanocy… Wredny, mały szczur!” Stali właśnie na jednym z korytarzy. McGonagall usadziła wszystkich na miejscach i zawołała Filcha z wielkim gramofonem. Zaczęły się próby do tańca. Nastolatka włożyła wysokie buty i zaczęła się przewracać wpadając co chwila w śmiech. Żałowała, że nie ma z nią jej najlepszej przyjaciółki. Stanęła naprzeciw Rona.
- Heeej, jestem wyższa! – uśmiechnęła się.
- Tylko w tych butach. – mruknął. – Ja mam normalnie prawie dwa metry.
- Dwa metry?! Chyba w szpilkach i cylindrze!
Parvati i Lavender dostały głupawki. Fred porwał szatynkę na ręce i zaczął z nią biegać po całej Sali. Lee z George’m puszczali fajerwerki… tak wyglądały próby walczyka. Minerva zadecydowała, że potrzebują jeszcze sporo pracy…
- W każdy wtorek, czwartek i piątek – krzyknęła. – Uczycie się tańczyć! Nie ma odwrotu!
Jęki żalu i smutku poniosły się po całym holu… Z małymi wyjątkami.
- Hermiona! – do kuśtykającej nastolatki biegła Luna.
- Cześć!
- Coś się stało? – spytała.
- Jakbyś tańczyła po 4 godziny w butach na obcasach też miałabyś odciski i zły humor…
- Nie do końca! Jak byłam mała chodziłam w szpilkach po polu żeby zapobiec pojawieniu się kokosunów w zbożu…
- Że czego?!
- Kokosunów… Są to stworzonka, które…
- Dobrze, rozumiem! – uśmiechnęła się.
Dziewczyna siedziała wieczorem mocząc stopy w gorącej wodzie. (Jak dobrze, że zna tyle zaklęć domowych!) Zasypiając myślała tylko o swojej najlepszej przyjaciółce. Miała ostatnio tyle problemów na głowie… Potrzebowała jakiejś dobrej rady. Fakt, faktem był przy niej Fred, ale potrzebowała kogoś bliskiego… Kogoś takiego, kto by z nią był, siedział przy niej trzymając ją za rękę mówiąc „Nie martw się, kochana! Dasz radę!” i doradzając w sprawie „Jaką sukienkę mam ubrać na bal?”. Przecież rudzielec nie będzie przymierzał z nią różowych kapeluszy malując paznokcie…

~ Hermiona .

No dobra! Co wy na to? Podobało się? 3 i pół strony A4 i takie krótkie.? :CC