środa, 17 października 2012

XII ~ "Cieszyli się każdą sekundą. Wolni, zakochani, uśmiechnięci..."

No hej! Mam wenę, może wam się spodoba. Dziś wstęp krótki. Nie chcę was zanudzać. Po prostu dziękuję za komentarze oraz odwiedziny ♥ Dedykacja dla Ginny i wszystkich odwiedzających :) Parę wyjaśnień w tym rozdziale + nie, nie mogłam dłuższego... xd Na długi musiałabym poświęcić dwa dni ;P


XII ~ "Cieszyli się każdą sekundą. Wolni, zakochani, uśmiechnięci..."


Grad uderzał równomiernie o ogromny parapet. Strużki wody spływały zygzakiem po zaparowanym oknie. W mglistej szybie odbijała się senna, smutna twarz. Postać wycierała czerwone, spuchnięte oczy chusteczką i spoglądała na odległy wschód słońca. Na horyzoncie dało się zobaczyć jasnoczerwony odcień nieba. Dziewczyna miała mokre policzki od łez. Wzdychała raz po raz spoglądając tęsknie w stronę dormitorium chłopców. Przejechała palcami po falistych włosach, podwinęła nogi i schowała głowę w kolanach. Nie spała w nocy. Widać było, że cały czas siedziała w jednym miejscu. Wskazywała na to pomięta spódnica, odwiązany krawat i jasne plamy łez na koszuli. Siedziała jak posąg wyraźnie na coś czekając. Albo raczej na kogoś czekając. Westchnęła cicho.
- Nie znoszę patrzeć jak płaczesz...
Odwróciła się i spojrzała ciepło w oczy Harry'ego. Spuściła wzrok i skuliła się na kanapie. Usiadł obok niej i złapał ją za rękę.
- Długo tu siedzisz?
- Od pierwszej... - odparła ochrypłym głosem.
- A wiesz, że jest szósta?
- To czemu nie śpisz?
- Tak, jakoś... - wzruszył ramionami.
Siedzieli przez dłuższy czas w ciszy wpatrując się w podłogę. Nie musiała nic mówić, Potter doskonale ją rozumiał. Doskonale wiedział co przeżywa czarodziejka. Nie musiał o nic pytać. Był. Po prostu był. Jako przyjaciel... Pocieszyciel... Dobry duch.
W końcu słońce wpadło i do ogromnego pokoju wspólnego Gryfonów. Blask oświetlił różowe policzki Hermiony. Usnęła. Na reszcie po kilku godzinach czuwania, spała. O 8:00 wszyscy zaczęli wypełzać z sypialni i kierować się do Wielkiej Sali na śniadanie. Nastolatka wzdrygała się co chwilę. Nikt nie wiedział, czy to z powodu koszmarów nocnych, czy może z łagodnego łaskotania w nos. Otworzyła senne, podkrążone oczy i odgarnęła z twarzy rude włosy najlepszej przyjaciółki.
- Za godzinę eliksiry... - szepnęła i uśmiechnęła się.
Ruszyła wesołym krokiem w stronę wyjścia z salonu.
- Ginny... - zawołała cicho.
- Tak? - trzynastolatka odwróciła się i spojrzała w oczy szatynki.
- Gdzie jest twój brat? - zapytała. Nie miała ochoty na owijanie w bawełnę. Z resztą... chyba nikt by nie miał.
- Ron? Właśnie zszedł na dół z...
- Nie, nie on... 
- Aaaa... George? On poszedł z Lee na wieżę...
- Nie on!
- Bill?
Hermiona spojrzała na nią spod byka.
- Chodzi mi o Freda... - mruknęła.
- Ach, Fred? On... A... Y... U...
- Naukę alfabetu zostaw na potem. Mów co się dzieje! - uniosła się.
- Ja... - rozejrzała się wkoło. Nikogo w pokoju nie było. - Eee... Już idę! Sorki, wołają mnie, pa!
I tak po prostu wybiegła. Granger była wściekła. Weasley wiedziała coś o rudzielcu, coś bardzo istotnego, coś... COŚ. Złapała za podręcznik. Poszła na górę i ogarnęła się. Musi iść na lekcje - choćby nie wiem co. Wyszła zdecydowanym krokiem. Ocierając jeszcze pojedyncze łzy przeszła obok łazienki Jęczącej Marty, minęła Irytka, który krzyczał na bliźniaka, zeszła po schodach obok gabinetu Filcha, dotarła na dół do sali wejściowej, a potem prosto do... do... do... Cofnęła się. Zaczęła pędzić, biegła i biegła. Stanęła na pierwszym piętrze i wzrokiem odszukała Poltergeista. Był sam.
- Gdzie ON jest?! - krzyknęła.
- Kto? - duch zawirował i wyszczerzył przeźroczyste, żółte zęby. 
- Fred!
- Aaaa, uroczy, brązowooki młodzieniec? - kiwnęła energicznie głową. - Nie znam gościa...
- Iryt! - tupnęła nogą.
- No zobacz jaki ładny obraz, czuję że muszę iść na herbatkę.
- No weeeź, proszę cię!
- Do widzenia. - powiedział dobitnie po czym rozpłynął się.
Nastolatka spojrzała w ziemię. Chłopak jej unikał. Zostawił, wystawił... A może to nigdy nie był on? Może całowała... (wzdrygnęła się) Draco? Ciarki przeszły jej po plecach. Oparła się o filar i zamknęła oczy. Stała i stała. Wiedziała, że już jest po dzwonku. Nie chciała iść do Ślizgonów, patrzyć blondynowi w niebieskie, zakłamane gały. Nie myślała o nim w nocy. Całą głowę zajął rudzielec i jego słodki uśmiech. Jedna łza zaczęła drążyć mokry ślad na jej twarzy. Westchnęła. Wnet poczuła czyjś dotyk. Chciała coś powiedzieć... Nie udało się. Ktoś zatkał jej usta i pocałował krótko. Szybko otworzyła oczy. Śmiały się do niej identyczne, brązowe, wspaniałe... Takie same jak tego pięknego, chłodnego dnia. Nie wierzyła, nie mogła. Czuła, że to tylko złudzenie. Dotknęła jego twarzy i uśmiechnęła się. Złapała go za nos, przejechała po oku, pociągnęła za ucho i wybuchnęła donośnym śmiechem. W jednej sekundzie odskoczyła.
- Malfoy?
- Co?! - Fred zaczął się śmiać, a śmiał się tak... tak cudownie. Tak jak kiedyś... Jak jeszcze wczoraj.
Dziewczyna uśmiechnęła się. To był na pewno On. Przytuliła go i pociągnęła cicho nosem. Ach, te perfumy... Wyszczerzyła zęby do siebie "nic mu nie jest..."
Weasley pociągnął ją na błonia. Nie miała najmniejszej ochoty iść na lekcje. Siedzieli na ławce wpatrzeni w siebie jak w obrazy. Cieszyli się każdą sekundą. Wolni, zakochani, uśmiechnięci... 
- Dlaczego myślałaś, że zniknąłem...? - zagadnął nagle.
- Ja... No bo... Długo by opowiadać...
Chwycił ją za rękę. 
- Mamy czas...
Westchnęła cicho.
- A możesz mi powiedzieć gdzie byłeś wczoraj po śniadaniu?
Rudzielec zawahał się.
- No... Wiesz... - podrapał się po głowie. - Wychodziłem właśnie za Tobą na błonia, minąłem Snape'a, a tu w korytarzu ktoś trafia mnie oszołamiaczem.
- ... I mówisz o tym tak spokojnie?
- Spokojnie może nie, ale raczej... Bezpośrednio.
Uniosła brew.
- Bezpośrednio?A od kiedy używasz mądrych słów?
- Yyy... Supa, ciupa, dubli, dubli, drops. - uśmiechnął się.
Hermiona zaczęła się śmiać.
- Tak myślałam... - zawahała się. - To był Draco.
- O czym ty mówisz...?
- Oszołamiacz... Oszołamiacza rzucił Draco.
- Młody Malfoy?! Niby czemu...?
Wzruszyła ramionami.
- Był na wieży...
- Proszę?
- Eliksir wielosokowy... Fred... Fred, on był Tobą. Ta karteczka na błoniach, fiolka, wieża... To był on.
- Jeszcze raz proszę... 
Wyjaśniła mu wszystko od nowa. Kończąc wtuliła się w jego ramię i zamknęła oczy. Zaczął glaskać ja delikatnie po głowie. 
- Już ja sobie z nim porozmawiam.
Wnet dziewczyna pociągnęła go za drzewo. 
- Co ty robisz?!
- Ciiiiiiiiiiicho. - syknęła.
Wskazała powoli palcem schody prowadzące do głównego wejścia. Snape. Kroczył tym swoim nietoperzym chodem unosząc w powietrzu bezwiedne ciało. McGonagall biegła spanikowana tuż za nimi. Młoda trzynastoletnia gryfonka wyglądała jakby była uśpiona. Płynęła po białym niebie niczym chmurka. Ruda chmurka... Nastolatka zakryła usta dłonią powstrzymując się od krzyku. Nie wierzyła, nie chciała, nie mogła... Ginny.

10 komentarzy:

  1. O BOŻE. Co jest z Ginny?! No nie :C
    Fred... ja się o niego martwiłam :D
    Yey ! wreszcie nowa notka *3* Wspaniała, wspaniała, doskonała!! Z resztą... jak zawsze ;)
    ~Miona

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze! no tą końcówką mnie zaskoczyłaś! Jak się cieszę, że Fred jest :D ech ja już chcę szybko kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No czego oni chcą od Ginny?! Martwiłam się o Freda ,no i dobrze ,że wrócił. Notka jest cudowna ,tak jak zawsze. Czekam na NN i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co zrobiłaś Ginny ?! Ale Ok, wyrównałaś sobie powrotem Freda! :)
    Napisz szybko, bo nie wytrzymam z ciekawości!
    I zdradzę Ci, że zamierzam pisać nowego bloga o Harry'm i Ginny!
    Ale to gdzieś jutro dopiero!
    Pozdrawiam!
    ~ Nessie

    OdpowiedzUsuń
  5. Fred! nareszcie... ukochany mój <3
    ależ emocje mi zafundowałaś....

    OdpowiedzUsuń
  6. Uff, juz chyba nie dam rady dzisiaj wiecej przeczytac, ale obiecuje ze wroce tutaj jutro i dokoncze to. Jestem strasznie ciekawa co sie stanie :D Jestes po prostu swietna. Strasznie sie umialam przy tym opowiadaniu :* Nwm czy tylko ja tak mialam. To chyba pierwsze opo przy ktorym sie smialam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz talent dziewczyno;)

    OdpowiedzUsuń